czwartek, 25 sierpnia 2016

Metafizyka abdulaltarrika

metafizyka

Cześć
Czy będzie o górach? Pewnie pytacie. Będzie.
One są mym przeznaczeniem, cierpieniem, duchowym przeżywaniem cudownego życia.
Właśnie kto z Was się zastanawiał nad tym czy doświadczacie cudownego życia? Albo czy Wasze życie jest w ogóle warte przeżywania czy traktujecie je tylko na zasadzie przeżycia każdego kolejnego dnia.
Chyba wyjdzie z tego felieton.

autorstwa Malika

Czy pęd tego świata, pogoń za kasą, popularnością, innymi dobrami doczesnego życia nie powodują u nas braku zatrzymania się choćby na chwilę i spojrzenia na wszystko z innej, mniej pędzącej strony.
Idealnym do tego miejscem są góry. Zdziwieni? Nie sądzę.
Jedni to wszystko przeżywają modląc się w świątyni, inni w domu, inni u "prezesa Jarka", dobra nie będzie politycznie, ja zaś tego typu problemy rozwiązuję w górach.
Nie one rozwiązują się same. Ja je tylko naprowadzam. Przeczytałem niedawno że "filozoficzno-religijne tradycje Wschodu stworzyły bardzo przejrzystą i trafną koncepcję zwaną Ścieżką.
Ścieżka oznacza pewien  szczególny sposób życia i zachowania się uwarunkowany kodeksem etycznym oraz systemem technicznych instrukcji rządzących praktyką codziennego życia; dietą, metodami walki, medytacji, oddychania, etc. Przestrzeganie zasad Ścieżki miało pomóc w osiągnięciu wyżyn mądrości, a w przypadku oddanych swej wierze jogów i mnichów, ostatecznego wglądu  w naturę ludzkiego ja oraz otaczającego świata". - Wojtek Kurtyka, " The Path of the Mountain" - artykuł opublikowany w kanadyjskim piśmie "Alpinizm"

sokoliki

Wojtka Kurtyki nie muszę Wam chyba przedstawiać, niemniej przypomnę że to nasz jeden z najwybitniejszych himalaistów, który wspinał się min. z Jurkiem Kukuczką, ma na swym koncie kilka spektakularnych przejść w wysokich górach. Ale nie o nim. Proszę wybaczyć. Bardzo podoba mi się jego podejście do alpinizmu i sportu w ogóle, i stąd ten fragment w którym Pan Wojtek mówi że sport sam w sobie to nie tylko walka pot i łzy, lecz także czynność religijna, która pozwala poddać się próbie i służy doskonaleniu charakteru, jest sposobem przeżywania. To drogocenna metoda fizycznego i duchownego rozwoju.

ajem wrażliwy

Stąd moje spotkania z górami. I wielokrotnie powtarzane przeze mnie wypowiedzi na temat słuszności spędzania czasu w kościele. Jako żem ochrzczony to powinienem tam przebywać. A nie przebywam bo jest mi to do niczego niepotrzebne. Moim kościołem są góry, jest sport, jest wysiłek, jest kontakt z naturą w jego elemencie. Me ciche rozmowy, dogmaty poruszane i tematy ze samym sobą pozwalają na szeroką i pełną analizę tego co za mną i co jeszcze przede mną. Intymne przeżywanie tego wyjątkowego czasu kiedy jestem sam na sam z naturą, przeciwnikiem jest czymś specjalnym. Nie boję się użyć stwierdzenia że ten stan nadzwyczajnej radości i przekornie delikatnego strachu jest czymś wyjątkowym. Nie potrafię Wam tego opisać. Jestem przekonany że każdy z Was na swój własny sposób zmierzył się z metafizycznym przeżywaniem tego intymnego kontaktu.

tam jest energia

Kilka miesięcy temu czy też wstecz pojawiłem się w skromnych progach ścianki wspinaczkowej należącej do KWZG i cóż. O wiele lat za późno tam się pojawiłem ale skoro już tam trafiłem to przyszedł czas na zmierzenie się ze samą ścianką i jej trudnościami ale raz kolejny już wówczas wiedziałem że tanio skóry nie sprzedam. Niemniej poza samym wysiłkiem i dużą porcją emocji wszystkiemu temu towarzyszy ten intymny kontakt i przeżywanie wyjątkowych, cudownych chwil.
Tak jest n nartami biegowymi kiedy wyruszam sam na dziewiczą trasę, tak jest na rowerze kiedy penetrujesz nieznane zakątki najbliższego lasu, tak jest podczas biegania, pływania, i innych czynności. Jestem tylko ja i ja w innym wymiarze. Rozmowy, dyskusje o tym czy to czy tamto dobrze zrobiłem, a jak zrobić to są wyjątkowe.

Namawiam każdego z Was osobna aby poprzez kontakt z naturą zbliżyć się do siebie, odrzucić niepokoje, niepewności, powiedzieć sobie że to od czego jestem zależny-a, nad tym mogę pracować, pozostałe trzeba zostawić mądrzejszym.

Joasia Jóźwik

W kilka dni po zakończeniu olimpiady w Rio nie cichną stwierdzenia że mamy tylko 11 medali. A że Fajdek to taki, a lekkoatleci mogli więcej. Jakie to Polskie. Ja się pytam delikatnie czy nie możemy tych 11 medali przekuć w sukces. O ile bardzo różni się pytanie zadane np. naszej przepięknej, niezwykle uzdolnionej Joasi Jóźwik która w biegu na 800 m zajęła doskonałe 5 miejsce z najlepszym europejskim czasem w tym roku, pewnie czuje pani rozczarowanie, to tylko 5 miejsce. Nóż się otwiera. Sport jest czasem nieobliczalny, czasem nie trafisz z formą, czasem inne niuanse decydują o wyniku końcowym. Jak mocno zmienia się odbiór pytania zadanego: to tylko 5 miejsce czy zajęłaś fantastyczne 5 miejsce. Cieszmy się z tego wszystkiego, a przede wszystkim z własnych czasem drobnych sukcesów i przeżywajmy to w każdy, nam pasujący sposób.

kontemplacja

W międzyczasie z wydarzeń poza parafialnych nasz znakomity Pan Nanga, Maciej, były maratończyk wyprawił huczne święto kawalerskim zwane w nadjeziornym Rudnie, w towarzystwie bardziej i mnie urodziwych kolegów, było fantastycznie, były luki w pamięci, były tańce. Było spontanicznie.
Poza tym wracając do tej metafizyki to każdy z nas nosi w sobie mniejszy czy większy jej ładunek. I tylko od nas zależy czy sobie z tym poradzimy. Może inaczej. Poradzimy sobie. Każdy na swój sposób.
W sobotę Rammstein we Wrocławiu. Będę. A jakże.

Rammstein - mein land

Będzie przeżywanie. Uwielbiam obserwować ludzi podczas tego typu wydarzeń. Myślę że muzyka i sport się w tym momencie mocno sprzegają. To nieuniknione. Szczególnie u osób o wrodzonych zdolnościach odbioru podwyższonej wrażliwości u innych. Taki jestem. Poza narcyzmem, i wrodzoną skromnością mam wrażliwość. Na piękno,czy uczucia tu postawiłbym znak zapytania, miłość, tak ale w jakim formacie i niezależność. Niezależność. Nie trzeba być samotnym aby być niezależnym, dobra niezależny w pewnych nawiasach.
girls, która zgubiła?

Są tacy którzy zakładają wyjątkowe czerwone szpilki, i wykorzystują ich i własnych nóg potencjał aby niezależnie od otaczającego nas świata emanować tym co mają najpiękniejsze, inni pakują plecak i jadą kontemplować w górach podczas chodzenia czy wspinania. Te czerwone szpilki to dodatek. Tak samo jak i sam plecak. MY jesteśmy wartością najważniejszą. Najdoskonalszą. Przedmioty to dodatki. To nas mają ludzie postrzegać nie przez pryzmat dodatków ale przez pryzmat nas samych. Takich jakich jesteśmy. Bądźmy niezależni. Trochę zbuntowani. Czasem niepokorni. I bądźmy sobą.
I trzeba umieć to wykorzystać. Brać z życia to co najlepsze, Nie ma czasu na beczenie jak mówią moi koledzy.

niezależność

Zbliżamy się powoli do kolejnego, corocznego wyjazdu zakończeniowego każdy sezon który najlepsze jest to że nigdy się nie zaczyna, buhhhaaa, niemniej Tatry czekają i to słowackie i ciekawe projekty z tym związane. I nie myślmy w kategoriach że zaraz kończą się wakacje tylko postarajmy się podsumować to co za nami i z pełna werwą wejść w kolejny projekt życia. Ktoś mądry kiedyś powiedział że każdy z nas ma swój Everest, musimy znaleźć tylko do niego drogę. I zrealizować to co sami sobie wyznaczymy. A przede wszystkim nie bójmy się tego analizować i wyciągać tylko pozytywne wnioski.

Satan w dolinie młynickiej

Uczmy się od innych być innymi. Nie zamykajmy się. Życie jest cudowne. Ja uwielbiam żyć. Uwielbiam poznawać. Uwielbiam o tym pisać -  śmiech - naprawdę mi sprawia to ogromna frajdę.
Kocham żyć ponad wszystko.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Kalatówki - eksploracja Tatr trwa

w tle po prawej kopa kondracka

Cześć i czołem, pytacie skąd się wziąłem.
Jestem wesoły Romek itd., itd.
Doskonały humor utrzymuje się od wczoraj. Namówiony przez Michała wystartowałem w biegu na Wielką Sowę, 600 m przewyższeń, niecałe 10 km do góry, na tętnie przypominającym pracujący silnik w kombajnie koszącym 150 hektarowy pas pszenicy. Wynik jest sprawą drugorzędną, satysfakcja temu towarzysząca bezcenna.

wielka sowa finisher

Co jeszcze zanim przejdziemy do meritum.
Trwa olimpiada. Czekamy na kolejne występy naszych reprezentantów. Dotychczas na tą chwilę mamy 4 medale. Dużo czy mało nie mi oceniać. Walczymy.
Z muzycznych wydarzeń niebawem Rammstein ponownie w Polsce. Będę. A jakże. Poza tym uwiodła mnie płyta the Kills. Alison Mosshart, znana z występów w The Dead Weather wydała nowy album "Ash&Ice". Punkowy, niezależny, chropowaty, zadziorny. Dobry. Bardzo dobry album.
The Kills - Heart of a Dog
Tytuł wpisu mego kolejnego kojarzy się, i kojarzyć się musi z Tatrami.

600 lat młodej parze

Zaraz po powrocie z Zakintos i po bardzo udanej ceremonii ślubnej Baśki i Tomka, w pięknych okolicznościach przyrody i zabudowań Pałacu Wojanów udaliśmy się z mym synem oraz w towarzystwie całej rodziny Ninja w Tatry. Po udanej eksploracji części Tatr Zachodnich z synem Szymonem w maju i opisanej we wpisie "Chochołowska..." już wówczas zapadła decyzja że robimy kolejną przymiarkę do poznawania wspólnego pięknych regionów naszych Tater. Do wycieczki postanowił dołączyć Ninja i jego familia w składzie: Pani Ninja czyli Kaśka, córka Zosia i Agata. Nocleg padł na Kalatówki. Tam nas jeszcze nie było. Bliskość Kasprowego, Giewontu i możliwości zdobywania przełęczy regionu Tatr Zachodnich z pięknymi widokami na Tatry Wysokie dawały pełną satysfakcję i pokazywały że Tatry Wysokie są już tuż, tuż. A tam mamy zamiar się kierować. Plan zakładał zdobycie Giewontu 1894 m.n.p.m., Kopa Kondracka 2005 m.n.p.m., Kasprowy Wierch 1987 m.n.p.m. ewentualnie może pokusimy się o Kościelec 2155 m.n.p.m. Ekipa bardzo młoda. Zdolna ale niepewność zawsze istniała jak zniosą to dzieci. Co prawda samo schronisko nazywane także hotelem górskim znajduje się na wysokości 1198 m.n.p.m., niemniej do najbliższej przełęczy pod Kopą Kondracką 1863 m.n.p.m. jest dość daleko. I przewyższenia mogą zrobić swoje. Będziemy działać. Nastroje bojowe.

są już w taterach

mocna ekipa

jeden właściwy kierunek

Trzeba tam dotrzeć. A że są wakacje to drogach może być zwiększony ruch. Największe ryzyko korków obejmują okolice "Zakopianki". Start o 6. I do granic Krakowa wszystko przebiega bez problemów. Później pomimo że to dopiero okolice godziny 10.30 ruch się zwiększa. Najgorsze przed nami. Okolice Pcimia gdzie dwupasmówka zmienia się w jednokierunkową zakopiankę wszystko stoi. Co robimy? Google, gpsy i inne pokazują że do Zakopanego jeszcze 193 minuty drogi. Dramat.
Znajdujemy objazd i przez Rabkę Zdrój i Kościelisko wjeżdżamy do Zakopanego. Podróż strasznie się dłużyła. A są takie wyjazdy gdy pod Tatry docieramy w 5,5 h. Teraz prawie 7h. Postanawiamy że zjemy obiad w Barze Mlecznym niedaleko wjazdu na Gubałówkę i ruszamy do Kuźnic. Znajdujemy miejsca parkingowe i czas na posiłek.

autor i ninja

widok z okna

Kolejny już przedostatni etap naszej wyprawy to dotarcie samochodem w okolice Kuźnic. Znajdujemy miejsca parkingowe, przepakowanie i w drogę. Im bliżej tym śmieszniej. Kuźnice są mocne oblegane przez kolej na Kasprowy Wierch. Wjazd na szczyt i zjazd w naszym przypadku nie wchodzi w rachubę. My swe kroki kierujemy kamienistą drogą na Kalatówki. Dotarcie zajmuje nam około godziny. Jest godzina 17. Odbieramy klucze, rozpakowujemy manatki i razem z Ninja postanawiamy że udamy się na Kondratową Polanę a może kawałek pod którąś przełęcz. Pogoda dopisuje. Humory. Także. Dzieci zadowolone zostają z Kaśką.

po lewej schronisko kondratowa

późny piątek

w prawo na Giewont

w tle przełęcz pod Kopą Kondracką

Pokonanie drogi na polanę zajmuje nam 30 minut. Podchodzimy nieco wyżej ponad schronisko i łapiemy widoki przełęczy, Kasprowego. Właśnie. Z okna hotelu mamy widok na sam Kasprowy Wierch. Cudnie. Piwko. Oglądanie mapy pod kątem ewentualnych tripów. Obserwację naszą zakłóca nam para schodząca z od strony podejścia na Giewont. Ona w żółtych Crocsach. On w trampkach. To preludium tego co zobaczymy dwa dni później. Żałuję że nie zrobiłem pani zdjęcia. Idealny przykład jak znaleźć się w zaszczytnym gronie ludzi bez mózgu. Mówię to serio i nie mam w tym odrobiny humoru.
Na ten temat jednak nieco później. Nasyceni widokami wracamy pod schronisko a tam na polance nasze dzieci doskonale się bawiące. Szymon z Agatą próbują rozpalić ognisko, bawią się w outdorowców, Zosia co chwila strzela jakieś fikołki na trawie. Nawet Kaśka próbuje zrobić stanie na głowie. Zapowiada się udane kilka dni pod Tatrami.
Po powrocie do schroniska analiza pogody. I tu nie jest dobrze. Sobota może być mokra. Takie są zapowiedzi. Cóż, wstaniemy poobserwujemy i zadecydujemy.
Jako że w hotelu-schronisku standard jest nieco wyższy niż we wszystkich w których dotychczas spałem mamy także w opcji śniadania w cenie. Super.

