poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Sandomierz, miasto nie tylko "Ojca Mateusza"

Sandomierski Rynek

Czas na wakacje. Jakże inne. Pandemiczne. Oczywiście wcześniej planowane, ostrożne. Ponownie w Polsce. Wyjazd zagraniczny z wielu względów a w szczególności z istniejącej niepewności co do zmieniających się warunków dotyczących obostrzeń związanych z COVID-19, i dla nas podróżujących jak i dla miejsc wypoczynku. Dlatego, wybór miejsc w których jeszcze nie byliśmy w naszym pięknym kraju, trochę się zawęża ale są nadal miejsca w których jeszcze nas nie było. 

widok na Ratusz z innej strony

Takie miejsca to okolice Sandomierza w którym osobiście nie byłem ale i Kazimierz Dolny i Lublin, w których bywałem lub bywaliśmy już lecz nigdy w gronie rodzinnym. Pośród pozostałych uczestników naszych wakacyjnych wojaży są tacy którzy i widzieli ale są i tacy którzy nie widzieli żadnego z nadmienionych wcześniej miejsc. A kto tym razem tworzył znakomitą śmietankę naszych wakacyjnych wojaży? Dobrze Wam znani i sprawdzeni we wspólnym wakacyjnym egzystowaniu: famiglia „outdorowca” okraszona tym razem nowym członkiem rodziny czyli Nalą, młodym goldenem, famiglia Gurzyńscy tym razem w składzie 3-osobowym no i my wzbogaceni o sprawdzonego już członka zespołu czyli Franciszkę. Plan zakładał pobyt i w Sandomierzu, Kazimierzu Dolnym i Lublinie. Kolejnym krokiem było znalezienie na tyle dużego lokum które było w stanie pomieścić nasze trzy rodziny wraz z psami. I nie jest to takie proste. Szczególnie,  w takim okresie, kiedy większość naszych rodaków postanowiła zostać w ojczyźnie. Ale nie ma rzeczy niemożliwych. Bardzo pomocny w tym elemencie po raz kolejny stał się booking.com. Na jego stronie znaleźliśmy odpowiadające nam miejsca naszych wakacyjnych wojaży. Od razu zaznaczę, że nie wykonalne było znalezienie obiektów w centrach Sandomierza czy Kazimierza, no chyba że za milion monet. Willa Wojtasówka w Obrazowie koło Sandomierza była naszą bazą wypadową w sandomierskim regionie, willawojtasowka.pl., oddalona od Sandomierza o 6 km. Okolice Kazimierza, a dokładnie Lucimia, niedaleko Janowca, po drugiej stronie Wisły, to tam, w Nadwiślańskim Gnieździe, znaleźliśmy miejsce naszego wakacyjnego pobytu w tej części Polski. Dla zainteresowanych adres strony: nadwislanskiegniazdo.pl.

w tle po lewej Kamienica Oleśnickich

W tym drugim przypadku odległość od Kazimierza już nieco znaczna, co prawda można skorzystać z promu (23 zł za auto i 3 osoby dorosłe), nie mało, drogą lądową dojazd zajmował około 30-40 minut.

Skupimy się na pierwszej turystycznej atrakcji jaką niewątpliwie jest Sandomierz, miasto ojca Mateusza. No właśnie. Ojciec Mateusz dla tego miasta to przekleństwo czy też dobrodziejstwo. Właścicielka naszej willi jest więcej niż przekonana że pojawienie się serialu w Sandomierzu miastu i okolicznym miejscowościom tylko pomogło. W samym mieście, wyprzedzę trochę fakty miejsc znanych z serialu jest dosłownie kilka. Ale o tym później. 

Planując wizytę w mieście, jednak z dość bogatą historią, warto pokusić się i wynająć przewodnika. Tak też i my uczyniliśmy. 4 godzina podróż zapowiadała się ciekawie. 

Sam dojazd do Sandomierza przebiegł bez żadnych zakłóceń. Co prawda ponad 6 h w samochodzie ale z przerwami więc nie było źle.


uliczka prowadząca do Bramy Opatowskiej 


Willa Wojtasówka do której dotarliśmy po 15, otoczona wokoło sadami. Jabłko, brzoskwinia, wiśnia, malina, śliwka. Wszystko to rośnie, dojrzewa, smakuje perfekcyjnie. Nam ten pofałdowany teren przypominał trochę Toskanię. Z tą różnicą że zamiast winogron, porasta okoliczne pagórki las owoców. Nasza willa również znajdowała się między takimi drzewami. Świetne rozwiązanie to antresola znajdująca się pośrodku sadu, wyposażona we wszystkie dobra, otoczona malinowymi krzakami, z których to nasze psy jadły owoce bezpośrednio z krzaka. Niedziela to dzień przyjazdu. Niedziela to dzień zapoznania się z terenem. Nie inaczej było i tym razem. Szybki ponad 11 km objazd okolic na nartorolkach. A wieczór zwyczajowo jako zapoznawczy przy butelce złotego napoju spędzony w doborowym towarzystwie. 


ściana w kościele św. Jakuba upamiętniająca męczenników sandomierskich


Poniedziałkowy, pierwszy dzień urlopu zapowiadał się niezwykle ciekawie. Zaplanowaliśmy na ten dzień zwiedzanie Sandomierza z przewodnikiem. Dzień jednak, może nie wszyscy rozpoczęliśmy dość wcześnie, a to za sprawą naszych psich uciech, później był rekonesans na szosie poczyniony przeze mnie, zwiedzanie okolic Sandomierza jak i jego samego. Śniadanie i wyjazd do Sandomierza na spotkanie z tym ciekawym miastem.

Zapowiedzi pogodowe mieliśmy tylko dobre albo bardzo dobre. O 11 stawiliśmy się na sandomierskim rynku. Czekała już na nas nasza pani przewodnik. Jedno muszę Wam przyznać. I pewnie to zdanie podzielą pozostali uczestnicy naszej wycieczki. Przewodnik to strzał w dziesiątkę. Oddaliśmy siebie na 4 h w ręce pani przewodnik która opowiadała o samym mieście, jego historii i ciekawostkach z wielką pasją. Widać, że opowiadanie o historii miasta sprawia jej dużo radości. 


widok ze szczytu Bramy Opatowskiej

piękniejsza część wycieczki


Zaczęliśmy od ogólnych historycznych wydarzeń związanych z miastem stojąc obok ratusza. Ciekawostki. Miasto było najeżdżane przez Tatarów 3-krotnie. Największe spustoszenie miało miejsce podczas drugiego najazdu. W czasie II wojny światowej miasto nie ucierpiało a to dzięki radzieckiemu generałowi, który poniekąd jak miasto zobaczył, stwierdził że zrobi wszystko aby miasto przetrwało. Przez długi okres czasu jego pomnik stał w centrum miasta. Co do „Ojca Mateusza”. W centrum miasta jest nawet muzeum o samym ojcu i historii serialu. Natomiast w samym mieście i okolicach są tylko trzy miejsca związane z serialem. Hotelik który służy za plebanię. Posterunek policji który w normalnych okolicznościach jest budynkiem ZUS. No i sam magiczny Rynek. 


sandomierski flisak

nie tylko "Ojciec Mateusz" kojarzony jest z Sandomierzem,  "Ziarno Prawdy" z Robertem Więckiewiczem również


My zaczęliśmy od Ratusza. Piękny budynek, gdzie charakterystycznymi elementami stanowiącymi o budowli są wieża i czworoboczna attyka. Warto również zwrócić uwagę na charakterystyczne głowy znajdujące się w narożnikach strefy dolnej. Podobno symbolizują cztery stany, duchowny, rycerski, mieszczański i włościański. 


Jedni z bohaterów wojaży sandomierskich

Brama Opatowska


Kolejnym punktem na który udało się nam wejść to Brama Opatowska. Koniecznie, będąc w Sandomierzu wejdźcie na szczyt bramy, tam znajduje się się taras widokowy, z którego można podziwiać panoramę miasta. Sama brama jest jedyną zachowaną bramą wjazdową spośród czterech prowadzących do miasta, wchodzącą w skład murów obronnych. Nie wszystkim uczestnikom było dane podziwiać piękne widoki. Młodsza latorośl została na dole, razem z psami wylegując się w cieniu. 

Kolejnym punktem naszej wycieczki była Furta Dominikańska zwana „Igielnym Uchem”, jedna z dwóch dawnych furt miejskich wzniesionych wraz z murami w XIV wieku. 


Furta Dominikańska


To jednocześnie przejście z centralnej części miasta prowadzące do Kościoła św. Jakuba z zespołem klasztornym dominikańskim. To jeden z najstarszych tego typu kościołów w Polsce. Nas najbardziej ujęła historia męczenników, braci dominikanów którzy zginęli śmiercią męczeńską podczas kolejnego najazdu tatarskiego. Poza tym jest pięknie położony, na wzgórzu, otoczonymi winoroślami. 

Wracając w kierunku miasta minęliśmy Zamek Królewski. Wzniesiony za czasów króla Kazimierza Wielkiego. Zmienił się w międzyczasie w renesansową rezydencję aż do najazdu Szwedzkiego, podczas którego nastąpiło zniszczenie zamku. Ocalało jedynie zachodnie skrzydło, w którym to mieściło się również więzienie a obecnie Muzeum Okręgowe. Dumnie prezentuje się stojąc na wzgórzu, jest jedną z wizytówek miasta.


Zamek Królewski widziany z murów katedralnych

My przenieśliśmy się w okolice katedry. Z murów katedralnych zamek królewski prezentuje się bardzo dumnie. W promieniach słonecznych toń wody płynącej w Wiśle wygladała czarująco. Sama katedra też swe początki związane ma z królem Kazimierzem Wielkim. W swych planach król Kazimierz zawarł połączenie zamku z katedrą za pomocą specjalnej kładki. Na jednej z bocznych ścian katedry widać zasklepienia które świadczą o takim pomyśle. Sama katedra wewnątrz budzi podziw, mi osobiście nasuwa się taka refleksja że nie pamiętam żadnej katedry nie tylko w Polsce się znajdującej która wewnątrz nie lśniła przepychem. Jak się to ma do znanego na całym świecie islandzkiego kościoła znajdującego się w stolicy kraju, Reykjaviku, mowa o Hallgrimskikja, wolnym od złoceń, surowy, budzący zachwyt nad prostotą. Na nic te porównania. Rzeczywistość jest jaką widzimy na każdym kroku. Zostawiam sobie refleksje związane z przepychem i kościołem w Polsce. 


dom Długosza


Przy domu Długosza rozstajemy się z naszą panią przewodnik. Z naziemnych obiektów na które prosiła zwrócić jeszcze uwagę to: Dawna Synagoga, Kamienica Oleśnickich. I na koniec kilka słów o atrakcji turystycznej, podziemnej, jaką niewątpliwie jest trasa turystyczna wiodąca pod miastem. System piwnic mający swój początek na przełomie XIV i XV w. W nich to sandomierscy kupcy składowali towary handlowe. Obecny stan liczy ponad 470 m chodnika. W wielu miejscach zachowały się oryginalne sklepienia. A i kolejny wątek związany z Tatarami i ich najazdami wzbogaca to miejsce, które niewątpliwie warto odwiedzić. Tym bardziej że w dniu kiedy my zwiedzaliśmy Sandomierz było bardzo gorąco, a ta kilkunastominutowa wycieczka po piwnicach pozwoliła zaczerpnąć odrobinę ochłody. 

Podsumowaniem tego udanego, pierwszego dnia naszych wojaży po Sandomierzu była wizyta w jednej z lokalnych knajp serwujących sandomierskie zapiekanki. Było smacznie i wakacyjnie. Bez stresu, pospiechu. 

Na deser dla chętnych została wizyta na sandomierskim basenie. Jedni zrobili trening, inni wykorzystali atrakcje lokalne czyli zjeżdżalnie i jacuzzi. A wieczór spędziliśmy leniwie korzystając z dobroci kuchni Krzysia. 

Gorący, intensywny dzień. Taką intensywność lubimy. 

Zostawiam Was ze zdjęciami. 

Buona serata.

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Pałac Jedlinka i ciekawostki Gór Wałbrzyskich


Pałac Jedlinka

Pałac Jedlinka i ciekawostki Gór Wałbrzyskich.

Buongiorno.

Ancora piu ciao amici. 

Majowa niedziela która wieńczyła bardzo udany pobyt w Górach Sowich zapowiadała się równie interesująco co dni poprzednie. Plan zakładał ponowną wizytę w Pałacu Jedlinka, tym razem z wizytą w muzeum znajdującym się wewnątrz. Kolejne punkty to zwiedzanie repliki pociągu Hitlera i na deser wizyta w Walimiu. Sztolnie Walimskie należące do kompleksu Riese to jedna z najważniejszych atrakcji tego regionu. W związku z trwającą pandemią obiekt ten, jak i ten w Osówce wprowadziły spore ograniczenia. Dla nas tym razem miejsca do Osówki zabrakło. 

Śniadanie i wyjazd w kierunku Pałacu Jedlinka. 

Sam park i pałac budził się do życia. Byliśmy chyba pierwszą grupą chcącą zwiedzać sam park i replikę wagonu którym poruszał się Hitler. A że lubimy historię, temat wagonu działał jak magnes. Sam pałac posiadający bardzo bogatą historię odrestaurowany jest narazie tylko od strony głównego hallu. Od strony ogrodów nie wygląda za ciekawie. 

Ten piękny pałac wybudowany w XVII w. jako barokowy dwór, przebudowany w połowie XIX w. W latach 1944-1945 mieściło się tutaj biuro projektowe nazistowskiej Organizacji Todt. Sama organizacja odpowiedzialna była za budowę obiektów wojskowych. Tereny Gór Wałbrzyskich, Gór Sowich obfitują w niezliczone ilości różnorakich obiektów wojskowych. Kompleks Riese jest tego najlepszym dowodem. 


przystanek Jedlinka


Pozwolono nam spacerować po pałacu z Franką. Nie trwało to jednak zbyt długo. Musiałem opuścić budynek i wyjść na spacer. A na spacerze spotkanie z innym russellem. Ależ było szaleństwo. 

W oczekiwaniu na całą moją grupę, postanowiłem sprawdzić dlaczego na placu przed pałacem zaparkowany jest dwupłatowiec z charakterystycznym hitlerowskim krzyżem na skrzydłach.  Ten samolot to Fokker, samolot z okresu I wojny światowej należący do Red Barona, który mieszkał w niedalekiej Świdnicy. Jeżeli nie wiecie kim był ten legendarny baron odsyłam wszystkich do filmu pod tytułem: ROTE BARON.


Fokker w rękach Szymona

za sterami Fokkera Maja


GRupa opuściła bydynek i skierowała swe kroki do stojącego na stacji Jedlinka pociągu. 

Przypomnę tylko że dowódca III Rzeszy podróżował specjalnie dla niego skonstruowanym pociągiem, wyposażonym we wszystkie niezbędne urządzenia do prowadzenia działań wojennych. Tu zapadały najważniejsze decyzje związane z prowadzeniem działań wojennych. Mnie szczególnie ten pociąg interesował, gdyż kilka lat temu miałem okazję zwiedzić wraz z żoną wagon innego negatywnego bohatera tamtych czasów czyli Stalina. 


wnętrze wagonu

wagon z zewnątrz


Wewnątrz wagonu puszczany jest film o jego samej historii. Zabrakło mi w tym miejscu słownych opowieści o samym wagonie i może jeszcze coś ciekawego o jego ponurym właścicielu. Podsumowując. Teren pałacu z wielkimi możliwościami uzależnionymi od funduszy. Warto tu zajrzeć nie tylko ze względu na znajdujący się na terenie browar rzemieślniczy. Kolejne, ciekawe miejsce z wielką historią na naszej podróżniczej mapie.

Z pałacu udaliśmy się do niedalekiego Walimia aby spróbować spenetrować miejscowe sztolnie, również należące do kompleksu Riese. 


pałac był we władaniu władz PGR i to cud że oryginalny piec jeszcze stoi

i nikt nie ukradł sufitu


Zepsuła się nam pogoda. Covid spowodował że wejścia są limitowane. Długi czas oczekiwania na wejście, spowodował że po krótkiej naradzie, obraliśmy kierunek powrotny. Z racji bliskości tego miejsca i dobrego dojazdu i Osówkę i sztolnie w Walimiu odwiedzimy niebawem. 

W ten oto sposób zakończyliśmy kolejną bardzo aktywną, wspólną, rodzinną wycieczkę w ten piękny, kawałek naszego kraju.

Teraz już zapowiadam kolejny, tym razem wakacyjny wpis. Jak zawsze było bogato pod kątem turystycznym. Ale o tym niebawem.

Życząc miłego dnia. Saluto.


Was zostawiam z opisem i zdjęciami. 

Buonagiornata e buon pomeriggio. 

niedziela, 9 sierpnia 2020

Franka na Borowej Górze

widok z Borowej Góry
Franka na Borowej górze.


Buongiorno.

Ciao amici. 

Sobota zapowiadała się apetycznie. I bardzo interesująco. W planach wizyta na Borowej Górze, 853 m.n.p.m. I Wielka Sowa 1014 m.n.p.m. I poranny trening, narto rolkowy podbieg czyli uphill w Pieszycach na przełęcz Jugowską. Przygody czas zacząć.

Poranny spacer z Franką rozpoczął sobotni dzień. Zaplanowany trening w Pieszycach wymagał dojazdu i pomocy ze strony outdorowca. Adam zgodził się pojechać ze mną, zabierając Frankę. Dojechaliśmy do Pieszyc w miejsce startu uphillu. Adam pojechał z Franką na przełęcz. 10 km podbiegu daje nieźle w kość. Ale satysfakcja jak zawsze bardzo wysoka. Na szczycie przełęczy radość i spontaniczne spotkanie ze znajomymi. 

Powrót. Śniadanie. I wymarsz. 

Franka na szlaku


Zaplanowaliśmy wejście na Borową Górę. Wchodzimy na żółty szlak. Początek jest nudny. Trochę asfaltu. Mijamy remontowany odcinek torowiska które okaże się reaktywowanym szlakiem komunikacyjnym kolei żelaznej. Wchodzimy do lasu. Żółty szlak łączy się z zielonym. Na rozwidleniu kontynuujemy podejście żółtym szlakiem. Piękny las. Pięknie się zieleniący. Grupa się rozdziela. Najmłodsza część wędruje w tyle. Wszyscy dziarsko maszerujemy do góry. Robi się stromo. Tętno wzrasta. 

Dzielnie pod górę


Dochodzimy do Przełęczy pod Borową. 660 m.n.p.m. Tu łączą się kolejne dwa szlaki. Czerwony i niebieski. My obieramy ten właśnie kolorystyczny kierunek. Dochodzimy po kilku minutach do kolejnego rozwidlenia. Jesteśmy pod Rozdrożem pod Borową. 734 m.n.p.m. Przed nami decyzja. Ostro pod górę czerwonym szlakiem czy też niebieskim do rozwidlenia z czarnym do Ptasiego Rozdroża. 743 m.n.p.m. Ja z Franką obieramy kierunek czerwony. Pozostali wędrują opcją due czyli 2. Wejście czerwonym szlakiem jest  naprawdę pionowe. Franka dziarsko kroczy sama pod górę. Mijamy kolejnych turystów. Franka robi szał. 829 m.n.p.m. Przed nami jeszcze 30 metrów podejścia i znajdujemy się wzgórzu gdzie stoi majestatyczna wieża. Obraz piknikowy. Dookoła ogniska. I Franka ma kilku psich przyjaciół. Prawie 5 km podejścia robi wrażenie. Jesteśmy prawie wszyscy. 

wieża na Borowej Górze


Prawie. Ponieważ Gośka wraz z dziećmi poniekąd nadal idzie. Wchodzimy na wieżę. Widok imponujący. Sama góra jest najwyższym szczytem Gór Wałbrzyskich. Nie Chełmiec. Tak. Tak. A Borowa nią jest. A widok bo o nim mowa naprawdę zachwyca. Sudety. Góry Wałbrzyskie jak na dłoni. Sama wieża ma 15 metrów. I jej futurystyczny widok moim zdaniem świetnie komponuje się z otoczeniem. 

widok z wieży 


Dzieci z Gośką nie ma. Dzwoni Szymon że nie wiedzą gdzie są. I jeszcze na deser Ola gubi swoje słuchawki. Schodząc, szukamy nie tylko dzieci ale i słuchawek. Wracamy tą samą drogą. Majestatycznie. Powoli. Bez pośpiechu. W delikatnym napięciu. Jednak. Schodząc wypatrywaliśmy słuchawek. Niestety bezskutecznie. Na szczęście znalazły się nasz zguby. Wracamy do pensjonatu dumni. I szczęśliwi. Zostawiamy dzieci i Frankę. Dorośli przenoszą się na przełęcz Jugowską.

i jeszcze jedno ujęcie


Kolejny interesujący etap naszej majowej przygody przed nami. Wejście na Wielką Sową. Najwyższy szczyt Gór Sowich liczący 1015 m.n.p.m. Wybieramy podejście czerwonym szlakiem. Przed nami ponad 4 km podejście. Nie sprawiające żadnych technicznych problemów. Szlak mocno eksponowany. U mnie wracają wspomnienia z wyścigów MTB organizowanych przez Grześka Golonkę. Ile to razy podjeżdżałem czy też później zjeżdżałem z Wielkiej Sowy. Zdarzyło się też startować w Biegu na Wielką Sowę. I uczestniczyć w penetracji trasy biegu Tkacza. Mnóstwo sportowych wspomnień. Turystycznie nie było mi dane być na Wielkiej Sowie. Podchodzimy dynamicznie i z radością meldujemy się na górze. Wieża widokowa już zamknięta.

i kolejny zachwyt 

początek podejścia na Wielką Sowę


Pamiątkowe zdjęcia i schodzimy do Koziego Siodła. Tu skręcamy na żółty szlak. Szerokie, szutrowe drogi. Zimą zapraszają na biegówki. Zatrzymujemy się jeszcze na tarasie widokowym z pięknym widokiem na Pieszyce i pobliskie wzgórza. Wracamy do samochodu w pełni usatysfakcjonowani. Dwa spore górskie podejścia w jeden dzień robi wrażenie. Wracając zatrzymujemy się jeszcze w Pałacu Jedlinka. Zamawiamy tutaj pyszną pizzę i w lokalnym browarze zakupujemy regionalny, wspaniały trunek.

Pałac Jedlinka

Browar Jedlinka


Kończymy dzień we wspaniałych nastrojach. Kolejny, bardzo udany, aktywnie spędzony dzień. Wszyscy powinni otrzymać medal. Brawo. Congratulazione.



Was zostawiam z opisem i zdjęciami. 

Buonagiornata e buon pomeriggio.