sobota, 25 maja 2019

Wieczne Miasto

Colosseum

Ciao amici.
Po duchowych kontemplacjach w Volterra, Monteriggioni i Siena zaplanowaliśmy wizytę w „wiecznym mieście” jak potocznie nazywają Rzym czyli stolicę Włoch. W ubiegłym roku dużym miastem na naszej rozkładówce była Florencja. Tym razem udaliśmy się nieco na południe od nas. Region Lacjum bo tam znajduje się Rzym, położony jakieś 170 km od nas więc grzechem było nie skorzystać. Zanim o samym Rzymie, kilka logistycznych wskazówek. Wiadomo że jak Rzym to Colosseum, Forum Romanum, Plac Wenecki, fontanna d’Trevi i schody Hiszpańskie. Sporo jak na jeden dzień.

czuć podmuch wieczności
Powiedzmy sobie szczerze to delikatne liźnięcie tego pięknego miasta ale co tam. Wycieczka wypełniona atrakcjami dość mocno. Czytając o wycieczkach po Rzymie pierwsze co rzucało się w oczy to fakt aby możliwie jak najdalej od centrum zostawić samochód i korzystać z komunikacji miejskiej - patrz - metro, autobus. Zatem musiałem znaleźć jakiś parking na obrzeżach miasta z bliską dostępnością do metra przykładowo. I tu z pomocą Dominiki, mojej korepetytorki od włoskiego, namierzyliśmy jak się okazało super parkeggiaro za rozsądne pieniądze. 15 euro za cały dzień parkowania. Bezpiecznie. Pod dachem. 

amfiteatr od strony Forum Romanum

Comanducci Paolo Autorimessa
Autorimessa Lorenzo Comanducci
Via Val Sillaro, 3
00141 Roma
To adres parkingu. Co prawda szef „no parlare inglese” ale włoskiego już człowiek nieco liznął to i bez problemów zaparkowaliśmy trzy auta. A właśnie. Nie cztery tym razem. Gurzyńscy jako że jesienią byli w Rzymie w tym samym czasie pojechali do Florencji.
Także auta zaparkowane. Stacja metra 200 m od parkingu. Conca d’Oro tak się nazywa. Bilet 70-cio minutowy za 1,5 euro. Jedziemy. 

gigantyczna budowla

jej rozmach powala na kolana

i budzi zachwyt

W marcu jeszcze kupiłem bilety do Colosseum i Forum Romanum na konkretną godzinę. Wszyscy doradzali a my nauczeni już doświadczeniem z poprzednich wycieczek bilety te kupiliśmy z wyprzedzeniem aby uniknąć ewentualnych gigantycznych kolejek do kas. A sam fakt iż to termin majówki i możliwość przybycia większej liczby nawet naszych rodaków , i to co ujrzeliśmy już na miejscu potwierdziło nasze przypuszczenia. Nie uniknęliśmy stania w kolejce lecz fast track poruszał się zdecydowanie szybciej niż pozostałe dwa ogony do kas. 

turystka z Polski wlazła w kadr

Podróż do Rzymu minęła bardzo szybko. Szybko udało się namierzyć w/w parkeggiare. Formalności załatwiliśmy równie szybko. Metro. Jak dobrze pamiętam chyba 7 stacji i lądujemy pod wielkim Colosseum. Ludzi sporo. Sporo wolontariuszy. Turystów a jakże równie dużo. Krótki rekonesans wokół tej pięknej, antycznej budowli. Bilety kupione na 12.05. Po namowie jednego z guaidów ustawiamy się w kolejce. Za szybko jednak. Chwila konsternacji. Pan nie mówi po angielsku tylko rękoma wypycha nas z kolejki. Co dalej?

Łuk Triumfalny

Różne nasze reakcje. Wkrada się trochę nerwowości. Zapytujemy raz jeszcze kogoś z obsługi, później potwierdzamy to u następnego. Kolejka wybrana prawidłowo tylko że za szybko. 

fenomenalne miejsce

i tu bardziej

No dobra stajemy jeszcze raz. Tym razem przesuwamy się w podobnym tempie. Na bilecie wyczytujemy że jednorazowo na terenie Colosseum nie może przebywać więcej niż 3 tys. osób. Względy bezpieczeństwa. Wchodzimy. Ten sam pan który poprzednio przesunął nas do sekcji gimnastycznej, tym razem z twarzą bez wyrazu włączył przycisk „aperto”. W międzyczasie postanowiliśmy że wzbogacimy swą podróż po teatrze i wykupimy lektora. Plan jednak spalił na panewce gdyż tego dnia ta usługa była niedostępna. No cóż. Za przewodnika robiła moja wife. 

tu najbardziej

Jeszcze tylko kontrola z bramkami jak na lotnisku i jesteśmy w tym naprawdę magicznym miejscu, pamiętającym jeszcze czasy rzymskich cesarzy. Niewiarygodne. I zgodzę się z faktem że mnóstwo turystów i że jest tyle może mniejszych nie mniej atrakcyjnych atrakcji, ale Colosseum trzeba zobaczyć. Mym zdaniem z perspektywy Forum Romanum prezentuje się wyjątkowo okazale. Ale o tym za chwilę. Dwa poziomy które są dostępne dla turystów pozwalają zobaczyć jak gigantyczna to jest budowla. 530 metrów w obwodzie. To już robi wrażenie. Kilka kondygnacji z trybunami. Podziemne pomieszczenia dla gladiatorów. Sama główna arena również powala na kolana. Wybudowana w 72 r n.e. Amfiteatr Flawiuszów po dziś dzień zachwyca i pokazuje potęgę ówczesnego świata. 

i jeszcze raz amfiteatr Flawiuszów

Po godzinie spędzonej w amfiteatrze udaliśmy się do Forum Romanum. Tu też kolejka lecz zdecydowanie krótsza. Chwila i jesteśmy w zupełnie magicznym miejscu. Rynek Rzymski zwany też Forum Magnum. Położony pomiędzy 7 wzgórzami, stanowił główny polityczny, religijny i towarzyski punkt miasta. Tutaj miały miejsce najważniejsze uroczystości starożytnego Rzymu. 
Rozmiar i rozmach budzi zachwyt po dzisiejszy dzień. Wielkość szczególnie widoczna z kilku punktów widokowych. Coś niesamowitego. 

Jula ma swoje miejsce 

Julka znajduje swą bazylikę. Co prawda legła już dawno w gruzach ale wymowny napis na tablicy Gulia Basilica świadczy o tym że ona już kiedyś miała swój wielki kąt w tym miejscu. Łuk triumfalny i wielka ilość świątyń. Wszystko poprzedzielane alejkami. Przechadzając się pomiędzy kolumnami, freskami, czuć powiew antycznego powietrza. 
Miejsce inne niż wszystkie. 

Forum Romanum

Kierując się do bram wyjściowych z ust naszych pociech padały coraz częściej słowa - jesteśmy głodni, chce nam się pić. Pora obiadowa zatem rozpoczęliśmy poszukiwania jakiejś ustronnej knajpki z pasta lub pizza. Udaliśmy się w kierunku na fontanny di Trevi. Przechodząc obok placu Weneckiego szybkie kilka ujęć tej bardzo rozpoznawalnej budowli. Wchodzimy w sieć uliczek. Jest kilka knajpek po drodze lecz przyjęcie 12 osób nie wchodzi w rachubę. W międzyczasie szybkie zakupy „rzymskich pamiątek” i znajdujemy knajpkę z pyszną pastą i pizzą. 

budzące podziw

i zachwyt

Tłumy przy fontannie. Robią one wrażenie a chyba najbardziej kolor wody. Barokowa budowla jest najbardziej znaną fontanną w samym Rzymie, pewnie i we Włoszech a może i na całym świecie. Taka wspaniała budowla zagrała a jakże w filmie. „La Dolce Vita” i scena z kapiącą się w niej Anitą Ekberg to jedna z najsłynniejszych scen filmowych ever. Proszę jednak nie czynić tego co było dane nam oglądać w filmie. Kary za kąpiel są bardzo surowe. Inna ciekawostka. Poniekąd jest taki przesąd że jak się wrzuci pieniążek do fontanny przez lewe ramię wówczas z pewnością wrócimy do Rzymu. Nie do końca jest to akceptowane przez administrację. Związki chemiczne wydzielające się w wodzie niszczą ten zabytek.
Jedyną rzecz jaka zrobiłem przy fontannie to ją podziwiałem.

Fontanna di Trevi

Ostatnia atrakcja przed nami. Schody Hiszpańskie.
Znajdują się one u zbiegu Via dei Condotti, jednej z najdroższych ulic świata i Piazza di Spagna. Drugie po schodach Potiomkinowskich z Odessy, najdłuższe i najszersze, 138 schodów. Miejsce pokazów mody, tu odbywa się wielki festiwal kwiatów i miejsce wypoczynku tysięcy turystów. Te 138 schodów prowadzi do kościoła św. Trójcy i stąd ich nazwa  Scalinata di Trinità dei Monti.

schody Hiszpańskie

Ciekawy obiekt znajduje się u podnóża schodów. To studnia w kształcie łódki, upamiętniająca powódź z 1598 r.
Obok schodów mnóstwo lodziarni w których i my kosztowaliśmy ich pyszne gelato. Na samych schodach zjadanie czegokolwiek niewskazane gdyż jest przesąd który mówi o nieszczęściu. A to nam niepotrzebne.
Obok znajduje się stacja metra Spagna którą mieliśmy wrócić na nasz parking. Nasze zdziwienie było dość duże gdy okazało się że ta stacja i trzy kolejne są remontowane. Czekał nas jeszcze spacer do kolejnej stacji. Okazało się dzięki temu mogliśmy podziwiać Ogrody Villi Borghese i punkt widokowy Pincio.

view z Pincio

piazzale

Wzgórze nad Piazza del Popolo i Piazza Spagna. Fenomenalny widok na cały Rzym. Pod nami stacja Flaminio. 
Ostatnie rzymskie ujęcia i wchodzimy do stacji metra. Długi, bardzo intensywny dzień. Powiecie że kolejny. Oczywiście. Lecz nie wyobrażam sobie aby wpaść choć na chwilę do Rzymu i zerknąć do kilku choćby atrakcji. Jest on pięknym, wielkim miastem i mym zdaniem tak jak w przypadku Florencji trzeba tu przyjechać na kilka dni i wówczas podczas nieoczywistych wycieczek poczuć tak na dobre smak Wiecznego Miasta. My zabieramy ze sobą wspomnienia, cudowne ujęcia, magnesy i pocztówki. 

i plac Wenecki

Wracamy w strugach ulewnego, wiosennego deszczu. 
Rzym, wrócimy do Ciebie. 
Amici. Podziwiajcie zdjęcia. Namawiam do komentarzy. 
Buena giornata.

Ciao.

poniedziałek, 13 maja 2019

Saluto Tuscany

toskańskie pejzaże

Volterra, Monteriggioni i Siena. 
Poniedziałkowy dzień rozpoczął się dość wcześnie. Biegowo. Było trochę zbiegów, a co za tym idzie w drodze powrotnej kilka podbiegów, i spory fragment drogi o podłożu Strade Bianche. Otoczenie fantastyczne. Pola, łąki, żarnowiec, winogrona. Po powrocie pyszna włoska kawa, lekkie śniadanie i wszyscy zwarci oraz gotowi wsiadamy do naszych samochodów i obieramy kierunek - Volterra.


S. Quirco

Niemniej jeszcze na początku naszej wycieczki zaraz za S. Quircio d’Orcia stajemy na poboczu i fotografujemy cudowne pejzaże o których wspominałem w poprzednim wpisie „Tuscany Again”. Skupiska drzew cyprysowych, żółte pola żarnowca, zielone pofałdowane pola robią niesamowite wrażenie. I co już chyba nie jest zaskoczeniem, także tutaj widać turystów z Chin i Japonii. Oni również upamiętniają te cuda natury. Ilość i wielkość sprzętu również robi wielkie wrażenie. Pogoda narazie nie rozpieszcza. Nie pada ale termometr wskazuje w graniach 11 stopni na plusie. Pokonujemy kolejne kilometry, mijając Buonconvento, Monteroni, zjazd na Siena, skręt na San Gimignano, docieramy do miasto etrusków - Volterra. Na każdym blogu o Toskanii to miasto jest wymieniane jako must have. W ubiegłym roku tu nie dotarliśmy, nie wiem dlaczego w sumie. A warto. Naprawdę.

Volterra


Pięknie położone, bogate w zabytki, z fantastycznym widokiem z wieży ratuszowej. 
Polecany parking niejako pod centralną częścią miasta niestety zajęty. Piękna „carabinierka” wymownym ruchem ręki pokazuje abyśmy udali się na inny parking. A pamiętajcie. Mamy 4 auta do zaparkowania. Przy jednym z wejść do miasta znajdujemy parking. Piazzale Principe Piero Ginori Conti. Cały dzień to wydatek rzędu 12 euro, pół dnia to 6 euro. Wchodzimy do miasta pokonując sporą liczbę schodów.

wnętrze ratusza

i sam Ratusz

Po lewej stronie znajduje się wjazd do …. więzienia o podwyższonym rygorze. Fortezza Medicea majestatycznie i dumnie góruje nad miastem. Wzniesiona w XIV i XV w. Sprawia wrażenie niedostępnej. I faktycznie tak jest. Raz tylko w roku, we wrześniu, jednego dnia można wejść do środka tego więzienia. Impreza nosi nazwę Notte Rossa.
Sama Volterra to miasto wiatrów i kamienia. Położone na wysokości 555 mnpm. Jednym z najbardziej charakterystycznych kamiennych budowli jest Palazzo dei Priori. Najstarszy toskański ratusz. Na jego wzór zbudowano ratusz we Florencji. Ta właśnie Florencja podbiła swego czasu Volterrę. Przyciągnęło ją tutaj alabastrowe bogactwo. I pewnie nietuzinkowe widoki. Kilkoro z nas a mianowicie Julka, Aśka, Paweł, Krzysiek i ja udaliśmy się na wspomnianą wcześniej wieżę podziwiać niesamowite toskańskie widoki. I uwierzcie. Widok nieziemski. Niby wszystko to samo. A jednak. Pozostali na naszych oczach raczyli się lodami i pizzą. Średniowieczna zabudowa jest na wyciągnięcie dłoni. Ratusz i plac to główna część miasta.

a to widok z wieży

i tu

i tu tak

Palazzo Pretorio, surowy budynek z kamienia. Pałac posiada charakterystyczną Wieżę Prosiaczkową, Torre del Porcelino z rzeźbą świnki umieszczoną na niewielkiej półce. Nikt nie wie z czym związana jest historia tej świnki. 
Na Piazza San Giovani znajduje się katedra i Baptysterium. Jak to bywa w naszym przypadku przynajmniej jedna atrakcja musi być remontowana i w tym przypadku katedra otoczona była rusztowaniem. No trudno. Baptysterium stojące vis a vis katedry było otwarte. Był czas na chwilę zadumy.

Teatro Romano

Wcześniej trafiliśmy jeszcze do Teatro Roamno. Teatr w latach świetności gościł 2 tys. widzów. Umiejscowiony pod ciągnącymi się wokół miasta murami miejskimi. Niedaleko Via Roma i Palazzo Minucci Pinatoteki. Obiekt doskonale widoczny jest ze wcześniej wspomnianych murów miejskich. Wracając na parking mijamy liczne pracownie w których wykonuje się przeróżne wyroby z alabastru. Alabaster wydobywali już Etruskowie. Wykonywano z niego urny czy sarkofagi. Teraz królują jaja, szachy, lampy, miseczki. 
Przed nami jeszcze pamiątkowe zdjęcia z efektownego punktu widokowego i wyjeżdżamy z Volterry wyraźnie zachwyceni tym pięknym toskańskim miastem. Czy warto? Absolutnie tak. Możliwość połączenia wycieczki z San Gimignano tworzy idealny plan na cały dzień. My wracając zatrzymujemy się w Monteriggioni.

Monteriggioni

To niewielkie miasteczko słynie z twierdzy oczywiście położonej na wzgórzu. Mury o długości 570 m są doskonale widoczne, a dodatkowo 12 wież wartowniczych robi spore wrażenie. Wcześniej wspomniane mury i wieże unieśmiertelnił Dante w „Nieboskiej Komedii”. Co poza tym warto zobaczyć?
Przy Piazza Roma znajduje się romański kościółek Santa Maria Assunta. Zabytkowa studnia i kilka sklepików i restauracji. 
Opuszczamy to miasteczko w którym czuć jeszcze klimat średniowiecza i udajemy się do Sieny. Dla kilkoro z nas to druga wizyta w tym pięknym mieście, niemniej samo miasto jest tak wciągające że grzechem byłoby nie odwiedzić go ponownie. Może uda się wejść do katedry?

a tu jeszcze raz widok z ratusza

plac ratuszowy Volterra

Parkujemy samochody na strzeżonym, wielopoziomowym parkingu przy Santa Caterina. Pierwsze swe kroki kierujemy do katedry. Akurat kiedy wchodzimy na plac zamykane są bramki wejściowe do katedry. Szkoda. I zaczyna delikatnie padać. Sama katedra i jej jasne ściany w połączeniu z granatowo-niebieskimi chmurami nad katedrą wyzwalają w nas zachwyt. 
Dalej punkt obowiązkowy czyli Piazza del Campo. Ponownie wywołuje w nas zachwyt. Dzieci głodne więc udajemy się na szybką sprawdzoną w ubiegłym roku pizza. Doskonała. Perfecto. Po posiłku po drodze mijamy jeszcze Piazza Salimbeni oraz podziwiamy Bazylikę di San Domenico.

Duomo in Siena

Wracają wspomnienia. Powoli udajemy się na parking kontemplując kolejne piękne uliczki Sieny. To jedno z najpiękniejszych miast które widziałem.


Volterra raz jeszcze

Kończy się powoli poniedziałek. Wracając do naszej podere odwiedzamy jeszcze sklep, uzupełniamy niezbędne artykuły. Wino i sery.


Toskańskie czerwone wino wieczorem ląduje w naszych lampkach. Oglądamy zdjęcia. Wymieniamy się spostrzeżeniami. To był bardzo intensywny acz bogaty we wrażenia estetyczne dzień.
Saluto Tuscany. 

Ciao. I do rychłego usłyszenia. 

poniedziałek, 6 maja 2019

Tuscany again




Tuscany again
I jesteśmy w Toskanii ponownie.
Ten piękny włoski region otworzył przed nami ponownie swe podwoje. 
Campiglia d’Orcia. Santa Francesca podere. To nasza tegoroczna miejscówka.
Skład wczasowiczów w tym roku się powiększył o dwie 4-osobowe rodziny. Do family outdorowca który w ubiegłym roku towarzyszył nam w toskańskich wojażach dołączyli dobrzy znajomi z czarnogórskich wakacji roku 2018 czyli Pawel z rodziną oraz family Gurzyńskich ze Świebodzina. Bywali z nami już kilkukrotnie na różnych wyjazdach. Ogólnie rzecz ujmując, 4 rodziny, 16 osób. Mała wycieczka. Organizacyjnie udało się to wszystko ogarnąć. Logistyka czyli parkingi, bilety, wynajem samego domu, kwestie planu i tego co warto w tym roku zobaczyć była na mej głowie. Niemniej chcę tu podziękować mojej żonie za znalezienie domu a mej korepetytorce z włoskiego Dominice - grazie mile - za pomoc w znalezieniu parkingu w Rzymie. Rzymie zapytacie? Ano tak. W tym roku postanowiliśmy odwiedzić wieczne miasto. 
A co zakładał wstępny plan?
Wspomniany wcześniej Rzym jako jednodniowa wycieczka, Perugia i Assisi czyli Asyż. Poza tym Volterra, Monteriggioni i ponownie Siena. Montichello, Pienza i Bagno Vignoni. Montalcino oraz Castiglione d’Orcia. Może ponownie San Gimignano. Poza tym relaks. Chwila wytchnienia. Chwila zachwytu. 
Sama miejscówka. Jeden z najpiękniejszych regionów które widziałem. Wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. Val d’Orcia. Potężne połacie winogronowych drzewek. Zielone uprawne pola. Krzaki żółtego żarnowca. Cyprysowe drzewa i sosny piniowe. Poza tym teren mocno pofałdowany co daje efekt niesamowitych pejzaży. 
Pamiętam jak w ubiegłym roku stanąłem na tarasie widokowym w Pienza z którego rozpościerał się widok jak z obrazka. Widok zapierał dech. NIe sądziłem wówczas że w tym roku stanę w tym samym miejscu z nie mniejszym zachwytem. A jednak.



Santa Francesca podere. Dom 330 metrowy składający się z czterech apartamentów wyposażonych doskonale. Basen i jacuzzi. Ale co najważniejsze. Nasz dom jest pięknie położony. Na wzgórzu. Pośród łąk zielonych. Drogę dojazdową stanowi cyprysowa aleja. Toskański klasyk? Mając porównanie z ubiegłego roku wydaje mi się że ten, tegoroczny dom spełnił nasze wymagania. Zresztą nie same mury stanowią o pięknie a bardziej osoby wypełniające je wnętrza. 
Gospodarz obiektu, Franco, prawdziwy, naturalny, uśmiechnięty Włoch. Pomocny i bezproblemowy. 



Droga dojazdowa zajmuje nam z przerwami 15h. Żadnych korków. Żadnych przeszkód. Dobrym rozwiązaniem jest zakup winiety na przejazd przez Austrię oraz przełęcz Brennera już wcześniej na stronie PZM. Unikamy dodatkowych postojów a w przypadku przełęczy możliwych korków. Testowaliśmy już to z kolegą Pawłem podczas ubiegłorocznych wakacji. 
System działa i to najważniejsze. Dla przypomnienia opłata za przejazd autostradami przez Austrię to koszt 9,20 euro za 10 dniową winietę. Jednorazowa opłata za pokonanie przełęczy to również opłata w granicach 10 euro. Opłata za przejazd autostradą we Włoszech między Bressanone a Chiusi to 42 euro. Po drodze mijamy Verona, Bologna, Florencja. Droga z przerwami zajmuje w granicach 15h. 


Gdy docieramy do Campiglia d’Orcia jest już dobrze po 21. Dojazd z drogi głównej jest też niemałym przeżyciem. Tym bardziej że trafiamy na biegaczy ultra którzy jak się okazuje biegną z nami odcinkiem drogi prowadzącym do naszej posesji. Tuscany Trial 160 km. Wooow.
Franco czeka na nas. Przywitanie i obejrzenie posesji. Apartamenty przydzielone. Nam się trafia „Il Capanno”. Umawiamy się z właścicielem że niezbędnych wszelkich administracyjnych procedur dotkniemy jutro. Ekstra. 
Wypak i kolacja. Dzieci szleją wokoło. Bogato wyposażona kuchnia i same mury robią bardzo pozytywne wrażenie. Dostaliśmy wino powitalne, regionalne. Po chwili aromat toskańskiego wina wypełnia nasze pomieszczenia. I lampki. I podniebienia. I w cudownych nastrojach kładziemy się spać. Niedziela zapowiada się ciekawie. 


Ale zanim niedziela nastała noc pierwsza, noc w towarzystwie, nie uwierzycie, korników które w nocy przy ciszy zupełnej robią niezły hałas. Podejrzenia padają pierwotnie na insekty ewentualnie może myszy ale jak się okaże o poranku, to korniki. Naszą wersję potwierdza Franco. W sumie to nie ma się co dziwić. Wielkie grube bele podsufitowe, pamiętające pewnie jeszcze pradziadka Franca to i kornik ma co robić. Formalności administracyjne, dostajemy kilka ciekawych wskazówek co do miejscowości w których warto być, no a my z kolegą outdorowcem to nawet dzielimy się z Franco naszymi wnioskami z wizyty w ubiegłym roku. Sporo humoru. Próby użycia mego włoskiego języka. 
Wiemy na czym stoimy zatem razem z Pawłem wybieramy się na pierwsze rowerowe rozpoznanie terenu.


Dwukilometrowe podejście z rowerem w ręku do głównej drogi i można zacząć zwiedzanie. Wybieramy kierunek Vivo d’Orcia. Sporo krętych dróg i zaczynają się podjazdy. Małe miasteczko wita nas pustymi uliczkami. Pogoda dość średnia. Ale za to widać wszędzie ślady oznakowania trasy Tuscany Trial. Tu rozdzielamy się z mym kolegą. Ja obieram kierunek Monte Amiata. Wygasły, nieczynny wulkan położony nieopodal. Wznosi się dumnie na ponad 1720 mnpm. Droga jest a jakże się wznosi i to całkiem mocno, łydka pali się, nade mną w powietrzu gra chmur. Jak się później okaże w miejscowości Abbadia S. Salvatore gdzie rozpoczyna się podjazd, rozpoczyna się frontalny atak z chmur, począwszy od deszczu, poprzez grad a kończąc na delikatnym opadzie ze śniegu. A ja ubrany tylko w kamizelkę, krótkie spodenki, rękawki na swym demonie „bici” odzianym w nowe koła toczę walkę na wówczas już zjeździe. Woda wylewa się z butów. Zimno. Gołe ręce kostnieją. Jednakże minąwszy drogowskaz jakieś 3 km za Abbadia świeci słońce ku mej radości. Poza tym a jakże rozpoczyna się podjazd. Więc robi się ciepło. Mocno zadowolony docieram do naszej podere. Kąpiel i wyjeżdżamy. Rekonesans. Zaczynamy od Castiglione d’Orcia. 




Najbardziej znanym zabytkiem w tej małej toskańskiej miejscowości jest majestatyczna wieża Rocca di Tentennano. Imponująca budowla wzniesiona jest na szczycie wapiennego wzgórza. Twierdza była kiedyś strategiczną pozycją dla wartowników strzegących doliny Val d’Orcia. Kolejnym ważnym zabytkiem jest twierdza Aldobrandesca. Nie udało nam się wejść ani do pierwszej ani do drugiej twierdzy. Pierwsza była zamknięta a w drugiej obecnie trwają prace renowacyjne.



Drugą, bardzo ciekawą miejscowością do której trafiliśmy w to niedzielne popołudnie to Montalcino. Miasteczko słynie z wina. Przede wszystkim. Jedyne we Włoszech Brunaio czyli apelacja Brunello di Montalcino. Wspaniałe wina powstają z odmiany Sangiovese Grosso. Ale nie samym winem żyje Montalcino. Palazzo dei Priori z XV w., La Rocca powstała w XIV w., obecnie jest cytadelą, Palazzo Communale, Duomo powstałe w miejscu wcześniej istniejącego, antycznego kościoła S. Salvatore, oraz klimatyczne, toskańskie uliczki, poprzecinane licznymi restauracjami i sklepami z winem. Rekonesans zaliczony na 5+. I zupełnie nieświadomie trafiamy na punkt widokowy z którego widać wiele znanych przykładowo z pocztówek miejsc związanych tylko z toskańskim regionem. 



Obiadokolacja w postaci pasty. Lamkpa toskańskiego wina. 
Udane, bardzo udane rozpoczęcie majówki. 
Toskanio - jesteśmy gotowi na smakowanie Ciebie. Czy Ty jesteś gotowa na nas? Nie będę zdradzał jak potoczą się nasze losy w kolejnych dniach ale zgodnie z przyjętą dewizą - na brak zajęcia narzekać nie będziemy.
Ciao.

Jak zawsze miłego czytania i oglądania pierwszych zdjęć.