niedziela, 29 września 2019

Teryho Chata, Słowacja 🇸🇰


Teryho Chata

Emocje związane z wakacyjnymi wyjazdami powoli opadają. Wrzesień zajrzał w nasze okna. A jak wrzesień to czas nie tylko rozpoczęcia nowego roku szkolnego. To dla mnie i dla moich kolegów czas corocznego wyjazdu w góry na zakończenie sezonu który nigdy się nie rozpoczyna. Wybór miejsca do penetracji górskich szlaków z jednej strony i celebracji naszych wyjazdów odbywa się zawsze zaraz po powrocie z poprzedniej edycji. I tak właśnie jeszcze w ubiegłym roku stwierdziliśmy że warto ponownie pojawić się po słowackiej stronie Tatr. Wybór był oczywisty. 

#maliksteel.cc

Wybór podyktowany już wieloletnią chęcią zmierzenia się z legendarną „czerwoną ławką”między innymi. Wybór jak się pewnie domyślacie padł na Słowackie Wysokie Tatry. A tam dwa schroniska. Jedno, o którym się mówi że jest mekką nosiczy czyli chłopaków którzy wnoszą wszystko co potrzebne do prowadzenia schroniska na własnych plecach. Pewnie pamiętacie mój wpis o nosiczach z mym skromnym udziałem sprzed dwóch lat z wejściem do Chaty pod Rysami. 

łajza

Pierwsze schronisko to Teryho Chata. Położone w Dolinie Zimnej Wody, 2005 m.n.p.m. Drugie z nich to Zbójnicka Chata, położona niejako obok. Dokładnie w Dolinie Staroleśnej, na wysokości prawie 2 tys. metrów. W jednym jak i drugim schronisku, zważywszy na niewielką ilość miejsc noclegowych wymagana jest dużo wcześniejsza rezerwacja. 
Tak też uczyniliśmy. Rezerwacją Teryho chata zajął si jaca Kozioł, ja zarezerwowałem miejsca w Zbójnickiej. 
Pierwotna rezerwacja obejmowała 12 osób. 

pokój miłości w opuszczonym pensjonacie

Jak się jednak okazało, finalnie na zakończenie sezonu pojechała 9 osobowa grupa. I tak, jej skład wyglądał następująco. Miś, Ricco, Malik, Wojcisz, Jankes, Kuba i Majkelos, Fedur, no i ja. Dwa samochody. Wyjazd nastąpił w czwartek około godz. 18. Spakowani, zaopatrzeni w linę i szpej wspinaczkowy wyruszyliśmy w drogę do Starego Smokowca na Słowacji. Podróż pod czujnym okiem Wojcisza, który usiadł za sterami samochodu przebiegła bez większych problemów. W Starym Smokowcu wylądowaliśmy około 00.30. Na szczęście nie padało co dobre wróżyło na noc którą mieliśmy spędzić pod gołym niebem. Zaparkowaliśmy samochody w górnej części miasteczka, jak się okazało obok opuszczonego pensjonatu. Weszliśmy z ciekawości do środka i okazało się budynek idealnie nadaje się do odpoczynku. Mając ze sobą wielkie plandenki, szybko je rozścielamy, pompujemy karimaty i wsuwając się do ciepłego śpiwora zasypiamy w objęciach Orfeusza. 

Church w Starym Smokovcu
Wraz z pierwszymi promieniami słońca budzimy się również my. Jest już piątek. Szybka toaleta i można przystąpić do śniadania. Mamy ze sobą palniki więc szybko robimy kawę, która w takich okolicznościach przyrody smakuje wybornie.

potok 

Szybki przepak i powoli zielonym szlakiem wychodzimy w kierunku na Hrebeniok. Można się na niego dostać również kolejką ale my twardo idziemy powoli do góry. Szybko pokonujemy wysokość i po kilkunastu minutach lądujemy na Hrebenioku. Łyk piwa i czerwonym szlakiem, w towarzystwie już trzech dziewczyn które idą w tym samym kierunku co my wychodzimy na szlak. Po 15 minutach podejścia okazuje się jednak że to nie ten kierunek. Tym sposobem moglibyśmy wejść na Sławkowski Szczyt. A. Nie tym razem. Nie spojrzałem na mapę dokładnie i okazało się że kilka dodatkowych kilometrów trzeba będzie dodać do przebiegu na koniec dnia. Wracamy na Hrebeniok, odnajdujemy czerwony szlak i wychodzimy już nim w kierunku do Teryho Chaty. Początek przejścia do skrzyżowania prowadzącego również do Zbójnickiej Chaty, szeroki, utwardzony. Wielu turystów z dziećmi dociera w to miejsce, gdzie krzyżują się szlaki i nad potokiem przerzucony jest most. Wszystko wygląda perfekcyjnie. I bajkowo wręcz. 

końcówka podejścia pod Teryho Chata

Chwila oddechu, i zaczynamy się piąć do góry. Powoli, typowym tatrzańskim szlakiem czyli po kamieniach docieramy do Schroniska Chata Zamkowskiego. Tu zostajemy nieco dłużej.  Kolejny łyk piwa. Wjeżdżają kanapki z cebulą i konserwą. Pięknie świeci słońce. Cudownie. Sielankowo. Wychodzimy dalej kierując się już bezpośrednio do schroniska Teryho. Wchodząc do doliny, początkowo poruszamy się wśród kosodrzewin a im wyżej krajobraz diametralnie się zmienia i zieleń zamieniana jest kamienie. Podejście odkrywa przed nami piękno tej doliny. Zdecydowanie więcej osób schodzi niż wchodzi. Nasza duża grupa dzieli się na kilka zespołów i każdy w swoim tempie dociera do schroniska. To co wcześniej czytaliśmy na różnych portalach o pięknie tej doliny i umiejscowienia samego schroniska szybko zyskuje potwierdzenie w naszych opiniach. Sztos.
Kawał prawdziwej, niczym nie zmąconej natury. 

jeden ze stawów 

widok z tarasu schroniska

2015 m.n.p.m.

Meldujemy się u szefa schroniska, rozliczamy się z nim i każdy ma chwilę dla siebie. Ja postanawiam pomóc jednej z dziewczyn i sprowadzam ją na dół do schroniska Chata Zamkowskiego i w bardzo szybkim tempie wracam na górę do swoich. Dystans dzisiejszego dnia to 18 km i ponad 1700 m przewyższeń. Sporo. Szybka toaleta w stawie przy schronisku. Orzeźwiająca woda działa cuda. Człowiek czuje się jak nowo narodzony. Siadamy przy jednym stole i zaczynamy wieczorną biesiadę. Dla zainteresowanych. Piwo kosztuje 3 euro, kawa 2 euro, zupa czosnkowa 4 euro, drugie danie konkretne w graniach 6-8 euro. Gorąca woda kosztuje 15-20 centów. Nocleg na glebie, patrz bardzo wygodne materac w jadalni 12 euro, łóżko w pokoju 23 euro. Poza tym towarzystwo nasze bezcenne oraz klimat schroniska również. 

scrabble po slowacku

Czerowny Kapturek vel Wojcisz

Zmrok zapadł. A my biesiadujemy dalej. Naszym łupem pada słowacka wersja scrabble. Tak wiem, nie znamy ani słowa po słowacku natomiast od czego jest improwizacja. I improwizujemy. Oj co tam się dzieje na tym stole. Tworzymy takie słowa że nie mamy pojęcia czy słowaccy językoznawcy są na to gotowi. Oczywiście temu wszystkiemu towarzyszy wielka dawka humoru. Planszę wypełniamy bardzo sprawnie. W kolejce czeka już kolejna gra. Tym razem zaczynamy bawić się odgadywanie tytułów bajek. Dla przypomnienia. Każdego uczestnika czekał cykl pytań dzięki którym mamy odgadnąć jaki bohater bajek jest nam dany. Ponownie fura śmiechu. Jest Rumcajs, Teletubiś i inni bohaterowie kreskówek. 

Tatry Wysokie😀😀

Wysokie Tatry

po lewej Teryho Chata

Wieczór tak nam mija wybornie że nie słyszymy doniosłego komunikatu padającego z ust szefa schroniska że czas na spanie. Mija 22. Każdy z nas dostaje swój materac i powoli szykujemy się do snu. Kiedy gasną światła, rozmowy jeszcze trwają. Oglądamy wspólnie nasze zdjęcia i z dnia dzisiejszego jak i poprzednich naszych górskich eskapad. Kiedy milkną ostatnie głosy i my zasypiamy. Przed nami sobotni, bardzo atrakcyjnie zapowiadający się dzień. 

Lodowy szczyt w chmurach

Czyli jak się domyślacie będzie ciąg dalszy. 
Narazie rozkoszujcie się zdjęciami.
Do szybkiego usłyszenia.

Ciao.

niedziela, 22 września 2019

Goeteborg, Szwecja 🇸🇪

Haga, Goteborg

Czas pożegnania ze Skandynawią. Ostatni dzień pobytu w tym niezwykle urodziwym zakątku Europy zarezerwowany jest na wizytę w Goteborgu. Z lotniska znajdującego się pod Goeteborgiem wylatujemy do Wrocławia. 

żegnamy Fjallbacka

Fjallbacka i jej okolice zachwyciły spokojem, ciszą, nietuzinkową przyrodą, zachwycającymi widokami. Oslo, miasto zdecydowanie na plus, niemniej miasto w którym bardzo szybko musimy się pojawić ponownie. Czym nas zaskoczy Goteborg?

Ullevi stadium, dla nas parking

Sam Goteborg, drugie co do wielkości szwedzkie miasto, pięknie położone nad cieśniną Kattegat, ma do zaoferowania bardzo wiele.

uniwersytet w Goteborgu

bohema

Zaraz po śniadaniu, żegnamy Fjallbacka. Zabieramy ze sobą same dobre wspomnienia. Susan, właścicielka naszego pensjonatu, nie kryje wzruszenia gdy podczas pożegnania w jej rękach ląduje bukiet kolorowych kwiatów. 
Do Goeteborga wjeżdżamy jeszcze w deszczu ale gdy opuszczamy parking podziemny znajdujący się pod Ullevi stadium, przestaje kropić i niemrawo zaczyna pojawiać się słońce. 
Swój krótki trip rozpoczynamy od spaceru po dzielnicy uniwersyteckiej. Pierwszy cel to dzielnica Haga. To jedna z najstarszych dzielnic Goteborga. Jej pełna nazwa to Haga Nygata. Pięknie odnowione domki pamiętające przełom XIX w., w których to kiedyś mieszkali robotnicy napływający do tego miasta w poszukiwaniu pracy. Dziś ta dzielnica cieszy nie tylko tubylców ale również wielkie rzesze turystów. Mnóstwo tu knajpek, restauracji. Chciałoby się usiąść na chwilę ale niestety czas nagli. Obok znajduje się twierdza Kronan. 

witamy w Hadze, w Goteborgu

Kolejne ciekawe miejsce to Feskekorka. W 1876 władze miejskie Goteborga postanowiły uporządkować sprawy handlowe. Miasto zaprojektowane przez Holendrów, a stoiska targowa znajdują się wzdłuż kanałów i przy ulicy.
I tak to właśnie strefa Jarntorget odpowiedzialna była za drewno i meble, Fisktorget, ryby, Gronsaktorget - warzywa i owoce, Kungstorget - mięso, mąka i nabiał. Do dziś tylko ta ostatnia strefa i Fisktorget swą tradycję kontynuują. 

klimatyczne uliczki

domki robotników

miasto artystów

i miasto kolorowe

My dotarliśmy jedynie pod budynek który swą budową przypomina kościół. Murowany budynek o spadzistym dachu i witrażowych oknach jak nic przypomina bryłą kościół. Feskekorka to hala rybami i owocami morzami stojąca. Dla miłośników morskiego jedzenia miejsce absolutnie obowiązkowe. Mnóstwo knajpek. Tyle samo miejsc gdzie możemy się zaopatrzyć w dobra mórz i oceanów. Miejsce pobudzające do pracy kubki smakowe. To miejsce szczególnie polecam w godzinach lunchu. Jest nieco taniej a w ręku może się znaleźć otwarta kanapka z krewetkami, sałatka krewetkowa czy smażony śledź. 

Feskekorka

wejście główne 

owoce oceanów i mórz

Idąc dalej w kierunku centrum miasta, wzdłuż kanału docieramy pod Tyska Kyrkan Goeteborg. Zaraz obok stajemy przed pomnikiem Gustafa Adolfa, a za nim pięknie prezentuje się Ratusz. Przed nami wielki budynek stacji głównej. 

Gustaf Adolf, za nim budynek Ratusza

jeden z wielu kanałów

Postanawiamy zobaczyć jak wygląda handlowo-usługowa część Goteborga. Mijamy salon Tesli, sklepy marek których nie potrafię wymówić. Co chwilę mijamy kawiarnie i pięknie położone knajpki. Oprócz tego sklepy z obrazami czy własnoręcznie wykonaną biżuterią. W oczy rzuca się jeszcze wielki gmach Clarion Hotel Post. Potężny. Pięknie wkomponowany w dzielnicę kanałów. 

ogród Botaniczny

i tu również

Powoli zmierzamy ku parkingowi. Wchodzimy na teren Ogrodu Botanicznego. Rośliny z całego świata. Trawa przystrzyżona perfekcyjnie. Człowiek usiadł by i pokontemplował ale czas wracać. 
Gamla Ullevi. Nowoczesny stadion piłkarski z którego korzysta również znany szwedzki klub IFK. To jak się okazuje przedostatni przystanek na naszej drodze. Obok stoi stare Ullevi. Nie znam drugiego takiego miasta w którym obok siebie stoją dwa piłkarskie stadiony. 

Gamla Ullevi, nowy stadion

Nie udało się dojść i obejrzeć kolekcji w muzeum VOLVO. I jeszcze wielu innych atrakcji. Nie da zobaczyć wszystkiego. NIemniej Goteborg potwierdził że jest miastem bardzo interesującym. Jeszcze tylko tankowanie auta przed zwrotem i w godzinach wieczornych lądujemy we Wrocławiu. Nabywamy w KappAhl, szwedzkiej sieci, produkującej ubrania właśnie w Goteborgu, pamiątki w postaci koszul i spodni i szczęśliwi wracamy do domu.

Podsumowanie naszych wakacji wychodzi mocno na plus. Ja uwielbiam tego typu klimaty. Coś co jest nieoczywiste. No bo kto leci na wczasy do Skandynawii gdzie wiadomo że jest i zimniej i bardziej wietrznie i niektórzy twierdzą że mroczniej, depresyjnie wręcz. Skandynawia ma do zaoferowania jednak dużo dobrych wibracji i pozytywnych pejzaży. To kawałek fascynującego, bogatego w lasy i jeziora regionu. Miejsce na ziemi wyjątkowe. Namawiam wszystkich aby sprobować zmierzyć się z tą innością. Polecam.

sobota, 21 września 2019

Oslo, Norwegia 🇳🇴

Oslo, port

Ciao amici.
Wakacje co prawda już za nami lecz wspomnienia o miejscach w których byliśmy będą wracały jak bumerang. 
Powoli kończymy wątek szwedzko-norweski. 
Środa, wakacje, Fjallbacka. Rejestrujemy nasze samochody na specjalnej stronie dzięki której podróż po Norwegii będzie miła i unikniemy niepotrzebnego stresu związanego z przemieszczaniem się samochodem po tym pięknym kraju. Strona www.epcplc.com bo o nie mowa umożliwia rejestrację zarówno auta własnego jak i tego z wypożyczalni. Podpinamy pod to własną kartę kredytową z której zostaną zabrane środki na pokrycie ewentualnego przejazdu przez autostrady, tunele, jak i wjazdy do centrów miast. Proste i nowoczesne. 

Mekka narciarstwa

zeskok skoczni

Zatem jak się domyślacie w czwartek jedziemy do Norwegii a głównym naszym celem jest Oslo. Miasto, stolica oddalona od Fjallbacka o jakieś 140 km. I jest w tym mieście Holmenkollen, czyli skocznia narciarska i mekka narciarstwa biegowego, sportu narodowego Norwegów. To główny cel. Samo Oslo, położone nad zatoką nie jest pozbawione zabytków i bardzo ciekawych miejsc które zdecydowanie warto odwiedzić. 

widok na strzelnicę i trasy biegowe

Game of Thrones

sławne narty

Wyruszamy zaraz po śniadaniu. Fjallbacka żegna nas delikatnym wiatrem. Dzień rozpoczynam oczywiście kąpielą w morzu Północnym, tym razem w wersji solo. Kierujemy się na autostradę. Szybko pokonujemy kolejne kilometry i meldujemy się na granicy szwedzko-norweskiej. A na granicy niespodzianka w postaci żołnierzy i policji która kontroluje każdego wjeżdżającego pod kątem obecności alkoholu we krwi. Bez problemu przechodzimy kontrolę. MIłego dnia i dalej w drogę. 
pierwsze wiązania

pierwsze "outdory"

sekcja ze smarami

i klistrami
Im bliżej Oslo zmienia się niestety i pogoda czyli zaczyna padać, oraz krajobraz. Więcej gór, więcej wody. Sporo tuneli. Planując podróż do Oslo i opierając się już na własnych doświadczeniach z wizyt w dużych miastach i tym razem wybrałem opcję, zostawiamy samochód na przedmieściach i korzystamy z komunikacji miejskiej. Metro, autobus czy tramwaj. W miaro tanio, wygodnie i bez nerwów. I tak też czynimy tym razem. Samochód zostawiamy na parkingu przy stacji metra Mortensrud. Bilety kosztują nas 108 kr norweskich dla dorosłej osoby i 54 korony dla dzieci. Bilety 24 h. Żyć nie umierać. Wsiadamy do metra, linia nr 3, zielona i udajemy się do stacji Holmenkollen. Jedziemy jakieś 20 min. Niestety pada coraz mocniej. Holmenkollen to wzniesienie na przedmieściach Oslo. Tam też stoi nowoczesna skocznia narciarska w której to umiejscowiono muzeum narciarstwa, byłem, bardzo bogata kolekcja nart, sanek, i wielkiej historii norweskiego i nie tylko narciarstwa. Zapomniałem dodać że w centrum miasta musimy się przesiąść na linię nr 1.

wejście na "starą" ulicę w Oslo

Jesteśmy w Holmenkollen. Leje. I jak na złość mgła. Niedobrze. Szybkim krokiem zmierzamy ku skoczni. Pada.
Niewiele widać. Zeskok ledwo widoczny. Jest muzeum. Przynajmniej nie pada na głowę. Ja kupuję bilet do muzeum i na wjazd do gniazda skoczni. Na samej jej szczycie jest punkt widokowy dzięki któremu można zobaczyć całą panoramę Oslo i nie tylko. Nie tym razem. Mgła. Ale samo muzeum bardzo bogate w zbiory. Ekspozycja podzielona na czasy pierwszych ludzi na tym terenie, poprzez kolejne pokolenia narciarzy kończąc obecnych czasach. Narty dominują. Ciekawie.

Zamek Królewski

Postanawiam jeszcze z outdorowcem zobaczyć sławne trasy biegowe i strzelnicę biathlonową. Pada. Czasem leje. 
Wracamy do centrum. Odwiedziny w Holmenkollen ponowimy. 

królewski fort

warownia z XIII wieku

Meldujemy się w centrum. Na szczęście mży. Udajemy się do Zamku Królewskiego. Spacerujemy wokół zamku. Służba królewska wygląda dość dziwnie. NIscy chłopcy. Jeden jakby przysypiał. W żadnym wypadku nie przypomina to służby która chroni swe królowe w Kopenhadze przykładowo. Może faktycznie też patrzą na życie z przymrużeniem oka. Dla mnie  w dechę. 

Sentrum
Dla porządku dodam tylko że zamek Królewski znajduje się na Slottsplassen. Piękne otoczenie. Park. Tubylcy krzyżują swe drogi z turystami. 

Sentrum również

My udajemy się do centralnej części Oslo. Port. Najdroższa ulica Oslo. Karl Johans gate. Po drodze mijamy budynek parlamentu, oraz dziwnie wyglądający budynek Ratusza. Jakby żywcem wyciągnięty z PRL. Modernistyczna bryła, wielka stoi w centralnej części placu. Obok budynek Nobla. W tym właśnie miejscu wręczane są znane na całym świecie Nagrody Nobla. Jak pamiętamy kilkoro naszych rodaków stało się szczęśliwymi posiadaczami statuetki Nobla. 
W planach było wykorzystanie biletu dzięki któremu mieliśmy popływać po zatoce ale wietrzna i mokra pogoda odstraszyła.

Ratusz

Niestety skutecznie. 
Udaliśmy się więc do twierdzy Akershus. Zbudowany w XIII wieku fort robi wrażenie. Poza tym z murów piękny widok na Oslofiord. Poza tym trzeba pamiętać że ta warownia jest nadal królewską instytucją. Idealne miejsce na spacer. Gdyby nie padało. Dzieci zaczynają marudzić. Najchętniej wróciłyby do domu. 

Budynek Nobla

Postanawiam oszukać wycieczkę i pod pretekstem szukania stacji metra docieramy pod cudownie, nowocześnie wyglądający budynek opery. Budynek, po którego dachu możemy spacerować. Postanawiamy ten fakt wykorzystać. Pozostali ogrzewają się wewnątrz. Faktycznie robi wrażenie. I samo Sentrum miasta. Mnóstwo nowoczesnych budynków. Te wszystkie szklane budynki świetnie wkomponowane są w stare budynki. 
NIc to. Podziwiamy to wszystko z dachu budynku opery. 

Gmach Opery

Po tym wszystkim wracamy do Fjallbacka. 
Oslo oferuje poza tym jeszcze muzeum Muncha ze sławnym „Krzykiem”. Muzeum Narodowe. Muzeum Wikingów. I jeszcze wiele innych atrakcji. Wzgórze Ekeberg. Katedra. Astrup Fearnley Muzeum. I jeszcze wiele innych atrakcji.
Z dodatkowych ciekawostek. Norwegowie są drugim krajem pod kątem spożycia kawy. Mieszanka kulturowa widoczna na ulicach. Pogoda niestety popsuła nam szyki. 
Niemniej wracamy zadowoleni. Z przekonaniem że do tego miasta z pewnością wrócimy. 
Może zimą w czasie sezonu zimowego aby pobiegać na nartach biegowych. Kto wie. 
Powrót do Fjallbacka. Suszenie butów. Wspominamy, pomimo wietrznej pogody za oknem stolicę Norwegii bardzo ciepło.
Przed nami odkrywanie Goeteborga. Ale to już następnym razem.

Buona sera. Podziwiajcie zdjęcia. Ciao.