schronisko Kondratowa

Pogoda w sobotni poranek wita nas jednak deszczem i mgłą. Nic nie widać. Po śniadaniu gdy opad nieco opadł postanawiamy że jednak wyruszamy w kierunku na przełęcz pod Kopą Kondracką. Mży delikatnie ale dzieci zabezpieczone. W plecakach termosy z gorącą herbatą, konserwy no i kartusz z gazem. Zupa na szczycie musi zostać spożyta. Gorąca. A jakże.

w mżawce

Mijamy schronisko na Kondratowej i powoli kierujemy się na przełęcz. Turystów mało. Garstka. Pogoda nie zachęca do eksploracji. My się nie poddajemy. Suniemy do góry. Szlak do podejścia do podstaw przełęczy łatwy i spokojny. Później zmienia się w kamienisty i zaczyna się zawijać.

agata i szymon

Dzień wcześniej z Ninja zrobiliśmy zdjęcia podejścia i widać na nich jak na dłoni zawijasy które kończą się na samym szczycie. Nie zdradzamy dzieciom co ich czeka. Pewni jesteśmy tego że prędzej czy później zasypani zostaniemy pytaniami: daleko jeszcze?, a po co itd. No i się pojawiają. Jednocześnie wraz ze zmianą nachylenia terenu zwiększa się poziom znudzenia podejściem jak i zwiększa się częstotliwość zadawanych pytań. Im wyżej tym większa mgła. Nie sposób określić jak daleko na szczyt. Pojawiają się kozice. Szymon w końcu pobudzony. Nie zadaje już tyle pytań. Jest. Szczyt przełęczy jest nasz. Szukam miejsca dla w miarę komfortowego odpoczynku. Wzmaga się opad, wieje coraz mocniej i temperatura spada. Sytuacja niedobra. Wszyscy jesteśmy mokrzy. Woda sie grzeje. Palnik pracuje pełną parą. Jest pierwsza porcja zupy. Zosia z Agatą zjadają ją w mig. Czas na Szymona. W międzyczasie decyzja o odwrocie.

popas na przełęczy

Coraz zimniej. Szymon się trzęsie. Mi kostnieją palce. Jest zupa. Kubek pomidorowej i rosołu Szymon pochłania bardzo szybko. Coś ciepłego. To najważniejsze. Ja w tym czasie składam biwak. Schodzimy w bardzo szybkim tempie. Czuję jak w butach mam wodospad. Szymon lekko drży z zimna. Plan odwrotu zakłada szybkie zejście do schroniska i natychmiastową kąpiel. Długą i gorącą. W połowie zejścia mijamy ninja familii. Podejście zamienia się w potok. Dużo wody towarzyszy nam aż praktycznie do podejścia ostatniego pod Kalatówki. Wpadamy do schroniska. Szybkie pytanie o ewentualną możliwość suszenia przede wszystkim butów i pod prysznic. Młody rozbiera się praktycznie w biegu. Prysznic jego trwa bardzo długo. W międzyczasie jest Ninja. Dziewczyny szybką wędrują pod prysznic. My zajmujemy się wykręcaniem ubrań z wody i rozkładaniem butów w suszarni. Wierzymy że mocno przemoczone buty na jutro będą gotowe. W oczekiwaniu na dzieci zaczyna się transmisja wyścigu kolarskiego ze startu wspólnego z udziałem Polaków, Michała Kwiatkowskiego, Rafała Majki, Michała Gołasia.
Finał rywalizacji rozpala emocje wszystkich którzy znajdują się w schronisku. W rolach głównych nasi kolarze a głównym bohaterem zostaje Rafał Majka który po pasjonującej walce zdobywa brązowy medal. Walka do końca. Szapobaus. Brawo. Jest wielki.

rafał wielki majka

W nagrodę my raczymy się zimnym złotym napojem.

no comments

Brawo za twe zdrowie Rafał i twój sukces.
Dzieci szczęśliwe. Nie widać u nich objawów najmniejszego przeziębienia. A to ważne gdyż w niedzielny poranek wychodzimy na Giewont.
Startujemy zaraz po śniadaniu. Piękna pogoda. I tłumy od rana na szlaku. Niestety można by powiedzieć. My spokojnie z tymi samymi pytaniami ze strony dzieci kierujemy się na przełęcz a później już po posiłku postanawiamy że spróbujemy wejść na szczyt Giewonta.

szymon

w drodze na Giewont

turystów przybywa

Na samym podejściu i w tym miejscu wrócę do wątku związanego z przygotowaniem turystów do chodzenia po górach a w szczególności z doborem obuwia. Wspominana wcześniej para trampkowo-crocsowa nie była zjawiskiem odrealnionym, jedynym. Wśród porządnych butów podejściowych czy nawet butów sportowych królowały sandały, trampki, buty z plastikową podeszwą. Tyle się mówi o bezpieczeństwie w górach. A my sami przyciągamy wypadki miedzy innymi przez takie właśnie zachowania. Ja apeluję głośno o rozsądek i rozwagę. Góra każda a te które mają prawie 2 tysiące metrów to nie jest deptak. To samo dotyczy tego w jaki sposób ubieramy się w góry. Króluje bawełna, czasem jeansy. Teraz w dobie kiedy dostępność sprzętu z lekkich materiałów i szybko oddychających jest wielka, dziwi obraz mokrych bawełnianych koszulek oraz bluz które na dole zdadzą swój egzamin,  na górze szybko tracimy temperaturę. Inny temat to przygotowanie kondycyjne. Ale to temat na inny wpis. Jesteśmy pod Giewontem. Kolejka na szczyt zachęca do ataku.

pod Giewontem

ajem

simon wskazuje Świnicę

nic dodać

Wyruszamy z Szymonem i Ninja. Przed łańcuchami które znajdują się w kopule podszczytowej Ninja zawraca. I tu kolejne zjawisko. Po co ludzie idziecie w góry skoro macie lęk wysokości, boicie się ekspozycji. Giewont to nie jest góra na osobiste manewry. Stąd później kolejki zarówno podczas wejścia jak i zejścia. Dramat jak się na to patrzy.

przed atakiem szczytowym

konserwa smacznego

ostatnie łańcuchy przed szczytem

szczyt jest mój

Szczyt zdobyty. Wnioski dla innych czytelne i jasne.
Na przełęczy odpoczywamy. Ninja z familią wraca. Namawiam Szymon na atak na jego drugi w życiu dwutysięcznik. Kopa Kondracka. Idziemy powoli nigdzie nam się nie spieszy. Odpoczywamy na polance. Leżąc przyglądamy się Giewontowi i kłębiącemu się w kopule podszczytowej tłumowi ludzi. Kolejka rośnie.

jestem wielki

ja też bym chciał

tam świnica

relaks, w tle Giewont

A my powoli wspinamy się na szczyt. Jest. Młody jesteś Wielki.
Po pokonaniu szczytu schodzimy do przełęczy pod kopą, nie mamy już wody. Upsss. Pokazuję młodemu w oddali znajdujące się schronisku na Kondratowej.

Kopa Kondracka

Szczyt

Jest niedaleko. Tam uzupełnimy płyny i coś przekąsimy. Po drodze trafiamy na kozice i sporo jagód które zjadamy. W schronisku mnóstwo ludzi. Na pierogi czas oczekiwania pół godziny. Szybki hot-dog, barszcz i żurek. Smacznie, gorące. Kontakt z ninja. Oni już w Zakopanem. My schodzimy do schroniska na Kalatówkach. Ja zabieram plecak z depozytu i .... gubię syna. Umówiłem się z nim aby na mnie poczekał przed schroniskiem. Zostawiam go z małym czerwonym plecakiem. Sam sobie wmawiam jego słowa które nie padają że on już schodzi w kierunku na Kuźnice. Zatem ja wychodzę ze schroniska i dziarsko schodzę. Mijają metry a młodego nie wiedzę. Hmmm. Jest aż tak szybki? Niemożliwe. Mijam się z czarnowłosą Martą jak się później okaże i pytam czy nie mijała się z chłopcem 135, czerwony plecak niebieska bluza. Mówi że nie. Nieźle. Ona kieruje się do schroniska, wymieniamy się numerami telefonu. Ja schodzę na dół. Jestem przed stacją w Kuźnicach. Telefon. Znalazł się młody. Czeka pod recepcją.
Proszę Martę aby go wypuściła, najlepiej aby z nim zeszła choć kawałek. Młody okazuje się jest tak szybki że schodzi sam. Jest nowa znajomość. Dziękuję koleżanko.
Młody schodzi do mnie dynamicznie. Ależ ja jestem gapa. Przepraszam go. Schodzimy do samochodu. W międzyczasie okazuje się że ninja familii przemieszcza się do doskonale znanego nam baru mlecznego. Obiad. Hurra. No może nie do końca hurra gdyż nie ma ulubionego gulaszu z kaszą Szymona. Przekąsiwszy na deser lody na Krupówkach i szybka z nich ucieczka do Cyhrli. Tam mieszkamy. Bardzo ładny domek w stylu góralskim, widok na Giewont z tarasu. Warunki bomba. Co robimy jutro?
Plan był taki aby zaatakować Kościelec. Niemniej z racji tego że musimy do 11 wyprowadzić się z domu rezygnujemy gdyż moglibyśmy się spóźnić i obieramy kierunek na Psią Trawkę. Z stamtąd można szybko wejść na Rusinową Polanę albo do Murowańca.

w prawo na murowaniec

Wstajemy wczesnym rankiem i razem z ninja idziemy na Psią Trawkę. Po drodze okazuje się że nie mamy na bilet na wejście do parku. Ale wpadka. Nic to. Szybkie negocjacje i udaje się nam wejść bez biletu. Podejście po 30 minutach jest nasze. Siedząc w zaciszu lasu obserwujemy przechodzących turystów. Robimy zdjęcia. Powoli wracamy. W doskonałych humorach wracamy do domu. Zjadamy wspólne śniadanie i wyruszamy w drogę powrotną do domu. W planach wizyta w sklepie sportowym 8a który znamy z internetu. Ninja kupuje raki, ja przymierzam buty biegowe.
Obiad i wracamy do domu.

żentyca smakuje bardzo

Wieczorem meldujemy się w Zielonej Górze.
Refleksje następujące. Bardzo udany wyjazd. Kolejne szlaki spenetrowane. Doświadczenie zdobyte bezcenne. Szczególnie sobotnia ulewa na szlaku zostanie zapamiętana na długo. No i wspólne celebrowanie PASJI.
Są już plany na następny wspólny mój z synem trip po Tatrach.
Ja wracam tu 1 września.
Do usłyszenia. Miłej lektury.

środa, 10 sierpnia 2016

Zakynthos, "Zakintos" - wyspa interesująca

zatoka Wraku

Jasa, Kalimera
Cześć, Dzień dobry jak powiadają Grecy.
Minęły dwa tygodnie od mojego ostatniego wpisu. Kończąc go jednocześnie tak się złożyło, wybierałem się na wakacje. I wróciłem. I bardzo szczęśliwy. Zero rozczarowania. A co najważniejsze. Wycieczka, wakacje all all wybrane przez moją córkę i wife nie dość że zniosłem, to jeszcze mi się spodobało. Ale po kolei.
Po licznych perturbacjach z biurami podróży, odwołanym jednym lotem, nerwowych godzinach w oczekiwaniu czy aby tym razem hotel czegoś tam nie potwierdzi, lecimy na wyspę. Lecimy na Zakhyntos. Jak powiadają Grecy - Zakintos i tej formy będę się trzymał.
Zanim tam się znaleźliśmy uczestniczyliśmy jeszcze w hucznie obchodzonych 40-stych urodzinach naszego wspaniałego kolegi NINJA. A cóż to był za bal. 30 osób zaproszonych. Orkiestra. Remiza. Gulasz, przepalanka, smalec, i inne smakołyki. Wesele jakieś? Fantastyczne tańce, śpiewy, gromkie sto lat, łzy wzruszenia. Pięknie było. Niech nam Ninja żyje 600 lat.

jubilat
Wracamy na wyspę. Wylot z Katowic. 7.30. Wcześnie. Pierwotny plan zakładał nocleg w okolicach lotniska z poniedziałku na wtorek gdyż o 5.30 musieliśmy już być na lotnisku. Postanawiamy jednak że wyjedziemy z Zielonej Góry w granicach godziny 24. Krótka drzemka przed wyjazdem i start. Autostrada z lekko natężonym ruchem. Dzieci śpią. Wife także. Ja czuję się wyśmienicie. Jechało się tak dobrze że przed godziną 4 meldujemy się na lotnisku. Ustawiam auto w bocznej uliczce i serwujemy sobie jeszcze godzinę snu. Budzik nastawiony wyrywa mnie z głębokiego snu. Jedziemy na parking pod lotniskiem. Zabieramy rzeczy. Każdy z nas z osobnym bagażem. Widzimy na płycie lotniska samoloty. Jednym z nich polecimy. Hala główna katowickiego lotniska już nie śpi. Turyści w większości odprawiają się albo na Canarię, albo do Egiptu - tam też latamy nadal, no i nasze stanowisko. Zakintos. Szybki check-in i obowiązkowe przejście przez bramki i już jesteśmy gotowi. Gate 5 którym mamy wyjść do samolotu zamknięty. Jak się okazało wylot opóźniony o prawie 30 min. Siadamy w naszym powietrznym autobusie w jednym rzędzie, Szymon przy oknie i w drogę. Julka nerwowo ściska poręcz i rękę mamy. Szymon wyluzowany. Ja zafascynowany. Nie mogę się nadziwić jak coś tak niedużego może się rozpędzić tak szybko, wznieść się na wysokość prawie 11 km i po dwóch godzinach lądować na maleńkim lotnisku w Zante. Amazing.

zakintos

Lot przebiegł bez żadnych problemów. Kierowca pilot dostał gromkie brawa za piękne posadzenie samolotu na płycie lotniska. W czasie lotu przed samym lądowaniem zaczęły się pojawiać bajeczne widoki poszarpanych brzegów wyspy, wzniosłe klify, no i kolor wody. Otworzono drzwi i buch - ponad 30 stopni. Po przesunięciu czasu na miejscu byliśmy w okolicach godziny 11. W hali lotniska po odebraniu bagażu czekali na nas rezydenci biura podróży. A zapomniałem dodać że lecieliśmy z biurem ITAKA. Szybko sprawnie odebraliśmy informatory i usiedliśmy w autokarze nr 3 którym udaliśmy się do hotelu.

gardelli resort

Sam hotel, nazwę podam gdyż będę go polecał każdemu - Gardelli Resort w Laganas od pierwszego wrażenia zrobił na nas dobre wrażenie. W recepcji odebranie resortowych opasek na rękę, szybko i sprawnie i meldujemy się w pokoju z bocznym widokiem na morze ale i na górki - 1113.
Czysty, ładnie urządzony, z dużym tarasem pokój. Jak się później okazało służył nam wyłącznie w celach noclegowych.

widok boczny na morze

widok na wzgórza z balkonu

I muszę się tu Wam przyznać jeszcze raz że wczasy all all to pomimo faktu że to nie moja bajka, nawet mi się podobały. Klimat odpoczynku można samemu go wypełnić. Można opierać się na zestawie - śniadanie, leżak, basen, drink, basen, morze, obiad, drink, leżak, drink, basen a może lepiej nie bo utonę, ale jednak i kolacja i znowu drink. Przyjemnie można wypełnić sobie czas uciekając z hotelu. Nie będę teraz jeździł tylko i wyłącznie na wakacje all all, bo to i kosztuje i nie do końca spójne jest z tym co mi się podoba, niemniej zobaczyłem, na własnej skórze doświadczyłem i mogę z czystym sumieniem powiedzieć że od czasu do czasu taką formę mogę wybrać. A najlepiej wersję 4 dni w jednym miejscu, kilka dni w innym. Niemniej tą formę zaakceptowałem. I jeszcze raz dziękuję family że mnie zabrali ze sobą. Pomimo all all nie siedzieliśmy tylko w samym hotelu. Ja biegałem.

poranek na szczycie

pizza?


zatoka o poranku

biegowe trawersowanie

Rano zawsze gdy temperatura jeszcze była znośna. Był i skuter i szalone wycieczki po wyspie na nim.

wife, skuter, ajem
Była też jedna jednodniowa wycieczka z przewodnikiem. I udział w animacjach. I był czas na przeczytanie 4 książek.
A sama wyspa pomimo tego że mała to ma do zaoferowania naprawdę sporo. Bo i niedaleko naszej plaży rezerwat przyrody ma swoje miejsce w którym swe miejsca lęgowe mają niesamowite żółwie
Carretta Carretta, i widziałem na własne oczy moment narodzin jednego takiego żółwia.

stop - żółwie Carrera

kopce z jajami młodych żółwi

young turtles

Jest i Keri Beach. Niesamowicie położona plaża, nieduża, z fantastycznym widokiem okalających ją wzgórz.
keri beach

szymon, skuter, keri beach, ajem

Są groty skalne do których można wpłynąć i widoki nieziemskie. I gaje oliwne. I chyba największa atrakcja wyspy - zatoka Wraku - Shipwreck. Widok powala i z klifu z wysokości prawie 300 metrów ja i z samej zatoki.

widok z klifu na zatokę Wraku

Bajka. Mnie te klify interesowały także pod kątem wspinaczki. Piękne ściany ale za kruche. No cóż. Wzgórza o których mówiłem to maleństwa, gdyż najwyższy szczyt ma 700 m.n.p.m., a to co okalało naszą okolicę w granicach 300 metrów. Ale widoki z nich imponujące, szczególnie rankiem gdy życie budziło się powoli. Słońce jeszcze tak nie dopiekało. Bieganie po tych wzgórzach to też nie lada wyzwanie.

biegowe trawersy

Jedyny cień dawały drzewa oliwne. Powyżej na otwartej przestrzeni trawersując zbocza widoki pode mną przecudne, wszystko takie małe, przede mną drogą kamienista, twarda i nawet rodowici Grecy których spotkałem tam wysoko nie mogli się nadziwić co ja tu robię. Oni pilnują tych swoich drzew, Ja penetrowałem wyspę. Jest gdzie pobiegać. Skuterem też zobaczyliśmy wyspę z innej perspektywy. Wąskie uliczki, zakamarki nielicznych wiosek. I rodowici Zakityńczycy. Uśmiechnięci. Spaleni słońcem.
Jednodniowa wycieczka z biurem ZANTE MAGIC TOURS także spełniła nasze oczekiwania. Program bardzo bogaty, komunikacja rewelacyjna, Natalia nasza pilotka z ogromna wiedzą i lekkością opowiadała nam o północnej części wyspy. O życiu po tej stronie, o historii, o tajemnicach. Zaczęliśmy od kąpieli w zatoce z wodą siarkową. Xigia Beach. Zapach siarkowodoru charakterystyczny, drażniący nozdrza. Sama zatoka mała, kameralna, z zaskakująco zimną wodą. Kąpiel podobno odmładzającą zażyłem i ja i Szymon.

zatoka w dole

zatoka z plaży

xigia caves

Kolejnym celem naszej podróży był kameralny port Agios Nikolaos w którym to z autokaru przesiedliśmy się na nasz kuter i popłynęliśmy w kierunku na najbardziej znany, przepiękny zakątek wyspy, sławną zatokę Wraku.

zatoka Wraku

Płynąc mijaliśmy wysokie klify, groty skalne, a także majaczyła nam w oddali wyspa Kefalonia. Sama zatoka Wraku widziana z pokładu kutra już robi wrażenie, szczególnie woda która w momencie minięcia linii wyznaczającej wpłynięcie do zatoki zmienia barwę na szmaragdową, niesamowicie komponującą się z piaskowymi klifami, ścianami 300 - stu metrowymi.

wrak

wrak

Czas na relaks i kąpiel.

family

Ja badam ściany pod kątem wspinaczki, robimy zdjęcia i nawet odpoczywamy do czasu gdy do zatoki nie wpływają dwa wielkie wycieczkowce. Plaża z kameralnej zmienia się na zapchaną plaże w Pobierowie. Brakuje tylko parawanów. Zmykamy czym prędzej i kierujemy się w drogę powrotną. Po drodze zatrzymujemy się przy niesamowitych grotach skalnych do których poza statkami można wpłynąć także wpław. Wykorzystujemy to z Szymonem i skacząc z pokładu kutra wpływamy do środka jednej z groty. Efekt piorunujący. Niesamowita gra światła, wody i odłamów skalnych. Zdjęć z wewnątrz niestety nie mam. A szkoda.

groty skalne

Oglądamy jeszcze pływające z nami ławice Dorady, wsiadamy na kuter i do portu. Chwila czasu na obiad. Siadamy w zatoczce zajadając baraninę na lekko. Pycha. Oczy napajają się widokiem morza i okolicznych wzgórz. Kolejnym miejscem postoju będzie punkt widokowy na klifie z którego widać będzie zatokę Wraku. Stojąc na krawędzi prawie 300 - stu metrowej ściany zadajemy sobie pytanie: który widok ładniejszy, ten z pokładu kutra czy ten który mamy przed sobą. Zdania podzielone. Ja zamieszczę zdjęcia. Sami oceńcie.

wife, szymon, klif, zatoka

panorama zatoki

Powrót do autokaru w temperaturze bliskiej 36 stopni i wilgotności sięgającej 87% postawił wszystkich w sytuacji - wybieramy miss i mistera mokrego podkoszulka. Wszyscy wygrali.
Kolejnym punkt związany był z tym z czym najbardziej kojarzy się wyspa czyli oliwki. Rodzinna wytwórnia tych pysznych warzyw oferuje poza samymi oliwami z oliwek z pierwszego tłoczenia również rodzynki i bimber. Taka sytuacja. Najbardziej podobała mi się sekwencja wypowiadana przez właściciela a brzmiało to tak: dzysaj speszial oferta from one family only dzis, łan oil 3 euro, dwa oil 5 euro. Z gracją wypowiadane, brawo. Interes się kręci. Następnie udaliśmy się do Anafonitrias Monastery z 1429 r. To najstarszy monastyr na wyspie. Podobno ostatnie lata swego życia w tym miejscu spędził niejaki Dionizos, patron. Warto zobaczyć.

monastry

1429 r.

Końcowym etapem naszej wycieczki była wizyta w największej winiarni na wyspie. Callinico.

winna droga

w ofercie

Z racji mego wcześniej nabytego doświadczenia w pracy jeszcze z czasów studenckich w niemieckiej winiarni mogłem porównać zarówno sam proces wytwarzania, jak i moment konsumpcji. Niewiele się to wszystko różni. Moje wcześniejsze wizyty w gruzińskich winiarniach tak wysoko ustawiły poprzeczkę że nic mnie tutaj smakowo nie zachwyciło, no może poza winem o nazwie Amadeus, czerwone, wytrawne, ciężkie. Ankieta i do domu. Natalia nasza przewodniczka godna polecenia, samo biuro, kierowca i autokar pierwsza klasa. Zante Magic Tours polecam.
Poza tym wynajęliśmy skuter którym zwiedzaliśmy południową część wyspy. Była wizyta w stolicy czyli Zante, które wieczorem nabiera koloru, szczególnie wąska uliczka prowadząca przez Rynek. Mnóstwo knajpek, turystów, lokalesów. Jachty, zatoka, wielkie promy.
I krótka wizyta na wyspie ślubów. Niby niepozorna, niby taka normalna, A jednak trochę inna, taka intymna o ile jesteśmy wieczorem,
wyspa ślubów

ponownie

i jeszcze raz

Samo Laganas w którym mieszkaliśmy kojarzy się z jedną wielką imprezownią. Prym wiodą Anglicy. Hordy lekko lub mocno podpitej młodzieży przemieszczają się po głównej ulicy na której znajduje się 600 - szeset dyskotek chyba. I tego nie polecam. Natomiast nasz hotel stał na uboczu z dala od tego harmidru. Cicho i spokojnie. Sam hotel oceniam bardzo dobrze. Obsługa a szczególnie Mary która uczyła mnie greckiego także wypełniali swe obowiązki rzetelnie i czasem z usmiechem na twarzy. Animatorzy biura Itaka pod przewodnictwem Pauliny organizowali wszystkim do południowe i popołudniowe atrakcje. Był stretching, aqua aerobic, wyścigi na materacach, rzutki i wiele innych. Było super i zawsze z uśmiechem na twarzy.

julia

my

szymon

Tak nawiasem mówiąc to bycie takim animatorem to poza kwestią zarobkową i ciężka pracą fajne doświadczenie. Poznajemy ludzi, uczymy się języka, kultury. Super sprawa dla młodych ludzi.
Reasumując pragnę podziękować mojej family że mogłem doświadczyć bycia na wyspie. Sam ją polecam ale w stylu 3,4 noce w jednym miejscu, gdzieś się przenosimy i wylot.
Zakintos. Wyspa interesująca.