sobota, 27 lutego 2016

GRUZJA Part II

Bodbe, widok na Kaukaz

Witam Was ponownie.
Jesteśmy nadal w Tbilisi. Ja poranek wykorzystałem na aktywność związaną z bieganiem. Wybrałem się na Tbilisi Tower i Mtatsminda Park. Biegnąc po uliczkach miasta zauważyłem że chyba jestem odmieńcem gdyż ani do tym bardziej w drodze powrotnej byłem jedynym biegaczem. Gruzini nie biegają. Przynajmniej ja nikogo nie widziałem. A warto przebiec odcinek od Tbilisi Tower do Matki Gruzji znanej Wam już z wczorajszego dnia. Widoki z góry całkiem, całkiem.
Panorama Tbilisi z Tbilisi Tower


Po drodze mijamy miejsce pochówku kogoś ważnego, wiem że to mało profesjonalne ale zapomniałem niemniej jest to przy Mama Daviti Rise. Można na to wzgórze wjechać również kolejką, stacja startowa to Tblisi Funicular. Ale po co, skoro można wbiec. Reasumując, piękne rozpoczęcie jeszcze piękniej zapowiadającego się dnia. W planach min. wizyta w stolicy regionu słynącego z produkcji wina. Hurrra. Jeszcze więcej wina. Fantastycznie.
Po drodze jesteśmy w Bodbe. To miejsce kultu dla katolików gruzińskich jak i gruzińskich prawosławnych. Miejsce spoczynku Świętej Nino, pierwszej apostołki gruzińskiej, która uczyniła wiele cudów. W Bodbe wypływa źródło, które według wierzeń mam moc i łaskę uzdrowienia. Warto wejść do środka kapliczki i zanurzyć się w lodowatej wodzie. Według Gruzinów woda ta ma moc wody święconej. Ja zanurzyłem się 16 razy, czyli jestem święty 16 razy. Chciałem zrobić zdjęcia siebie w szatach w których możemy się wykąpać ale kodeks zabrania mniszkom oglądania faceta pół nagiego. Zresztą pokazałem się wszystkim w szatach chrystusowych co spowodowało ucieczkę z posterunku w/w. Cyrk na kółkach. Jedyne zdjęcia to zdjęcia już po. Widać wielkie aureole nad moją głową.
Jestem świętym


Po kąpieli w świętym źródełku
A samo Bodbe. Przy super pogodzie i widoczności widać ze wzgórz tego sanktuarium Kaukaz. Nam się prawie udało. Zaśnieżone szczyty odległe o 100 km w linii prostej majaczyły przed nami. Zdjęcia tego nie oddają.
Bodbe


Bodbe cd
Miejsce bardzo urokliwe, spokojne, prawdziwy kącik zadumy i kontemplacji. Myślę że dla tego źródełka warto tam być. Nie codziennie zostajemy świętymi. I ciekawostka, na ówczesny czas byłem jedynym chętnym na taką kąpiel.
Dobra, koniec z Bodbe. Jedziemy na wino . Signaghi stolica winnego regionu. Jedziemy.
W busie naszym turystycznym impreza trwa w najlepsze. Leje się wino, piwo, nawet ormiański koniak. Humory dopisują. Szczególnie Pan Rysiu, doktor ginekolog, znany w środowisku olsztyńskim jako naczelny działacz miejscowego Stomilu, pierwszoligowego zespołu piłki noznej, dusza towarzystwa, wiedzie prym. A jego przekomarzania małżeńskie z żoną stanowią absolutny hit. Ubaw po pachy. Żona mówi nie pij, Pan Rysiu oczywiście przytakuje jednocześnie wychylając kolejny kieliszek trunku. Życie. Jak w domu.
Kahketia. Region winem płynący. Podobno 70% wina pochodzi z tego regionu. Co poza winem?
W Signaghi warto przejść się murami obronnymi miasta z XVIII w., przypominającymi Mur Chiński w  wersji makro makro. No i wspominane w poprzednim wpisie Muzeum Narodowe.
Signaghi


Signaghi cd

Fragment murów obronnych


Fragment murów cd
Miasteczko posiadające szczególnie w okresie winobrania swój niepowtarzalny urok.
Przed nami wizyta w jednej z winnic.
wejście do winiarni
Prelekcja połączona z degustacją utrwaliły przyjaźń między nami a gruzinami, poszerzyła świadomość wysokiej jakości produkowanego tu wina i utwierdziła mnie z pewnością w przekonaniu że gruzińskie wino będzie dla mnie NUMERO UNO wśród win.
Szef winnicy to prawdziwy pasjonat. Ciekawostki związane z produkcją i degustacją wina można było słuchać bez końca.
cześć ekipy


cennik

piwnica

piwnica cd
Dobra, wino winem ale męską część wycieczki przykuwała uwagę chyba córka właściciela, która pełniła obowiązki kelnerki, prawdziwa prześliczna gruzinka. Ciemne włosy i ciemne wręcz czarne oczy. Zjawiskowo się zrobiło.
Wieczór dobiegał końca. Nabywszy naturalnie wino udaliśmy się na kolację, suprę organizowaną na naszą cześć. Były tańce gruzińskie, no może próby i niekończące się toasty. Dla wielu z nas ilość zdegustowanego alkoholu w ciągu całego dnia spowodowało zdecydowane oznaki zmęczenia. Pozostali przy butelce wina celebrowali kolejny bardzo udany dzień na gruzińskiej ziemi.
Jak mówią Gruzini - ak' aris janmrt'eloba.
Na zdrowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz