poniedziałek, 30 października 2023

Matera, miasto wykute w skale 🇮🇹

Matera - zniewalająca 


Buongiorno

Ciao tutti

Na dobre nie minęły zachwyty nad szczególnie starą częścią Bari czyli Bari Vecchia a przed nami kolejny, bardzo intensywnie zapowiadający się dzień. Tym razem zmienimy środek transportu na samochód z wypożyczalni i dzięki temu będziemy mogli penetrować nie tylko Apulię czy Puglię ale również wstąpimy do regionu Basilicata. 

Plany? Matera, Alberobello, Polignano a Marę oraz Monopoli. 

Nie będę się rozpisywał nad znakomitym śniadaniem, pyszną kawą czy też zdecydowanie dobrą pogodą już o poranku.

piazza Vittorio Veneto

un altro

un altro

damy na schodach


Jeszcze przed wyjazdem zarezerwowałem samochód korzystając z aplikacji Rentalcars.com i tak jak już informowałem plan był na auto cabrio ale nie wyszło i wybrałem Fiata 500 L. 

Odbiór w firmie Maggiore znajdującej się na lotnisku w Brindisi.

Udajemy się tam z kolegom Adamem autobusem i po kilku minutach jesteśmy w wypożyczalni. 


un altro

w tle Bazylika

bywają krzewy

paesaggio


Bardzo ładna Sara, pracowniczka rzekomej z uśmiechem informuje mnie że jestem przed czasem ale nie robi z tego żadnego problemu. Wypełniamy dokumenty, dyskutuję na temat pogody, pani Sara narzeka że jest ciepło, przypomnę że wówczas w Polsce jest 12 stopni i pada. No cóż. Humory dopisują, otrzymujemy ładniejszą wersję Fiata, za tą samą kwotę czyli 500 X. Ostatnie podpisy i otwieramy naszego Fiata. Wcześniej jednak robimy zdjęcia uszkodzeń które auto posiada, jak to na południu Europy. Niemniej auto zaskakuje w środku czystością i wyposażeniem. Uruchamiamy naszą wersję sport i jedziemy po dziewczyny i w drogę. Przed nami Matera. 

Jeżeli powiem Wam a widziałem już sporo miast że rozłożyło ono nas na łopatki to nie będzie w tym żadnej przesady.

Sam opis miasta na kilku blogach i zdjęcia zachęcały do odwiedzin raz i dwa, do głębszej penetracji tego miasta. Jako ciekawostka dodam że w Materze niejaki Mel Gibson kręcił swoją „PASJA”. I w tym pięknym mieście był James Bond. Ostatni Bond spacerował po unikatowych uliczkach tego fantastycznego miasta.


plac z Bazyliką 

jaskiniowcy

artyzm


Nazywana Jerozolimą Europy. Znajdująca się w najbiedniejszym i najbardziej zacofanym gospodarczo regionie Włoch. Matera. Miasto wykute w skale. W 1993 roku zostało wpisane na listę UNESCO. Do  końca XX wieku jeszcze około 15 tyś. mieszkańców zamieszkiwało groty bez prądu, wody i kanalizacji. Niesłychane. Istnieje również pogląd że reszta część Włoch wstydziła się za ten region i za samą Materę. Teraz stanowi absolutnie perełkę nie tylko w wymiarze samych Włoch ale i Europy. Pod koniec 1952 roku rząd Włoch nakazał mieszkańcom opuścić dzielnicę Sissi i zamieszkanie poza grotami. Groty aktualnie stanowią niesamowitą atrakcję turystyczną.

Podróż z Brindisi do Matery upłynęła nam spokojnie. Gaje oliwne. Pola. Wąskie drogi. Docieramy na miejsce i stawiamy auto przy via Antonio Gramsci. Jeden parkometr nie działa, znajdujemy następny. Pomagamy również innej klientce z zakupem biletu.

Pierwsze kroki kierujemy na piazza Vittorio Veneto gdzie tak na dobrą sprawę rozpoczyna się wejście do tego cuda od tej strony miasta. Schodzimy pokonując kilka schodków do dzielnicy Sasso Barisano i rozpoczynamy nasz trip. I już po kilku krokach jest pierwsze wooowww. Labirynt komnat robi ogromne wrażenie. Restauracje dodają tylko kolorytu. Widzimy przed nami wysoko budynek katedry. Wszystko imponująco wygląda w poświacie słońca. 

Znajdujemy kościół a raczej kapliczkę wykutą oczywiście w skale. Tam gdzie jest to możliwe pojawiają się kwiaty czy kolorowe krzewy.


Matera

plac św Franciszka

plac Ridola


Labirynt schodów nieustający. Docieramy na pierwszy punkt widokowy i dopiero wówczas można zobaczyć jak duża jest ta część starego miasta. Jesteśmy przy placu katedralnym, u stóp bazyliki - Basilica Pontifica Cattedrale di Maria Santissima della Bruna e Sant’Eustachio. Widok jest fenomenalny, spektakularny. Promienie słoneczne idealnie penetrują okoliczne białe budynki. Przed nami widok na dzielnicę Sassi a za nami drzwi wejściowe do Bazyliki. Tym razem nie wchodzimy do muzeum i wnętrza Bazyliki ze względu na ograniczenia czasowe. 

Przenosimy się w kolejne magiczne miejsca. Mijamy piazza San Francesco d’Assisi. Mijamy piazza Ridola i trafiamy na kolejny fenomenalny punkt widokowy. Chyba najbardziej znane pocztówkowe miejsce w Materze. Serwujemy sobie pyszne lody. I natchnieni wyjątkowością miasta udajemy się do kolejnego. Alberobello. 

Ale zanim tam dotrzemy to kilka wniosków. Na jednym z blogów a dokładnie sylviavoyages.com przeczytałem że Matera to najstarsze miasto z pewnością we Włoszech. O liście UNESCO już wspominałem. Osadnictwo jaskiniowe brzmi w XXI jakoś prehistorycznie ale faktycznie jeszcze w latach 50-tych poprzedniego wieku mieszkańcy grot nie mieli prądu, wody i innych mediów. To stanowi jego wyjątkowość. Dopełnieniem tego wszystkiego są otaczające miasto wąwozy tak jak min. wąwóz Gravina i park Murgia Materana. Teraz po czasie stwierdzam że Matera została przez nas trochę spenetrowana. Brakowało czasu aby zobaczyć Materę w świetle lamp. Ale za to jest po co wracać. 

My już parkujemy w Alberobello. O tym ciekawym miejscu w następnym wpisie. 


okno na Materę 


Jak zawsze zostawiam Was z opisem i zdjęciami które nie są w stanie oddać wyjątkowości tego miejsca. 

Matera trafia na podium miast „naj”.

Ci vediamo

Buona sera.


niedziela, 22 października 2023

Stolica Apulii - Bari🇮🇹

wizytówka Bari - orecchiette


Buona sera

Poczyniliśmy zakupy celem konsumpcji. Mowa o colazione czyli śniadanie według włoskiego odpowiednika. Co za przyjemność schrupać świeże panini z oliwą, świeżym serem, prosciutto lub mortadelą o średnicy kierownicy od stara. Nie mówiąc o kawie. Niebo w gębie. Zapomniałem dodać że obok nas w tutejszym warzywniaku kupujemy pyszne pomidory i winogron. I kolejna niespodzianka. Właściciel częstuje nas kawą. Świetne. 

Poprzedni wpis kończy się zapowiedzią wizyty w Bari. Bari, największe miasto tamtego regionu, planujemy zwiedzić oczywiście, skorzystać z uroków kąpieli w Adriatyku i poszaleć kulinarnie. Znowu jedzenie? We Włoszech gdzie wszystko smakuje wybornie. Lecz na początku musimy do Bari dojechać. Tym razem wybieramy opcję świetnych połączeń kolejowych. Po śniadaniu korzystając z aplikacji Trenitalia.it kupuję bilety. Koszt 9,80 euro za osobę. Pociąg jedzie około 1h i 13 min. Stojąc i czekając na dworcu w Brindisi przyglądamy się innym podróżującym. Bardzo ciekawe doświadczenie. 


Brindisi centrale

jeden z teatrów w Bari

okazałe kamienice 


Pociągi we Włoszech nawet te regionalne są nowoczesne. Tego możemy im zazdrościć. 

Podróż upływa oczywiście na obserwacji ale tym razem krajobrazów. Poza morzem dostrzec można ogromne połacie oliwkowych pól, również ziemniaczanych. Typowe rolnicze okolice. Nie wspominając o winogronowych drzewkach. Primitivo. Nazwa czerwonego wina charakterystycznego dla tego regionu. Było i będzie próbowane. Zatrzymujemy się w Monopoli, mieście które następnego dnia będziemy chcieli zwiedzić. Mijamy Ostuni. Białe miasto na wzgórzu. Plan zakłada odwiedziny również i to miasto.


Bari Vecchia

piazza Mercantile

jeden z wielu kościołów

cudowne uliczki


Docieramy do Bari. Jest ciepło. Jest pięknie. 

Pierwszy cel. Wizyta w sklepie klubowym Bari, drużyny która jeszcze w ubiegłym roku grała w najwyższej klasie rozgrywkowej Seria A. Po kilku minutach spaceru docieramy do klubowego sklepu gdzie nabywam oczywiście szalik. Chwila rozmowy i ruszamy dalej. Żona ma upatrzoną włoską torebkę. Wchodzimy na via Cavour, a tu tylko Gucci, Prada, Louis i inne bardzo cenne marki. Odbijamy w jedną z odnóg w poszukiwaniu la borsy czyli torebki. 


wnętrze bazyliki św. Mikołaja

nie widziałem stadionu ale mam pamiątkowy szalik

Bazylika od frontu


Bezskutecznie. Ciśnienie zakupowe opadło. Idziemy wzdłuż szerokiej via przy której znajdują się ogromne budynki administracyjne. Wchodzimy do centro storico zwane inaczej Bari Vecchia. Muszę przyznać że przynajmniej ja miałem takie odczucia jakbym wszedł do innego miasta. Wąskie, jasne uliczki. Pranie wiszące nad głowami, zapach proszku do prania. Donice pełne kwitnących kwiatów a przypominam że jest październik. Mnóstwo knajpek tętniących życiem. Prawdziwe Włochy. Bez spięcia i nadęcia. Pierwszy punkt to Piazza Mercantile. Dookoła białe budynki i my to mamy szczęście nad jednym z najbardziej okazałych budynków na tym placu żuraw budowlany. Trafimy w to miejsce raz jeszcze na genialne lody. Ruszamy dalej wąskimi uliczkami. Kolejny punkt to bazylika św. Mikołaja i grobowiec królowej Bony. Sama bazylika z zewnątrz przypomina bardziej zamek ale w środku a szczególnie sufit to istne dzieło sztuki. Pod głównym ołtarzem krypta i miejsce spotkań prawosławnych wiernych. Fantastycznie czuć zapach świec modlitewnych. Znajdujemy grobowiec królowej Bony która poślubiła naszego króla Zygmunta I Starego. Opuszczamy bazylikę i idziemy odpocząć przy promenadzie. Siadamy i kontemplujemy widok morza. Małgorzata poszukuje plaży. Wracamy na stare miasto i zasiadamy w kawiarni. Łupem naszym padają lody i złoty napój. Podczas zamawiania jest okazja do większej konwersacji z barmanem. Jest pod wrażeniem tego że nie pamięta żadnego Polaka, turystę mówiącego w języku włoskim. Robi się miło. 


piazza Mercantile

boskie gelato

czad

nie może być Włoch bez vespy


Lody wyborne. Polecam kawiarnię Martinucci Laboratorio. Zanurzamy się ponownie w wąskie uliczki starego miasta. Ponownie mijamy balkony usłane albo kwiatami albo świeżym praniem. Docieramy pod mury stanowiące Katedrę w Bari - Cattedrale di San Sabino. Niewiarygodne jak coś tak pięknego i wielkiego mieści się pomiędzy wąskimi uliczkami starego miasta.

Zaraz obok stoi monumentalny zamek - Castello Normanno Svevo. Z ciekawostek. Twierdza należała kiedyś do Bony Sforzy. Jest ogromna. Dla nas pierwsze skojarzenie to zamek w Ferrarze.

Na przeciwko wejścia głównego do zamku, po drugiej stronie ulicy jest wejście do niesamowitej uliczki, znanej również już na całym świecie a mianowicie strada Arco Basso. Uliczka znana jest dzięki uszkom czyli orecchiette. Makaron wytwarzany ręcznie z użyciem noża i kciuka. Przyglądamy się jak sprawnie powstają nowe orecchiette. Kupujemy na próbę. Najlepsze są poniekąd z rzepą brokułową z której słynie Apulia - cime di rapa. 

Robi się głodno. Szukamy najbardziej znanego street foodu w Bari. Mastro Ciccio. Legendarne kanapki z owocami morza. Legendarne również kolejki. Legendarne pierożki zwane panzarotti. 


Bari Vecchia

suszona papryka

katedra San Sabino


Okazuje się że nie ma kolejki. Co nas cieszy oczywiście. Zamawiamy i pierożki i kanapki z ośmiornicą i tuńczykiem plus złoty napój. 

Wszystko smakuje wybornie. Pierożki są tłuste ale wypływający farsz wołowy jest znakomity. Ośmiornica świetnie grillowana. Tuńczyk rozlewa się w ustach. 

Kulinarna uczta to nie ostatni przystanek w Bari. Idziemy na miejską plażę. Mijając Teatro Margherita wchodzimy na promenadę Lungomare Araldo di Crollalanza. Mijamy nowocześniejszą zabudowę. Jakże ta strona jest inna od tej przed chwilą opuszczoną.


potężne mury zamku

fantastyczna uliczka z orecchiette

orecchiette, Piaggio i moglie


Po około 3 km docieramy do miejskiej plaży Pane e Pomodoro. Piaszczysty brzeg zachęca do kąpieli. Jesteśmy przygotowani na tą atrakcję również. Woda jest ciepła (około 17 st.). Po kilku godzinach w słońcu woda działa niesamowicie kojąco. Mam wrażenie że większość korzystających z kąpieli to turyści. Dominuje język niemiecki ale słychać również naszych rodaków. Gdy słońce zachodzi postanawiamy powoli wracać na dworzec. Kupuję bilety. Po drodze wchodzimy jeszcze do sklepu gdzie nasza rodaczka poleca nam odwiedzić Alberobello, według rzekomej najpiękniejsze miejsce na ziemi. W/w miasto było w planach na następny dzień jako prawdopodobne ale po słowach rodaczki stało się miejscem koniecznym do odwiedzin. dodaliśmy Alberobello do naszego planu wycieczkowego. 

Niestety nie byłem na Stadio San Nikola di Bari. W sobotę w dniu naszego powrotu włoska reprezentacja grała mecz eliminacyjny z Maltą. Jaka szkoda że nie było nam tego zobaczyć. (Włosi wygrali 4:0).


palce lizać

panzerotti

w tle Bari Vecchia


My wsiadamy do pociągu i ruszamy w drogę powrotną. Zatrzymujemy się jeszcze w negozio (sklepie). Kilka składników do kolacji i popijając Primitivo oddajemy się rozmowami o tym co za nami i o tym co przed nami. 

Zostawiam Was jak zawsze ze zdjęciami. 

Drugi dzień pobytu w Apulii rozbudził nasze apetyty. Zdradzę tylko że kolejne dni były równie aktywne jak te minione ale obfitujące również w zachwyt na pięknem. Ale o tym w kolejnym wpisie. 

Ci vediamo

Buon giornissimo.

poniedziałek, 16 października 2023

Brindisi, miasto prowadzące do szczęścia🇮🇹?!

Brindisi, brama do szczęścia


Buongiorno

Benvenuti tutti.

Nawiazując do ostatniego wpisu jestem właśnie po kilku dniowym pobycie  na południowych rubieżach włoskiego obcasa. Apulia, Puglia i nawet Basilicata to regiony które dość intensywnie penetrowaliśmy. Ale zanim o samym pobycie kilka słów o jutrzejszym bardzo ważnym dniu dla naszej demokracji (15.10 - wybory). Miało nie być o polityce ale nie mogę się oprzeć i kilka słów komentarza musi paść. Chyba najważniejsze wybory dla moich roczników. Jesteśmy w pełni świadomi tego co wydarzyło się przez 8 ostatnich lat a szczególnie minionych 4. Rządzący sprowadzili nasz kraj do roli nijakiej, bezwartościowej, zniweczone zostały wspólnie wypracowane lata po osiągnięciu demokracji. Ja pamietam doskonale braki na półkach, cenzurę, wojsko na ulicach,  nijakość, powoli doganialiśmy Europę do której tak często podróżujemy. Szacunek i duma z bycia Polakiem została mocno zachwiana. Nie wiem czy potrzebujemy aby wytykano nas jako homofobów, nacjonalistów, zero empatycznych przedstawicieli ciemnogrodu a niestety rządy prawicy do tego doprowadziły. Jestem przekonany że poniedziałek będzie inny. I trzymam kciuki za wszystkich. Idźmy na wybory i oddajmy głos. Tyle w temacie.

