poniedziałek, 15 lutego 2016

TATRY Słowacja 2015 Part 3


Ziarska Dolina

Ajem back. Wróciłem. Wracam do Was. Stęsknieni?
Ja za Wami bardzo.
Na początek temat mało związany z Tatrami.
Chcę się pochwalić. Od wczoraj jestem certyfikowanym INSTRUKTOREM SPORTU w Kategorii PŁYWANIE. Powiem krótko. Zapraszam na zajęcia.
Basen na Chełmońskiego - Wrocław

A wracając do tematu przewodniego.
Mamy niedzielny dzień przed nami i poniedziałkowy jakoby finalny. Jakie plany. Najdłuższy, podobno najcięższy, najbardziej emocjonujący, chyba też najfajniejszy pod każdym względem odcinek do pokonania od Ziarskiej Chaty poprzez Smutne Sedlo, Tri Kopy, Banikov 2178 m.n.p.m., Pachola 2167 m.n.p.m., Spalena 2083 m.n.p.m., i finalnie Salatin 2048 m.n.p.m. I taki ten dzień był. Piękny pod każdym względem. Zabrakło w środkowej części dnia pogody, wisiały nad nami mgła i chmury i tylko od czasu do czasu przed naszymi oczyma pojawiały się widoki przecudne.
Ale na specjalne życzenie Jacucha Kozła zacznę od niego i jego kamratów gdyż zgodnie z małą tradycją nasza ekipa tym razem podzieliła się na dwa obozy. Obóz Jacucha który poza nim stanowili kamraci znani już Wam z poprzedniego postu ze zdjęcia z piwem, i aby nie było że to my chodzimy a oni piją, potwierdzam że oni też chodzą i wybrali sobie Panowie zacny kierunek od schroniska - szczyt Baranec 2185 m.n.p.m., poprzez Ziarskie sedlo, dochodząc do Rochaczy z finalnym, patrząc od strony doliny na szczyt majestatyczny, rozłożysty Baranec. Chwała Pany.
Wyjście z doliny jeszcze w słońcu
A po drodze na początku zarówno ich jak i naszej wędrówki takie słońce nam towarzyszyło. Wszystko zaczęło się zmieniać na wysokości około 1800 m.n.p.m.
Wiatr, spadająca temperatura i szadź murowana

Panowie stanowiący grupę umownie zwaną Baranec to Jacuch Kozioł, Jaszczomb i Pan Parbat.
Jacuch Kozioł na Rochaczach
Na wieczornej biesiadzie Panowie z dużym zachwytem opowiadali o swej wyprawie. Czy tam dotarli wszyscy, czy aby na pewno byli na tym szczycie? Zdjęć Panowie nie ma więc zasadne jest kwestionowanie waszego wyczynu. Ale mi się dostanie. Wybaczcie.
Grupa główna w sile: Ninja, Miś, Ricco, Fedur, Marud i ja także w pewnym czasie się rozpierzchła. I to już praktycznie na początku trudności które napotkaliśmy już na podejściu na Tri Kopy. A musicie wiedzieć że element wspinaczki od Smutnego Sedla aż do Banikova to ich główna słowacka Orla Perć. I nie ma w tym krzty przesady. Łańcuchy, strome kominy, przepaście, granie i towarzyszące nam szadź, delikatny mróz, wilgotność i porywisty wiatr potęgowały trudności. Niemniej warto. Bardzo warto. 
Jako ciekawostkę podam Wam orientacyjny czas przejścia tegoż odcinka, z początkiem w schronisku a kończąc na Salatinie - 8,5h. Tak opisują to mapy. A że z Salatyna powrót następował także przez Banikov i tym razem przez Jalovecky prislop 2142 m.n.p.m., i dalej Jalovecke sedlo z metą w schronisku Ziarska Chata to czas przewidywany zamykał się w 12h. Wychodzi że pół doby powinniśmy spędzić na wędrówce. A jakże. Nam wyszło trochę szybciej. 
Początek dnia zainicjowaliśmy tym razem w czwórkę kąpielą w potoku. Tym razem zaszczycił nas swą obecnością Ninja. Tak trochę nie po kolei, ale Ninja by mi nie wybaczył.
Brawo Ninja.
Rozgrzewka jest najważniejsza
Także wyruszamy. 
Abdul

