niedziela, 27 listopada 2016

Julka i inni na bieszczadzkim szlaku

bieszczadzkie połoniny

Cześć
Co dziś w programie pewnie zapytacie? Zatem w nowym numerze (wpisie) wywiad numer 2 tym razem z młodą, bardzo młodą osoba, bardzo ważną dla mnie z jednego prozaicznego powodu, to moja kochana córka. Tak, tym razem świeży, inny pogląd i wizja przyszłości. Ale to w dalszej części. Tematem przewodnim oczywiście będą góry. Przeniesiemy się w Bieszczady.

połonina wetlińska

Bieszczady jakich moja córka w roku 2011 pamiętać nie mogła. Spytacie dlaczego? Ano dlatego że dla niej była to druga wizyta w tym pięknym odstępie naszej ojczyzny. Pierwsza miała miejsce w 2004 roku. Wówczas byliśmy sami. Namiot. Wetlina. Julka miała wówczas 3 lata.

kochana Julia

Trochę na rowerze, trochę z buta zobaczyliśmy wówczas Połoninę Wetlińską, Przełęcz Orłowicza, Ustrzyki, Solinę. Niestety nie ma żadnej fotograficznej pamiątki gdyż zdjęcia z tego wydarzenia przepadły jak mój komputer. Ale tym razem to co się wydarzyło w roku 2011 zachowało się i znajdzie publikację w tym wpisie.

Adam i Hania

Towarzyszyła nam w tych bieszczadzkich tułaczkach znana już Wam para Adam i Hania.
Zatem rok 2011. Lipiec. Bardzo gorący lipiec. Upalny wręcz.
W roku 2004 mieszkałem z Julką pod namiotem. Świat się zmienia i kilka lat później dziewczyny potrzebują wygód. W Wetlinie znajdujemy przytulny pokój i można planować trasy. Jako że Zielonej Góry do Wetliny jest sporo kilometrów w drogę wybraliśmy się bardzo wcześnie rano. Na miejsce docieramy w godzinach obiadowych. W pobliskiej knajpce zjadamy pierogi i nie tracąc czasu ruszamy trochę pospacerować. Próbujemy odnaleźć pole namiotowe. Zastanawiamy się czy jeszcze istnieje a jeżeli tak to w jakiej jest formie. Wychodzimy po godzinie 17. Pomimo już pory popołudniowej słońce grzeje jeszcze bardzo mocno. Udajemy się w górę Wetliny. Znajdujemy pole namiotowe. Żyje. Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło.

pierwsze chwile w potoku

wetlinka

Potok jak płynął przez Wetlinę tak płynie dalej. Postanawiamy go sforsować. I to największa atrakcja pierwszego dnia. Zmęczeni podróżą kładziemy się wcześniej spać. Jutro rozpoczynamy prawdziwy bieszczadzki trip.
Kolejny dzień budzi nas promieniami słońca. W planach Połonina Wetlińska i schronisko Kubusia Puchatka. Start na przystanku obok siedziby Bieszczadzkiej GOPR. Kierunek Przełęcz Wyżna 872 m.n.p.m.. Z tego miejsca wyruszamy żółtym szlakiem. Cel pierwszy schronisko Kubusia Puchatka 1228 m.n.p.m..

wejście na szlak

w oddali caryńska

którędy?

Zanim na dobre rozgościliśmy się na szlaku chwilę popadało. A po chwili ponownie słońce. W czasie podejścia bardzo mocno dawało nam się we znaki. Choć tempo nie było za wysokie co chwilę przystawaliśmy aby uzupełnić płyny. Im wyżej tym piękniejsze widoki.

pierwsze podejście w lesie

Na samym szczycie błogo. Turystów nie za dużo. Widoki przecudne. Niemniej najwięcej pytań dotyczy dalszych planów podróży. I tu napotykamy pewien, nie pierwszy zresztą opór ze strony młodych dam. Przeraża je wizja całodziennego spacerowania w pełnym słońcu. Obiecujemy mnóstwo przerw i wielkie stada koni biegających po tychże połoninach. I ruszamy przed siebie  w kierunku Przełęczy Orłowicza.

gdzie są konie? pyta hania

łauuu!

Julia

w drodze na orłowicza

kierunek na...

moments immposible

tato gdzie są konie?

Co jakiś czas pauzujemy. I ciągle opowiadamy o koniach.

obiad był przepyszny

takie warunki na końcu dnia

To trzyma dziewczyny przy życiu. Osiągamy cel późnym popołudniem. W drodze powrotnej zatrzymujemy się w knajpce z przepysznym piwem, pierogami, i innym mięsiwem. To był bardzo udany a zarazem wymagający dzień.

podejście pod Kubusia Puchatka

zaraz będziemy

widok ze schroniska Kubusia Puchatka

droga na Ostrołękę

Kolejny dzień przynosi deszcz. Postanawiamy że damy dziewczynom odpocząć i wyruszamy do Cisnej. Tam główną atrakcją jest kolejka wąskotorowa. Wsiadamy z innymi turystami i powolutku stuk-stuk koła w ruch wyruszamy w podróż bez granic. Tak to wygląda z okien wagonu. Dzikość lasu na wyciągnięcie ręki. A gdzie są konie? dziewczyny nie odpuszczają. W drodze powrotnej z Cisnej do Wetliny znajdujemy kameralną stadninę koni i hurrra można za niewielką opłatą udać się konno do lasu. Dziewczyny zachwycone. Obiad w knajpie z BOR-owcami. Przepyszna baranina ląduje na naszych stołach.

panie dokąd jadą?

nasz szynobus

gdzie są konie?

Po powrocie czuję pewien niedosyt i postanawiam wbiec na pobliskiego Smerka 1222 m.n.p.m.
Na szczycie delektuję się samotnością. Robię kilka zdjęć i zbiegam do Wetliny.

smerek

Wieczorem zasiadamy do kart i gier. Pogoda się psuje. Czyżby w nocy miała przyjść burza? I nadchodzi. Błyska w nocy tak mocno że nawet moja córka przychodzi wtulić się do taty. Czyżby ze strachu?
Poranek za to wita nas ponownie piękną pogodą. Plan na dziś to Połonina Caryńska 1234 m.n.p.m. z metą w Ustrzykach Górnych. Start następuję na Przełęczy Wyżniańskiej 855 m.n.p.m. Powolne podejście w pięknym bukowym lesie. A już na połoninie fantastyczne widoki. Po prawej grań Małej i Wielkiej Rawki 1307 m.n.p.m. Po lewej zaś Magura Stuposiańska. Zachwytom nie ma końca. Marzy nam się wejście na najwyższy szczyt bieszczadzki czyli Tarnicę 1346 m.n.p.m. Ale czy w czasie tego wyjazdu to się nam uda?

przełęcz

znowu łau

nie ma koni i co dalej?

Schodząc do Ustrzyk wiemy już że tego dnia tego nie dokonamy. Dziewczyny są mocno zmęczone.
Mijając potok przysiadamy przy nim i szukamy orzeźwienia.

daleko jeszcze

komentarz?

tato gdzie są konie?

na caryńską

W brzuchach też zaczyna burczeć. Znajdujemy wytwórnię pierogów made in hade i zjadamy wszystko. W drodze powrotnej do Wetliny narodził się pomysł z kąpielą w potoku już w Wetlinie. I plan realizujemy. Dziewczyny zachwycone. My także. Choć woda jest naprawdę bardzo zimna w niczym to im nie przeszkadza. Budują tamy i inne fortece. Bosko. Błogo. Idealnie.

bieszczady jednym słowem

Ostatni dzień naszego pobytu to wypoczynek nad Soliną. Słońce świeci bardzo mocno. Turystów nad zaporą cała masa. Rozpoczynamy wizytę od wędrówki po tamie właśnie a kończymy wypoczywając na plaży tuż przy jeziorze. Po kilkudniowych cichych dniach w dzikich odstępach bieszczadzkich połonin wizyta w tym miejscu to jakaś kara. Ale dziewczyny naprawdę zasługują na ten wypoczynek.

zalew nad Soliną

Zachwyt nad Bieszczadami nie mija. Historia pokaże że te bezkresne tereny przyjdzie nam spenetrować z naszymi żonami. Ale o tym później.
Bardzo udany wyjazd. Bieszczady zachwycają. I wciągają jak narkotyk. Jak każde góry zresztą. Bez nich mój świat byłby bardzo ubogi.
Teraz czas na wywiad. Nasza bohaterka to 16-letnia panna. Fanka Justina Biebera. Wrażliwa i skromna po tacie. Piękna i urocza po mamie. Ma na imię Julia.

Bałabym się...śmierci,
Gdybym mogła wybrać miejsce do zamieszkania... Stany Zjednoczone,
Film wszech czasów... Titanic
Płyta the best ever... Justin Bieber "Purpose"
Książka, którą ostatnio kupiłam... Gra o Tron
Mój sportowy ideał... Robert Lewandowski
A muzyczny... Justin Bieber
Muzyka której nie znoszę... Black Metal
Najchętniej podróżuję... samochodem, narazie jako pasażer,
Najgorsza moja cecha... niecierpliwość,
Najlepsza moja cecha.. tolerancja
Najważniejszy zespół w historii rocka... The Beatles
Kim byłabym gdybym inaczej wybrała...narazie to czas wyboru - lekarzem,
Pierwsze pieniądze zarobiłam... roznosząc ulotki,
Pierwszy koncert na którym byłem... Justin Bieber, Łódź
Najbardziej obrzydza mnie ... dziewiczy wąs u chłopaków i tłuste włosy,
Przyszłość sportu... moja mama???
Samochód... nie posiadam,
Recepta na sukces... systematyczność,
Ulubione danie... pomidorowa,
W telewizji oglądam... seriale,
Na co wydałbym ostatnie pieniądze... koncert idola
Marzenia?... zwiedzać świat, dostać się na dobre studia.

Co ciekawego w muzyce?
Muzycznym wydarzeniem jest pojawienie się nowej płyty Metallica.


Poza tym Sorry Boys z nowym albumem "Roma", odkurzony zremasterowany Phil Collins. Pierwsze zgłoszenia na Openerze 2017 są już znane. Radiohead i Foo Fighters. Pytacie czy jadę? Oczywiście. Robbie Williams w 2017 roku także w trasie. Będzie i u nas na Narodowym a także w Pradze. Narazie cena biletu odstrasza. Szukam sponsora. Haha.
Na drugim biegunie śmierć Leonarda Cohena. Została pamięć o nim i wielkie muzyczne dzieła.

Leonard Cohen Hallelujah

Na koniec moje rozważania o życiu. W poprzednim wpisie mowa była także o problemach zdrowotnych mojej żony. Miało być lepiej. A jak przedstawia się sytuacja na dziś. Psychicznie niedobrze. Brak jasnej diagnozy i przedłużający się z tym czas oczekiwania z jednoczesnym wyszukiwaniem nowych dolegliwości tworzą pod przykrywką dobrego nastroju wielką mieszankę wybuchową. Dzielna jest ta moja żona. Trzymam mocno kciuki. Dopiero zetknięcie z kimś bliskim i jego problemami uwidacznia nam że z życia warto czerpać wielką głęboką chochlą. Bo co nam z pieniędzy i luksusów skoro nie możemy się z nich cieszyć. Podziwiam tych co pomimo chorób i ułomności potrafią cieszyć się życiem i optymizmem zarażać innych. To jest wielkie.
Miałem okazję poznać Jasia Melę, los go nie oszczędzał i jego bliskich także a potrafi to swoje kalectwo przekuć na sukces przede wszystkim fundacji i jego podopiecznych. Razi energią od pierwszego spotkania.
Czy ja rażę równie wielką energią. Nie mi to oceniać. To co robię, robię przede wszystkim dla siebie. Choć nie prowadzę fundacji mam w sobie żyłkę wolontariatu. Chętnie pomagam. Zgodnie z moją estymą: "Stworzono mnie po to aby dawać szczęście".
Czerpmy zatem z życia to co najlepsze. Uczmy się od tych najlepszych, z pokorą i dystansem pokonujmy kolejne cele. Nikt z nas nie urodził się alfą i omegą. Uczmy się od najlepszych. I co najważniejsze, jeżeli czegoś nie wiemy to pytajmy.
Tęsknię za górami. Co prawda w połowie grudnia będę w Tatrach, ale ten czas się strasznie dłuży.
I bardzo chciałbym coś zdobyć. Coś dużego. Oczywiście szanuję to co już udało się zdobyć ale czekam na naprawdę coś wyjątkowego. Kazbek poskromił mnie pogodą. Z nią nikt nie wygra. A może dogadał się z kimś na górze i stwierdził że młody jest niedoświadczony i hardy więc ześlę mu śnieg i opady plus chmury to na szczyt nie wejdzie. Jak się nauczy, nabierze wprawy to go może w końcu na siebie pozwolę wejść. Taka refleksja na koniec. Uczmy się. Szkolmy. Od najlepszych. I wyciągajmy wnioski.
Miłej jak zawsze lektury.

niedziela, 13 listopada 2016

Walczymy nieustannie

widok z Oresnika

Cześć.
Tytuł nieco przewrotny ale taki jest tego zamiar.
Na każdym froncie. Nieustannie. Wszędzie. Zawsze. Bo warto.

Minęły 3 tygodnie od poprzedniego wpisu. W międzyczasie miałem urodziny. 42. Czuję się wyśmienicie.

tort dyniowy

42 lat jak jeden dzień

Za oknami już ciemno choć to dopiero 17, w głośnikach Pearl Jam. Popołudnie w Zielonej Górze. A jeszcze wczoraj byłem, byliśmy w Krakowie. Byliśmy gdyż wizyta w grodzie Kraka zbiegła się z koncertem Justina Biebera, idola mojej córki, na koncert którego pojechaliśmy wszyscy, tzn. na koncert weszła tylko Julia ale przy okazji był moment na odświeżenie znanych krakowskich widoków. Pogoda nieco nie dopisała ale sam Kraków o każdej porze roku tak. W związku z tym że to przedłużony długi weekend to i turystów co nie miara.

Julia i gdzie jest Bieber?

Kazimierz

czarująco

Punkty obowiązkowe czyli Wawel, Smok Wawelski, Sukiennice, Barbakan, Kazimierz, zabrakło tylko wizyty w muzeum Starbucksa:)))

mnóstwo tego

jedna ze ścian

grafiti obłędne

O wrażenie po koncercie musicie zapytać mojej córki, na gorąco opinie są mega pozytywne, może poza organizacją. Logistyka podczas wejścia na halę do poprawy.

domowa kuchnia u Polakowskich - polecam

Benedict ten od Sherlocka

U smoka

Szymon i smok, nie zionie

deszczowy Wawel

Ale nie o tym. I narazie nie będzie też o górach. Chory jestem zapytacie. Absolutnie nie. Zdarzyło mi się popełnić wpis o emocjach i dziś chyba nadszedł czas na część drugą. Chcę napisać o emocjach pozytywnych. Zacznę od wywiadu który przeprowadziłem sam ze sobą. I uważam że w kolejnych wpisach będę przepytywał każdego z was i zamieszczał za waszą zgodą na swym blogu wasze wypowiedzi. Co Wy na to?
Psychologia to moje drugie imię. Żart.

Start.
Konwencja następująca:
Bałbym się... gdybym nie mógł robić tego czego kocham, uwielbiam - uprawiać PASJI
Gdybym mógł wybrać miejsce do zamieszkania... Góry, bez wątpienia, nasze oczywiście przede wszystkim, poza granicami Kaukaz,
Film wszech czasów... Milczenie Owiec
Płyta the best ever... Pearl Jam - Ten
Książka, którą ostatnio kupiłem... Jak wysoko sięga miłość? Życie po Broad Peak, rozmowa z Ewą Berbeką, autorstwa Beaty Sabały-Zielińskiej, poryczałem się przy niej, poza tym zapisałem się do biblioteki gdyż wydatki na książki mogłyby nas zrujnować,
Mój sportowy ideał... Hm, kiedyś był nim Lance Armstrong, teraz sam jestem takim ideałem,
A muzyczny... Jimi Hendrix, Jack White
Muzyka której nie znoszę... Disco Polo wszechobecne niemniej pragnę dodać i przyznać się do tego że zdarza mi się zatańczyć w rytmach podczas korporacyjnych spotkań,
Najchętniej podróżuję... samochodem, oczywiście za kierownicą, chociaż samolot mnie równie mocno fascynuje,
Najgorsza moja cecha... zbytnia ufność,
Najlepsza moja cecha.. skromność, wrażliwość na piękno, dobroczynność,
Najważniejszy zespół w historii rocka... Led Zeppelin
Kim byłbym gdybym inaczej wybrał... zawodowym sportowcem, i próbowałbym zostać muzykiem, może kaznodzieją,
Pierwsze pieniądze zarobiłem... na ziemniakach
Pierwszy koncert na którym byłem... zagraniczny to Iron Maiden we Wrocławiu, Hey w Polsce
Najbardziej obrzydza mnie ... polityka, i politycy, nie wszyscy oczywiście, a prym wiedzie obecny obóz sprawujący władzę z Antonim, Jarkiem, Beatą jedna i drugą i niejaką Pawłowicz na czele, absolutnie niewiarygodnie niesamowicie niedorozwoje chodzące po tej ziemi,
Przyszłość sportu... mój syn Szymon jak nie będzie bimbał na treningach
Samochód... służbowy
Recepta na sukces... ciężka praca, optymizm, wola walki, cierpliwość i pokora
Ulubione danie... poza salcesonem wszystko żerny, szczególnie mielonka z cebulą na górskim szlaku,
W telewizji oglądam... głównie sport, poza tym Gra o Tron, Wikingowie i House of Cards
Na co wydałbym ostatnie pieniądze... biedniejszym od siebie
Marzenia?... Himalaje, Karakorum, Pamir i inne zakątki,

Koniec wywiadu. W kolejnych wpisach będą goście. Od kogoś trzeba zacząć. Zacząłem od siebie. Tak najłatwiej. Martwią mnie dolegliwości zdrowotne mej wife. Nigdy nie chorowała a tu nagle słabe wyniki i podejrzenia toxoplazmozy, boreliozy. Najgorsze w tym wszystkim jest fakt że nie jestem, poza próba podniesienia na duchu, w stanie pomóc namacalnie. Jesienna aura także temu nie sprzyja. Czymamy kciuki.

Organek Mississippi w ogniu

Muzycznie kolejny rok zapowiada się znakomicie. Na Openerze Radiohead i Foo Fighters, Robbie Williams też ogłosił swoje plany koncertowe, Metallica wydaje płytę zatem też pewnie ruszy czetry litery no i Pearl Jam. Czekam. I na płytę i na spotkanie.
Co do wydarzeń po ultramaratońskich to jeszcze schodzi skóra ze stóp. I paznokieć oczywiście. Poza tym nadal nie mogę uwierzyć w ten sukces.

Hejnice, w tle po prawej cel wędrówki

Będzie wątek o górach. W okolicach święta zmarłych, natchniony ciekawym artykułem w NPM pod tytułem "Orla Perć po izersku" postanowiłem na własne oczy zweryfikować treść zapisu i zabierając żonę wybrałem się do czeskich Hejnic w górach Izerskich na krótki trip. Meta na szczycie o nazwie Oresnik po czesku, Oresznik po naszemu. Wysokość w sam raz na nieco dłuższy spacer.

taka sytuacja

jesień

prawie na miejscu

800 m.n.p.m. Ze Świeradowa Zdrój do Hejnic to raptem 25 min drogi samochodem. Start w centrum miasteczka przy klasztorze. Na szczyt prowadzą dwa szlaki - czerwony lub zielony. Wybieramy czerwony. Początek bardzo spokojny wzdłuż potoku. Mijamy zabudowania miasteczka i po chwili jesteśmy już na polanie. Tuż za nią wchodzimy do lasu który o tej porze roku barwy ma nieziemskie. I powoli zaczynamy się wspinać. Cześć szlaku wiedzie korytem pewnie jakiegoś potoku który gdy nastają wiosenne roztopy to spływa sobie do dolnej części. Im wyżej to zmienia się las. A przed szczytem pojawia się mnóstwo wielkich kamieni na których wspinaczkę można uprawiać.

widok ze szczytu

orla perć po izersku

widok 

wife niepewnie czyma się barierek

No i sam szczyt. Nietypowy. Wygląda to tak jakby ktoś kiedyś na górce wysypał wielkie kamienie i jeden z nich góruje nad pozostałymi. A w nim wbity krzyż. Samo podejście na szczyt jest bardzo proste. W kamieniach wręcz wyryte są stopnie. Po jednej i drugiej stronie barierki bardzo stabilne. Widok z samego szczytu niesamowity. Po jednej stronie widok na Izerkę a z drugiej na Hejnice widoczne w dole i całe pogórze Izerskie. Warto dodać że na szczycie jesteśmy sami. Żadnej żywej duszy.

za nami nie tylko Hejnice

wodospad Stolpich

Kilka selfiaków i wracamy. Wracając wybieramy drogę przez Wodospad Stolpich i dukt z ciekawą historią o księżniczce Sissi. Bywała w tych okolicach. I na tą cześć wmurowana jest płyta pamiatkowa ja jednym z obelisków. Co do szlaków to do wodospadu idziemy czerwonym szlakiem, później zmienia się on w żółty a na kolejnym rozwidleniu "Pod Vodopady" w zielony i nim wracamy do miasta. Pętla według GPS ma 9 km i nam zajęła nieco ponad 3 godziny w tempie mocno spacerowym. Ale warta jest swej uwagi nie tylko ze względu na sam szczyt a na wodospad który jest kaskadowy i zimą jak zamarznie można się na nim wspinać. Dla lubiących biegać po górach ta pętla też ma swój urok i trudności.
Polecam naturalnie.
Kończąc obiecałem sobie że nie będę zajmował się polityką. Nie będę jej komentował. Niemniej jedno zdanie muszę napisać. Jesteśmy dzięki ordynarnemu człowiekowi, nikczemnego wzrostu, zaściankiem Europy. Czy tam zmierzamy. Proszę nie odpowiadać. Komentarze zbędne. Taka moja refleksja.
Radujmy się, bądźmy optymistami, cieszmy się życiem.
Z podniesioną głową gotowi stawiać sobie najwyższe cele.
Do boju. Walczymy nieustannie.