Wracamy na bezpieczny grunt wakacyjny. Dodam tylko że latamy po świecie a szczególnie w Europie dzięki otwartości granic. Nie chcę powrotu paszportów, wiz, kontroli granicznych. Chcę normalności.

Wakacje. Część II.


via Cavour

piazza Vittorio Emanuele II

jedna z urokliwych uliczek


Pierwotnie mieliśmy je spędzić w Piemoncie. Turyn i okolice gdzie produkuje się wino Barrolo i szuka białych trufli. Bilety były kupione ale splot różnych wydarzeń spowodował że do Turynu nie polecieliśmy. I chyba patrząc na wydarzenia ostatnich dni dobrze się stało. Do Turynu z pewnością wrócimy. Wybraliśmy kierunek dość rzadko odwiedzany na włoskiej mapie must have. Włoski obcas po południowo wschodnia część tego cudownego kraju. Bari i Brindisi to lotniska gdzie łatwo dotrzeć z Katowic czy Wrocławia. Poza tym regiony Apulia, Puglia czy nawet Basilicata stanowiły magnes który wymagał realizacji. I tak ustalając termin na 10 października kupiliśmy bilety i wspólnie z sąsiadami mieszkającymi obok czyli Matuszkami polecieliśmy na południe Europy. Pewnie zapytacie jaką pogodę zapowiadano. Owszem nas to też nurtowało ale jak się okazało w poniedziałek przed wylotem temperatury w granicach 26-30 stopni robiły wrażenie. 


świetne schody

budynek opery

muzeum miejskie


We wtorkowy poranek stawiliśmy się na wrocławskim lotnisku ubrani w długie spodnie i bluzy. Żegnała nas temperatura w granicach 13 stopni. Po dwóch godzinach spokojnego lotu otworzyły się drzwi samolotu i poczuliśmy uderzenie niesamowitego ciepła. Po godzinie 11 na lotnisku w Brindisi było już 26 stopni. Zaraz po wylądowaniu szybki przepak w krótkie spodenki, zakup biletów w kiosku na autobus i meldujemy się po 15 minutach na dworcu kolejowym w Brindisi. Dość ważna informacja. Kiosk na lotnisku gdzie kupujemy bilety na linię AP nie nazywa się już Giusti a Relay i bilet podrożał o 10 centów. Teraz to 1,10 euro. Ponieważ mieszkanie które wynajęliśmy będzie dostępne od 13.30 postanawiamy pójść na kawę i cornetto i przywitać się z Włochami w najlepszy sposób czyli espresso. Siadamy w Caffe Mada i delektujemy się zapachem miasta. Brindisi to miasto portowe więc po wypiciu kawy udajemy się do portu. Towarzyszy nam piękne słońce i wielce satysfakcjonująca temperatura. 


Loggio Balsamo

piazza Duomo

wejście na piazza Duomo


Czekamy na odbiór kluczy. Właśnie. Apartament wynajęliśmy w poniedziałkowy wieczór na kilka godzin przed odlotem. Casa Marino na via Saponea 69 prezentował się dobrze na zdjęciach. I nie rozczarował. Spełnił wszystkie nasze oczekiwania. Duży, przestronny, wyposażony we wszystko co turysta potrzebuje do szczęścia, blisko do centrum, blisko do dworca kolejowego i co najdziwniejsze - bardzo czysty. Po porannym kontakcie z właścicielką mieszkania meldujemy się o 13.30 pod wskazanym adresem i co dziwne punktualnie czeka na nas mąż właścicielki numeru i już można poćwiczyć język włoski. Kilka pytań do właściciela, min o parking pod domem, sklep, i plany na najbliższe dni odbieramy klucze i rozpoczynamy urlop. Meldujemy się w sklepie na zakupach. Odświeżamy swe ciała i wyruszamy spenetrować nasze miasto. Brindisi jako że jest miastem portowym nie posiadającym plaży w sercu miasta stanowi mało oczywisty kierunek wycieczek. Co prawda jest tu trochę turystów ale w porównaniu nawet do Bari czy Lecce które będziemy zwiedzać później stanowi cichą przystań na spokojnie łykanie włoskiego klimatu. I jest to miasto urokliwe. Cudowne wąskie uliczki. Ciepło i jednocześnie towarzyszący wiaterek w załukach starego maista jest idealną bazą na rozpoczęcie naszego zwiedzania. Brindisi ma swoje zabytki. Rzymskie kolumny, nadmorski deptak, mury starego miasta, brama portowa, Castello Alfonsino czy Castello Federiciano di Brindisi. To tylko kilka atrakcji dla których warto przylecieć do Brindisi. A poza tym uważam że to świetna baza wypadowa do wspomnianych wcześniej Bari czy Lecce, Monopoli czy Matery. Czy pociągiem czy samochodem wszędzie w miarę blisko. 


piazza Duomo

widok na bulwar

schody i kolumna z czasów rzymskich

pomnik dar dla marynarzy


Właśnie a jakie plany mieliśmy na ten wyjazd. Poza Brindisi z pewnością chcieliśmy zobaczyć Bari, leżące obok nadmorskie gwiazdy Monopoli czy Pulignano a mare, domku Trulli w Alberobello, fantastyczną Materę w regionie Basilicata, znaną z filmu PASJA Mela Gibsona, czy Lecce o plażach półwyspu Salentyński nie wspominając. Postanowiliśmy również że część naszej podróży spędzimy korzystając z doskonałych połączeń kolejowych - podróż do Bari oraz wynajętego samochodu aby spenetrować miasteczka apulijskie i Materę oraz Lecce i plaże. 

Co do wynajęcia auta. Korzystałem tym razem ponownie z aplikacji Rentalcars.com . Zapowiedzi pogodowe wyglądały tak optymistycznie że rozważaliśmy wynajęcie auta bez dachu. Co prawda wybór był dość ubogi gdyż tylko Fiat 500 cabrio ale zawsze. Na kilka dni przed wylotem auto jeszcze jest dostępne ale już w poniedziałek do wyboru tylko auta ze sztywnym dachem. No cóż. Może zapowiedzi pogodowe a były one doskonałe spowodowały że cabrio się wypożyczyło. Stawiamy jednak nadal na Fiata, model 500 L. I już. Wybór pada na wypożyczalnię Maggiore która mieści się na lotnisku. Koszt wynajmu na dwa dni to 444 zł. Załatwione. Bilety lotnicze kupujemy w Ryanair.com . Wylot z Wrocławia o normalnej porze. 8.05. Powrót może boleć gdyż wylot zaplanowany jest na 5.55. ale co tam to wakacje. 


wejście do miasta szczęścia

nadmorska restauracja 


Późne popołudnie spędzamy w centralnej części miasta. Piękny balkon Loggia Balsamo z XIVw., nadmorski bulwar, via Cavour czyli deptak centralny. 

„Della mia citta sei la strada che porta alla felicita” czy w wolnym tłumaczeniu „z mojego miasta jesteś drogą, która prowadzi do szczęścia”

I my to szczęście, tym razem kulinarne znajdujemy na końcu jednej z uliczek w restauracji cera ..una volta - był sobie raz.


idealne połączenie tuńczyka, makaronu i pistacchio


Fantastyczne zakończenie dnia i jednocześnie świetne otwarcie urlopu. Czerwone wino Primitivo, specjał z Rego regionu, przystawki w skład których wchodzą sałatka z ośmiornicy, mozarella doskonała, pasta z ryby, krewetki, generalnie coś niesamowitego, poza tym na dania główne, gnocchi z serem buffala, tagliatelle z pistacchio i tuńczykiem, czy makaron z krabem. Wieczór perfekcyjny zakończony butelką wina w zaciszu domowym. 

Kolejny dzień to wizyta w Bari ale o tym w następnym wpisie.

Ci vediamo. 

Buona serata.