poniedziałek, 16 grudnia 2019

Procida, wyspa niedaleko Neapolu. Italia 🇮🇹

Procida, jak kopciuszek

Procida. Italy.
Ciao amici.
Wieczorową porą pragnę skończyć story o wspólnym wyjeździe do Neapolu. Samo przepiękne miasto kontrastów, Pompei i Wezuwiusz, pizza, prosciutto i wino. 
Nie udało się w niedzielę ze względu na warunki atmosferyczne to postanowiliśmy w poniedziałkowy poranek wyruszyć w rejs na oddaloną o 45 minut od brzegów Neapolu wyspę Procida.

Marina Grande wczesnym rankiem

Aby zdążyć na popołudniowy samolot do Wrocławia na wyspę musieliśmy się udać dość wcześnie aby bez wielkiego pośpiechu móc zobaczyć to co najciekawsze na wyspie. A wyspa ma do zaoferowania całkiem sporo.
Wczesnym rankiem sprawdziłem tylko na stronie lokalnego przewoźnika czy żaden rejs nie został odwołany. Ufff. Wszystko pływa. My skorzystaliśmy z firmy caremar.it. U nich kupiliśmy bilety i o 8 zameldowaliśmy się na pokładzie statku płynącego na wyspę. Większość podróżujących to pracujący na wyspie. My stanowiliśmy chyba jedyną grupę turystyczną. Nie obyło się bez deszczu. Co za pogoda. Miało nie padać. 

po tej stronie knajpki też zamknięte
Na szczęście po 45 minutowym rejsie wysiadając przy nabrzeżu wyspy chmury zaczęły znikać i powoli na pierwszy plan zaczęło wysuwać się słońce. Na pierwszy już rzut oka można było stwierdzić że sezon już jest oficjalnie zakończony. Mówię oczywiście o sezonie letnim. Leniwe uliczki. Umiarkowany ruch. Większość jachtów w marinie już przykryta brezentem. Nic to. Idziemy.

Marina di Corricella

Ale za nim przejdę do szczegółów naszej wizyty na wyspie kilka słów o niej.
Procida to jak trafnie opisano ją na łamach National Geographic to: „skromna, bezpretensjonalna i jednocześnie piękna w swojej prostocie”, jest niczym kopciuszek. Leżąca w Zatoce Neapolitańskiej, wchodzi w skład wysp Flegrejskich. Wyspa rybaków. I ludzi pracujących na morzu.

widok na więzienne mury z mariny

Dopływamy do portu. Marina Grande. Tu cumują promy. Wysiadamy i kierujemy się w lewo. Mijamy kilka otwartych knajpek. Na śniadanie jeszcze za wcześnie. Postanawiamy że na dobre espresso i cornetto zajdziemy tu w drodze powrotnej. Naszym pierwszym celem jest najwyżej położony punkt na wyspie czyli Terra Murata. W tym miejscu do 1988 roku funkcjonowało więzienie o zaostrzonym rygorze. Idziemy sprawdzić. Poza tym z tego miejsca rozpościera się pocztówkowy widok na najładniejszą część wyspy czyli Marina della Corricella. Opieramy się trochę na mapce znalezionej na Italia-by-natalia.pl. Dochodzimy do centralnej części tej części wyspy i rozpoczynamy wspinaczkę przez via Principe Umberto. Wąskie uliczki, sporo samochodów. Leniwy poniedziałek. Zapomniałem że na wyspie nie ma urlopów i większość krąży między szkołą, sklepem a domem. Docieramy do byłego więzienia. Straszy. Mroczna zabudowa. Nieco zaniedbana. Ale faktycznie widok na marinę jest odjazdowy. Kolorowe domki, zróżnicowane, każdy inny, ich obraz tworzy ciekawą mozaikę. Zagłębiamy się w przewodniku. Procida to również wyspa „kina”. Tu powstały trzy filmy z najbardziej znanym „Listonoszem”. Il Postino nominowany do 4 nagród oscarowych otrzymał jedną z nich, lecz na stałe wpisał się do klasyki włoskiego kina. 

mroczne pomimo wczesnej pory

budynek więzienia

Tu na górze po zamknięciu więzienia życie również rozkwitło. 
Schodzimy na dół. Mamy do dyspozycji dwie dobrze oznakowane drogi. Mnóstwo schodów i wiele drzwi mieszkańców mijamy po drodze. Większość łodzi stoi przycumowana. Kolorowe domki jakby opustoszałe. Restauracje i trattorie pozamykane. Sezon letni bezpowrotnie zamknięty.

Italiano ragazzi

Wracamy. Tym razem schodami do góry. Po drodze mijamy budynki szkoły. Innych mieszkańców. Nikt poza nami nie chodzi na piechotę. Skutery wszechobecne. Cieszymy się dobrą pogodą i pomarańczami które spadają z drzew jak nasze jabłka. Takiej okazji nie można przepuścić. Zrywam dojrzały owoc, obieram go i zjadamy soczysty owoc. Rewelacja. Inny zupełnie smak niż te nasze. Powoli schodzimy do głównej części portu. Chcemy kawy.
Siadamy w świetnej kawiarni i zamawiamy. 

Marina Grande w słońcu

W ręce wpada mi świeża, włoska prasa. W tym samym czasie we Florencji czy Wenecji dochodzi do gwałtownych podtopień. Raczymy się cornetto con marmelatte i dopo espresso. Wszystko smakuje wybornie. Nieprawdopodobna jest ta wyspa. Słońce wyszło za chmur i stało się bardzo niebiesko. Kolorowo. Wracamy do Neapolu. W drodze powrotnej do apartamentu jeszcze drobne zakupy, oryginalna kawa. Spotykamy się jeszcze z właścicielem lokalu. Ostatnie rozliczenia.

większość knajpek już zamknięta

Pakujemy plecaki i powoli wracamy na Piazza Garibaldi. Stąd autobusem dojeżdżamy na lotnisko. Gwar centrum Neapolu zamieniamy na gwar lotniskowej hali. Tu dla kontrastu również delektujemy się kawą. Espresso na lotnisku tylko 1,20 euro. Bez żadnych problemów wracamy do Wrocławia. W samolocie jeszcze dłuższa pogawędka z siedzącą obok pasażerką. Ona czyta dzieło naszej noblistki czyli Olgi Tokarczuk. Ja piszę bloga. Okazuje się że rozmowę zaczęliśmy zdecydowanie za późno. Dużo interesujących i inspirujących myśli.

ta ładniejsza marina

Wracamy do Zielonej Góry. Kolejny wyjazd za nami. Bardzo udany zresztą. Mnóstwo zdjęć i jeszcze więcej zachowanych obrazów. 

lei compleanno

Polecam Wam wszystkim Neapol. Miasto inne niż wszystkie znane mi metropolie. Miasto zdecydowanych kontrastów. Obiecałem dzieciom że ich tutaj zabiorę. 
No i ten samo pizzy. Moltissimo.
Udanego wieczoru.

Buon fine sera.

niedziela, 8 grudnia 2019

Compleanno a Napoli🇮🇹


Neapol, w tle Wezuwiusz

Compleanno a Napoli
Niedziela. 17 listopada. Za oknami deszcz. A jeszcze wczoraj w promieniach słonecznych podziwialiśmy piękno Pompei. I Wezuwiusza. 

Piazza Mercato

Dzień urodzin. Nie, nie mój. Mojej moglie czy żony. To główny powód wizyty w Neapolu. Zatem celebrujmy. 
Jeszcze poprzedniego dnia, wieczorem wracając do naszego apartamentu zajrzeliśmy do naszego zaprzyjaźnionego negozio czyli sklepu i kupiliśmy prosciutto i pancetta, oraz formaggio i kilka butelek wina. Czerwonego, czyli rosso ze znanej nam winnicy w Toskanii. Jedyne 5 euro za butelkę. Perfetto.

Castel di Nuovo

Słuchajcie, ale to jak wyglądała krajalnica to mistrzostwo świata. I ten zapach. Ciągnąca się szynka. Majstersztyk. 
Dobra ale już jest rano. Kwiaty. Wcześniej popytałem naszego gospodarza gdzie w pobliżu mogę kupić fiori czyli kwiaty. 450 metrów od nas na Piazza Mercato otwarta jest kwiaciarnia. Zanim jednak wyszliśmy z outdorowcem w poszukiwaniu wiązanki przygotowaliśmy wykwintne śniadanie godne urodzin. Pane czyli chleb, oliwa, wspomniane wcześniej szynka i boczek i dzieci teraz nie czytać, otworzyliśmy wino. Poranek zapowiadał się deszczowy więc stwierdziliśmy że spróbujemy przetrzymać opad celebrując w domu urodziny. Zestaw śniadaniowy wyborny. 

Castel dell'Ovo

W pewnym momencie zostawiamy nasze żony i udajemy się na Piazza Mercato. Dzielnica targowa. I faktycznie taka jest. Wszystko za 1, 2 lub 3 euro. Swetry, kurtki i nie bibeloty. Mnóstwo handlarzy. I zaskakująca liczba pań lekkich obyczajów. Zalotnie mrugając do nas zapraszały do konwersacji. Pozostawialiśmy im delikatny uśmiech. Poszukując kwiaciarni zwróciliśmy nie po raz pierwszy raz na kapliczki i zapach świeżego prania. Tak oto w tych wąskich uliczkach nad nami wisiały prania. Kontrast. Nieoczywistość. A kwiaciarni jak nie ma tak nie ma. NIe wiem może gdzieś w innej bocznej uliczce. Szkoda. Wracamy do domu dokończyć colazione czyli śniadanie. Przestaje padać. Wzmaga się tylko wiatr. 

Castel di Nuovo

Pierwotnie tej niedzieli mieliśmy się udać na jedna z wysp pobliskich. Procida. Najmniejsza z trójki. Capri. Ischia. Poniekąd piękna. Kolorowe domki w zatoce. Stare więzienie o zaostrzonym rygorze. Jest szansa że może spróbujemy jutro. Niemniej wychodząc na spacer udaliśmy się do naszej „kawiarni” na espresso i cornetto con marmelatte. 

Galeria Umberto I

Smakowało wybornie. Swe kolejne kroki skierowaliśmy w kierunku portu, gdzie obok niego usytuowana jest pierwsza atrakcja turystyczna zaplanowana na ten dzień czy Castel Nuovo. Okazuje się że faktycznie spokojnym tempem do portu docieramy po 15 minutach. Wieje. Przy nabrzeżu zaparkowane dwa wielkie norweskie wycieczkowce. Udajemy się do punktu odpraw. NIe to miejsce. Kasy biletowe tylko dla dużych statków. Z kilku blogów pamiętam że kasy dla mniejszych armatorów wyglądają nieco inaczej. Wychodzimy z dworca i zaraz po lewej stronie pojawiają się miejsce nas interesujące. 

Morze Tyreńskie

Kasy otwarte. Zapada szybka decyzja że może spróbujemy popłynąć. Zatem podchodzę ochoczo do kasy i pięknym włoskim zamawiam 4 bilety. W odpowiedzi słyszę tylko że non tempo czyli nie ma pogody i po sekundzie widzę przed sobą informację w języku angielskim o treści: w dniu dzisiejszym ze względu na fatalne warunki atmosferyczne nic nie pływa. Krótko i na temat.

sufit galerii Umberto

Pada pytanie a może jutro. Forse czyli może. 
Idziemy pod zamek. Zatem Castel di Nuovo. Trzy wielkie wieże, brama wjazdowa. Gotyk. NIegdyś rezydencja króla Neapolu którego stolicą było Palermo. Wizytówka miasta. Znajdując się w porcie i stojąc do niego tyłem pierwsze co widzimy to mury tego wielkiego zamku. Teraz ten gotycki zamek otoczony jest nowoczesną zabudową. Wychodząc z niego kierujemy się do centrum, na Piazza del Plebiscito. Po lewej mijamy mury Zamku Królewskiego. Nasze oczy przykuł jednak budynek Galerii Umberto. Piękny, z wielkimi witrażami budynek spełnia dziś centrum handlowego ze sklepami marek kompletnie nam nie znanych. Wzorowany na podobieństwo mediolańskiego Vittoria Emanuele. Robi wrażenie. 

Galeria, wnętrze

centro galerii

Dalej przed nami dużo turystów i wspomniane wcześniej Piazza del Plebiscito. Po jednej stronie Zamek Królewski a na przeciw kolejna bazylika. Tym razem San Francesco di Paola. Pod nami katakumby. Niestety w dniu niedzielnym zamknięte. A ochota była na odwiedziny miasta pod miastem. Co do samej bazyliki. Polecane jest wejście i zachwyt nad jej wielką kopułą przypominającą tą znaną z Florencji. Nic to. Innym razem. Z tego wielkiego placu udajemy się na nadbrzeże w poszukiwaniu Castel dell”Ovo. Ale za nim tam dotrzemy przed nami i nie boję się tego użyć, orgia chmur, wiatru i wody. Wezuwiusz schowany w chmurach. Morze Tyreńskie szaleje. Stojąc w tym miejscu i spoglądając w morze zdajemy sobie sprawę z tego jak wielką moc ma żywioł. Woda. I nie dziwi nas już fakt wstrzymania ruchu morskiego w dniu dzisiejszym. Orgia. Niesamowita. Można podziwiać słońce i góry ale w równym stopniu zachwyca nas wiatr i fale i szalejące morze. Do Castel dell’Ovo nie wchodzimy gdyż ze względu na warunki atmosferyczne zamek jest nieczynny. 

Zamek Królewski


Zamek Królewski 

Bazylika

Warownia robi wrażenie. Umiejscowiona na cyplu pełniła kiedyś zadania obronne. Ciekawostką jednak jest fakt że zamek ten nosi nazwę „Jajeczny Zamek”. Otóż legenda głosi że rzymski poeta Wergiliusz posiadał takie jajko. Zmarł. Pochowano go w Neapolu a jajko wbudowano w fundamenty zamku. Do zamku prowadzi 100 metrowa grobla. Ulubione miejsce nowożeńców. Pogoda nie rozpieszcza. A szkoda. Podejrzewam, że w ciepły dzień promenada jest pełna ludzi i kolorytu. 

Chiesa 

Uciekamy do centrum do dzielnicy Spagnola. Quartieri Spagnola to tętniąca życiem dzielnica handlowa poprzecinana niezliczoną liczbą uliczek i schodów. I prania wiszącego nad nami. Koloryt i szum. Popularne sieciówki odzieżowe i nieznane sklepy włoskich projektantów. Mnóstwo trattorii i pizzerii. Via Toledo znana już nam. I zupełnie przypadkiem trafiamy w miejsce gdzie po kilku minutach spoglądamy na Neapol z góry. Tubylcy twierdzą że aby zrozumieć Neapol i ich mieszkańców należy spojrzeć na miasto właśnie z wysokości. Mowa tu o wzgórzu Vomero i odwiedzinach zamku Sant’Elmo. Aby się tam dostać my wybieramy komunikację miejską w postaci wagonika, Funicolare, nieco przypominającego ten w Perugii. 

widok z Castel Sant'Elmo

i tu także

A później po pokonaniu kilkunastu schodów i kilku zakrętów, zakupie biletu wejściowego do zamku w cenie po 5 euro dla posiadaczy karty CampaniaArteCard popadamy w zachwyt nad widokiem. 
Sam zamek, średniowieczny, pełnił kiedyś rolę rezydencji królewskiej i jego dworu, później pełnił funkcje obronne i funkcje kontrolne nad mieszkańcami , i pełnił też role więzienia dla politycznych i religijnych przeciwników. Widok z 
jego murów jest faktycznie imponujący. 

mury twierdzy

Tą samą drogą zjeżdżamy na dól. Udajemy się do stacji Dante i z małymi problemami wysiadamy na stacji niedaleko stadionu klubu piłkarskiego Napoli. Calcio we Włoszech to religia. Maradona to bóg. Nowa historia Napoli to także historia dwójki naszych kadrowiczów, Zielińskiego i Milika. Sam stadion. Wielki i do wyburzenia. Świątynia piłki w Neapolu nie robi dobrego wrażenia. Nie przeszkadza to mi na zrobienie kilku zdjęć na jego obrzeżach. Szkoda że nie mam okazji aby zobaczyć go od środka. Wracamy na stację Montesanto. Zresztą nową, przepiękną. Udajemy się do Centro Storico. 

widok faktycznie powala

W brzuchu burczy zatem poszukujemy przyjaznego miejsca aby kontemplować urodziny. Po kilku minutach jesteśmy w Antica Pizzeria dell’Angelo. Nie pytajcie jaka to rozkosz kiedy w ustach masz tutejszą pizza. Saluto na cześć moglie, tym razem we Włoszech piwo smakuje bosko. Świetny wieczór. Wypełniony kolorytem tego fascynującego miasta. 

Napoli sempre

Wieczorny spacer ulicami Neapolu. Smak pizzy zostaje z nami do samego wieczora. Udane urodziny. Zdecydowanie. Inne. Poza domem. Kiedyś 40-stka w Tbilisi. Teraz Neapol. Kładziemy się spać. Sporo kilometrów w nogach. A jutro wcześnie rano jak pogoda pozwoli a prognozy są obiecujące, wizyta na wsypie Procida. 
Saluto. Buonasera.
Ciao amici.

Udanego wieczoru.