Fedur

Ricco

na pierwszym planie Marud i Miś

Ninja
W drogę zatem. Po znanym już nam podejściu w kierunku Smutnego sedla, po przerwie związanej z przebraniem się w cieplejsze, membranowe ciuchy przed nami podejście na Tri Kopy. Zaczyna się Orla słowacka Perć. 
takie ciekawostki zafundowała nam aura


element podejścia

Ninja w kominie

Z Fedurem na szcycie

Pierwsze podejście na Tri Kopy pozwala nam porządnie się rozgrzać. Soczyste stosunkowo krótkie podejścia ale nieźle pionizujące zapewniają dobre dogrzanie przede wszystkim górnych partii mięśni.
Po osiągnięciu szczytu szlak się nieco wypłaszcza. Idąc granią dochodzimy do Hruba Kopa 2166 m.n.p.m. Sytuacja się nie zmienia. Łańcuchy, szkoda że na graniach nic nie widać, nadal mgła, silny porwisty wiatr. Czyli to co lubimy najbardziej w górach. Ich zmienność i nieprzewidywalność. Im dalej to trudniej.



Osiągamy Banikov 2178 m.n.p.m.
Sytuacja się zmienia jeżeli chodzi o stan osobowy. Ninja podejmuje decyzję o zejściu w kierunku uzgodnionym na wstępie. Z Banikova w kierunku Salatina udaję się ja i Fedur. Pozostali idą za nami kontemplując brak widoków. Chociaż od czasu do czasu słońce wychodzi i wówczas jest czas na małą kontemplację.
Zejście w kierunku Pachola i zarazem krótkie acz soczyste podejście nie pozwalają zapomnieć o trudzie wspinaczki. Szkoda widoków. Za chmurami. Przejścia przez granie są albo szerokie i wręcz autostradowe albo wąskie, poszyte grzebieniem kamieni. Warunki odpowiadają temu co mówi się o Tatrach Zachodnich.
Salatin przed nami
Pachola

w tle Salatiny


W drodze powrotnej z Sapatina którego zaliczyłem w towarzystwie Fedura spotkaliśmy Misia, Ricco i Maruda. Takie ekspozycje jak na ostatnim zdjęciu to rzecz normalna na tym szlaku. Bez obaw. Łańcuch stabilny.
Tak jak już wcześniej mówiłem droga powrotna przez Banikova była ciężką przeprawą. Nie pomagała w tym pogoda. Największym zaskoczeniem dla nas wszystkich było pojawienie się dość dużych przewyższeń przed Prislopem. Nadal we mgle osiągnęliśmy i ten szczyt i mniej więcej na wysokości 1850 m.n.p.m., opuściliśmy strefę mgły i wiatru.



stworzeni do działania
W schronisku zgodnie ze zwyczajem wieczornym tym razem bez scrabble przy wybornym słowackim piwie trwały dysputy co komu się podobało bardziej. Która ściana wywarła większe wrażenie. Który łańcuch był bardziej śliski od drugiego. Do pełnego komfortu zabrakło takiej widoczności jak na ostatnim zdjęciu.
Rano po spakowaniu plecaków opuściliśmy Ziarską Chatę i dolinę kierując się do samochodów. Tym razem wszystko pamiętałem. A nawet zaczęło świtać w mej głowie w którym to momencie po działaniu silnych izotoników zacząłem tracić pamięć.
Mega udany wyjazd. Nie będę się silił na wybór które miejsce w ostatnich latach wywarło na mnie największe wrażenie ale słowacka część Tatr Zachodnich z pewnością zasługuje na wysoką lokatę. I są niedoceniane. Generalnie wrażenia absolutnie czarujące.
Jest plan aby może już w tym roku wrócić w słowackie Tatry. Tym razem wybór padnie chyba na Wysokie. Czas pokaże.

Takie widoki w ostatnim dniu
Żegnamy Słowację.
Było gigantycznie dobrze. Osobom niezdecydowanym polecam bardzo mocno tą część Tatr.
Jak mówią Słowacy: DOBRU NOC.

1 komentarz: