niedziela, 18 marca 2018

Lawinowa 3

nie można powiedzieć że zima nas zaskoczyła lecz...

Bondziorno😁
waldkowe liny kursantów

i tu też

Wchodzimy do schroniska gdy zaczyna zmierzchać. Sporo ludzi. Są liny na poręczach. To znak że może być Waldek. Mamy szczęście. Są wolne miejsca. Hurra. I jest Waldek. Wymieniamy uściski. Wieczór zapowiada się ekscytująco. Na stole ląduje smalec i piwo. Lubię ten schroniskowy klimat. Wówczas przy stołach robi się gwarnie. Słychać rozmowy. Czuć atmosferę gór. A najbardziej lubię w tych wieczornych rozmowach poznawać innych. Ich spostrzeżenia, dokonania, plany. Wszystko związane z górami. Bez względu na wiek góry łączą pokolenia.

podopieczna, z wielkimi możliwościami i aspiracjami
 Gdy pojawia się obsługa schroniska przenosimy rozmowy do schroniskowych pokojów. Ale nie idziemy spać. Wychodzimy jeszcze przed schronisko z czołówką aby zobaczyć cokolwiek. Ale nie widzimy niczego gdyż od dłuższej chwili nieustannie pada śnieg. 
Pada także o poranku. Gruby śnieg. Dużo śniegu.

tego dnia w żadnym kierunku nie było bezpiecznie

Poranek zapowiada się obiecująco gdyż nadal pada. I przed śniadaniem i po nim także. Nic nie widać. Plan zakłada wyjście w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego. I co dalej. W takich warunkach szczytem byłoby podejście na Zawrat 2158 m.n.p.m.. Plan awaryjny to Karb z Kościelcem. Wychodzimy. Sypie śnieg. Grupa Waldka wychodzi w tym samym kierunku. Idziemy razem. Podejście pod Staw nie stanowi większego problemu. Tempo żwawe i szybko dochodzimy do kierunkowskazu nad stawem. Po prawej na podejściu pod Karb widać pierwszą grupę. Ja zabieram młodą adeptkę zimowego wspinania i chcemy ruszyć pod Zawrat. Od strony Zawratu przez staw maszeruje dwójka wspinaczy. Zapytujemy jak to wygląda a oni na to że cholernie ciężko. 3,5 h torowania przez głęboki śnieg i odwrót spod jednego z żebr pod Granatami. Ogólnie stwierdzają że warunki dupowate i wszędzie mnóstwo śniegu. Trochę się dziwią że poza standardowym podejściem pod Karb druga grupa próbuje podejść żlebem bezpośrednio pod Karbem. To teren mocno lawiniasty.

drogą przez staw

Nas pytają co planujemy. Zawrat.  W odpowiedzi słyszymy że samo przejście przez staw jest dość ciężkie a już samo podejście jest co chwile zasypywane przez ciągle padający śnieg.
Idziemy. Nie ma odwrotu. Sam staw dzięki podpowiedziom kolegów pokonujemy nową drogą, nowym śladem gdyż te wydeptane wyglądają mocno niestabilnie. Aż trudno w to uwierzyć że o tej porze staw jest tak mocno niestabilny, sporo śniegu ale chyba za mało mrozu. Przemykamy dość szybko po tafli z delikatną niepewnością. I stajemy na drugim brzegu. Przywdziewamy uprząż, dla młodej to debiut, wiążemy się liną, to także debiut, czekan w rękach miała wczoraj to już nie debiut, raki zakładała wczoraj, wychodzi na to że to weekend debiutów. Przygotowani idziemy w górę. Jak zapowiadano śniegu po tyłek. Pomimo widocznych śladów zapadamy się co chwilę po tyłek. 

pierwsze wiązanie liną, same debiuty

Ale żwawo idziemy do góry. Pod Zmarzłym Stawie słyszymy głosy. Ktoś nad nami próbuje podchodzić pod Zawrat. Decydujemy że chwilę odpoczniemy. Herbata. Jakaś kanapka. Mam ze sobą kawiarkę. 

kawa przy Zmarzłym Stawie

smakowała wybornie

Topię śnieg i przygotowuję kawę. Wychodzi całkiem smaczne małe espresso. Zaczyna delikatnie mrozić, ciągle pada. Podchodzimy jeszcze kawałek. Okazuje się że podejścia pod Zawrat nie widać. Odwrót. Nie ma sensu. Schodzimy tą samą drogą. W kilku miejscach nasze ślady są już zasypane. 

ciężki warun

a śniegu tyle

Brniemy w głębokim śniegu. Teraz trochę łatwiej gdyż z górki. Dochodzimy do brzegu stawu. Tym razem nie idziemy w poprzek a obieramy wariant przy brzegu od strony żlebów.Tu także mnóstwo śniegu. I nie do końca wiadomo czy nasza nogi idzie po tafli czy po brzegu. W kilku miejscach zapadamy się ponownie po tyłek. Dochodzimy też do miejsca w którym zeszła mała lawinka. 

czekan zapadł się pod Karbem

letnie podejście pod Karb

Widać którędy zjeżdżała. Praktycznie będąc na końcu obejścia czuję że lina którą jesteśmy związani jest napięta jak guma. Wycofuję się i widzę uśmiechniętą twarz młodej która oznajmia że wpadła jedną nogą po kolano do stawu. Niedobrze. Plan wspólnego podejścia pod Karb w tym momencie jest nierealny. Przy kierunkowskazie ściągamy z siebie uprząż. Klaruję linę. Młodą wysyłam do schroniska. Ma się osuszyć i buta doprowadzić do jako takiej dyspozycji gdyż planowane jest jeszcze wyjście na Waksmundzką. Ja zakładam plecak i obieram kurs na Karb klasycznym podejściem. 

taki stan uwielbiam

Po drodze mijaliśmy jeszcze dwójkę wspinaczy która była na Karbie. Stwierdzili że śnieg jest w miarę stabilny. No dobra. Just do it. Moje podejście klasyczną drogą kończy się po może 300 metrach jak kilkukrotnie zapadam się po pachy w śniegu. To w lewo to w prawo, dupa. Nic z tego nie będzie. Poza tym jestem sam i nie mam detektora. Schodzę i wybieram wariant podejścia w żlebie. Patrząc na Karb to po lewej stronie klasycznego podejścia. Tu także pokonuję jakieś 300-350 metrów i stosuję wycof. Nie podoba mi się ani śnieg ani to co dookoła i fakt mej samotności. Lubię ryzyko ale tym razem zwycięża zdrowy rozsądek. Wracam. Jest sam jak nie powiem co. Niemniej dobry humor nie opuszcza mnie. Nic spektakularnego nie zrobiliśmy ale każde nabyte doświadczenie w takich warunkach zaprocentuje w przyszłości. 

czekan, zestaw obowiązkowy

Wchodząc do schroniska okazuje się że ratownik TOPR ogłosił lawinową 3. Czyli już jest niebezpiecznie. Cieszą się podwójnie. Gór nikt nie zabierze. Góry stoją i stać będą. Wrócimy tu. Zatem odnajduję młodą adeptkę która ogrzewa się na kaloryferze. Buta także próbuje wysuszyć. Pozostali „waldkowscy” kursanci wieszają ponownie liny. Jak się później okaże warunki tego dnia w górach były na tyle niebezpieczne że doświadczony instruktor na wysokości przełęczy Liliowe spadł 7 metrów z grani na stronę słowacką. Jak się później okazało widoczność miał na jakieś 3 metry. 

z serii staw we mgle

gdzieś w tej mgle Kościelec

Nic się nie stało na szczęście. Zamawiamy kwaśnicę i piwo. Rozkoszujemy się wybornym żebrem wędzonym które pływa w zupie. Sprawdzamy stopień wilgotności buta. Raczej nigdzie nie pójdziemy. Wyszków tonie w bucie. Nie ma szans na szybkie osuszenie. Trudno. Rozsiadamy się zatem wygodnie na sali i wymieniamy swoje doświadczenia. Młoda adeptka jest pełna energii i już wie że zimowe Tatry to jest to. Doświadczenia poprzedniego dnia z niedopasowanym rakiem, pierwsze zetknięcie z terenem zagrożonym lawiną, czekan pierwszy raz w ręce, torowanie przejścia w naprawdę dużym śniegu. To z pewnością zostanie z nią na dłużej. W pamięci zachowamy wszyscy widoki nieziemskie, areny naszych zmagań choć tego dnia spowite delikatną mgłą i głębokim opadem lecz znajomości tu zawarte nie wiadomo czy nie skrzyżują naszych planów wędrownych w przyszłości. 

wędrówka po stawie

jeszcze jedno spojrzenie na Karb

Jak to zwyczajowo ma miejsce, wieczornych dyskusji nie ma końca. Przepraszam, mają koniec w momencie gdy w schroniskowej jadalni pojawiają się panie z obsługi. Wyraźne hasło padające z ust jednej z nich - "kończymy", mówi wszystkim że czas się przenieść do schroniskowych pokojów.
Noc spędzamy w pokoju 10-cio osobowym. Zdecydowaną większość stanowią kursanci.
W nocy kilku z nich wybiera się na nocleg w jamie śnieżnej wykopanej obok schroniska i dość szybko z niej wraca. Twierdzą że ciężko.
Jak jest zima i to w Tatrach to musi być ciężko.
Idziemy spać. Bardzo późno. 
Niebawem niestety czas powrotu. Co przyniesie niedziela i czy coś się wydarzyło już niebawem w trzeciej odsłonie.
Podsumowując. Lawinowa 3. Dużo śniegu. Niebezpiecznie. Niestabilny staw. Kąpiel w nim. Kawa przy Zmarzłym Stawie. Bardzo fajna i inspirująca znajomość.
Polecam zdjęcia i do następnego wpisu.
Czus.