sobota, 1 września 2018

Roztoczańskie penetracje - majowy trip z naszymi synami


Kozi Wierch
Majowe Tatry. To już tradycja. Od wielu już lat eksplorujemy ten fantastyczny zakątek naszego kraju. Jeszcze do niedawna czyniłem to wraz z córką Julą, od niedawna jej miejsce zajął syn Szymon. Wybór miejsca w naszych Tatrach uzależniony jest od stopnia umiejętności naszych pociech, dostępności miejsc w schroniskach oraz terminu. Tym razem wybór padł na schronisko Roztoka. Od dwóch lat najlepsze polskie schronisko wg. miesięcznika „NPM”. Nie tylko to zdecydowało o doborze takiego miejsca. To było ostatnie polskie, tatrzańskie schronisko w którym jeszcze nie byłem.

Mięguszowieckie Szczyty
Zatem miejsca zabukowane. Przyszedł czas na wybór partnera wycieczek wysokogórskich. Termin i miejsce oraz wiek syna idealnie pasował do postaci Misia którego znacie z opisów męskich wrześniowych wyjazdów kończących sezon oraz jego syna Patryka. No to jedziemy. Jednym słowem jak to mówią Szwedzi - fantastiś. 

w Dolinie Pięciu Stawów
W nocy już 11 maja o godzinie 2 wyruszyliśmy ze swymi pociechami w kierunku Tatr. Miejsce postojowe to Palenica Białczańska. Na miejscu z małymi przerwami lądujemy około godz. 8.30. Szybki przepak i wyruszamy z plecakami sławną drogą która prowadzi na Morskie Oko. Nasz cel to Wodogrzmoty Mickiewicza. Tam odbijamy zielonym szlakiem na Roztokę. Powoli poruszamy się do przodu. Młodzież od czasu do czasu odpoczywa. Szymon narzeka na buta. Groźba obtarcia pięty jest na tyle silna że oklejam jego nogi grubą warstwą plastrów. Pada także z ust Szymona i Patryka stwierdzenie że oni idą tak wolno ponieważ byli przekonani o tym że my idziemy za nimi bardzo wolno i pijemy wódkę. Bezczelność młodzieży nie zna granic. Docieramy z oporami do Wodogrzmotów. Schodzimy nie tracąc czasu do Roztoki.

sławne już cebulowe przekąski Miśka

chmielowe rozważania

Schronisko wita nas ciszą i delikatnym deszczykiem. Meldujemy się w pokoju. Młodzi na górze. My na dole z kolegą Misiem. Z racji tego że to czas śniadania idziemy na zewnątrz rozpocząć kontemplację. I zasmakować ciszy. I śpiewu ptaków. I szumu potoku. Młodzi zjadają po całej konserwie mielonki czy gulaszu angielskiego razem z cebulą czym wprawiają nas w prawdziwe osłupienie. My podjadamy kanapki z podróży. I serwujemy sobie po małym chmielowym. Deszczyk postanawiamy przeczekać. Gdy już przestaje padać udajemy się w kierunku schroniska przy Morskim Oku i być może górnym stawie zwanym Czarnym Stawem pod Rysami. Strasznie nie lubię asfaltówki która prowadzi do Morskiego Oka. A już chyba najbardziej działa mi na nerwy widok koni z wozami które ciągną pod górę leniwych turystów. Może poza wyjątkiem dzieci, starców, niepełnosprawnych i kobiet w ciąży. Reszta to lamusy i leniwcy. 

Kontemplacja Miśka

Patryk i młody
Nie bez trudu docieramy do schroniska przy Morskim Oku. Eksponują się nam fantastycznie i Mnich i Mięguszowieckie Szczyty, Cubryna i przełęcz pod Chłopkiem i Rysy. Szymonowi pokazuję szczyt na który dotarł rok wcześniej od strony słowackiej. Siadamy na kamieniach i w dalszym ciągu kontemplujemy otoczenie. Niestety od strony słowackiej nadciągają czarne chmury co nie wróży nic dobrego. Po chwili zaczyna kropić. Chłopaki postanawiają kontynuować dalszą wycieczkę pomimo deszczu. Nas to oczywiście cieszy. Niemniej deszcz nasila swój opad co powoduje że zapada decyzja o odwrocie. Szkoda. Chowamy się w schronisku. Postanawiamy przeczekać. Czekanie powoduje tylko znużenie u naszej młodzieży. Chęci mijają na podbój Czarnego Stawu pod Rysami. Wracamy. Młodzież ma prawo być zmęczona.
W piątkowy wieczór w schronisku jest dość tłoczno ale bez ścisku. Kolacja i młodzi wędrują do łóżek a ja z kolegą Misiem planujemy przy chmielowym napoju trip na dzień następny. Poznajemy naszych kolegów z pokoju. Później nas poznają koleżanki z sąsiedniego stolika. I wieczór kończymy w wyśmienitych nastrojach. 

staw w Dolinie Pięciu Stawów

Sobotni poranek wita nas szumem potoku i delikatnym słońcem. Wraz z Misiem chwytamy za kubki, robimy kawę i udajemy się na zroszoną polanę. Czas jakby się zatrzymał. 
Zapowiada się wyśmienity dzień.

podejście pod wodospad

Dolina Roztoki

w tle wodospad
Co przed nami? Obieramy kierunek na wodospad Siklawa. Największy wodospad w Polsce. Mijamy pojedyncze osoby które zmierzają w kierunku zarówno samego wodospadu jak i Doliny Pięciu Stawów Polskich. Nasz plan na ten dzień uzależniony jest przede wszystkim od warunków jakie zastaniemy na miejscu. Rozważamy albo Kozi Wierch 2291 mnpm.,  lub Przełęcz Szpiglasową 2110 mnpm., z górującym nad nią Szpiglasowym Wierchem 2172 mnpm. Szlak którym się poruszamy do momentu kiedy nie wyjdziemy z lasu może się nużyć. Ale już na wysokości kosodrzewin robi się zjawiskowo. Zaczyna się pojawiać szlak prowadzący na Krzyżne. Robi się wysoko. Pojawia się pierwszy cel. Wodospad Siklawa. Zawsze robi wrażenie jego ogrom. W najbardziej zacienionych miejscach leżą jeszcze spore połacie śniegu. Młody jakby wpadł w trans i idzie coraz szybciej. Urozmaicona trasa działa na niego motywująco.

Wodospad Siklawa

Dolina Pięciu Stawów
Szybko osiągamy pierwsze skrzyżowanie szlaków. Czekając na Patryka i Miśka popijamy herbatę i dywagujemy co dalej. Młody wspina się na wielki głaz stojący w stawie i po chwili macza do mnie wyraźnie zadowolony. Dołączam do niego i razem robimy wspólne selfie. Pojawia się Miś w wisielczym humorze. Houston mamy problem. Patryk wyraźnie zniechęcony nie wykazuje ochoty na dalszą walkę. Rozważają nawet odwrót. Razem docieramy do rozwidlenia szlaków: Kozi Wierch w prawo, Zawrat prosto, w lewo na Szpiglasową Przełęcz. Idąc jeszcze przed rozwidleniem pytam młodego a ma wszystko na wyciągnięcie dłoni i doskonale widzi jakie panują warunki na dwóch leżących na przeciw siebie szczytach. Kozi Wierch czysty, bez żadnego śniegu. Szpiglasowa Przełęcz w większości przykryta sporą czapą śnieżną.

wspomniany kamień w stawie
Młody szybko decyduje się i wybiera wariant śnieżny. Patryk z Miśkiem powoli dochodzą do porozumienia. My nie czekając na dalszy rozwój sytuacji udajemy się w drogę. Po drodze spotykamy dwie młode turystyki. Szybka wymiana uprzejmości. Młody skonsternowany pyta mnie. Tato, dlaczego Ty rozmawiasz z tymi dziewczynami tak jakbyś chciał zdradzić mamę? Upadłem ze śmiechu. Dziewczyny także. A ja tylko zapytałem gdzie idą. Cóż, jeszcze wiele rzeczy musi się syn nauczyć. Zbliżając się do odcinka śnieżnego pytamy schodzących z przełęczy jakie warunki i czy potrzebne są raki? Śnieg stabilny, bezpieczny. Spokojnie możemy iść dalej. Młodemu podobają się takie warunki. Powoli osiągamy wysokość. Szukamy też Patryka z Miśkiem. Są. Super. Idą w naszym kierunku. Słońce powoli daje znać o sobie. 

razem w drodze
Zakładamy przeciwsłoneczne i idziemy dalej. Po drodze spotykamy trójkę młodych turystów z Niemiec. Jedna z nich, Julka studiuje w Krakowie medycynę. Po Tatrach chodzi od małego dzięki ojcu. Robimy zdjęcia sobie nawzajem. I do łańcuchów idziemy razem. Odcinek ubezpieczony młody pokonuje w iście alpejskim stylu. Szybko i bezpiecznie. Nie ukrywam że dumnym jestem z niego gdy jedna z turystek schodząca w dół nie może się nadziwić nad doskonałą techniką wejścia Szymona. Super. Obracamy się w dół i widzimy już naszych młodych niemieckich znajomych oraz pojawiające się postacie Miśka i Patryka. Postanawiamy z Szymonem że wejdziemy w tym czasie na Szpiglasowy Wierch. Po kilku minutach jesteśmy na szczycie. Trochę na nim wieje. Herbata. Zdjęcia. Szybki opis szczytów które są w zasięgu wzroku młodego i schodzimy na dół. Na Szpiglasowej Przełęczy czekamy na Patryka i Miśka i postanawiamy coś przekąsić. 

Kozi Wierch

Młodym humory dopisują i apetyt również. Co nas niezmiernie cieszy. Kontemplując okoliczności przyrody podziwiamy otaczającą nas naturę. Te widoki nigdy się nie znudzą mam takie wrażenie. 

i Kozi Wierch
Schodzimy w kierunku Morskiego Oka. Podziwiamy Mnicha i Mięguszowieckie Szczyty. W oddali widać też Wrota Chałubińskiego. Gdyby pora była inna może udałoby się namówić pozostałych na wędrówkę w ich kierunku. 
Wracamy asfaltówką powoli do Roztoki. Widzimy też i słyszymy przede wszystkim helikopter TOPR. Nie wróży to nic dobrego. Jak się później okaże nasi koledzy z pokoju byli tego dnia na Rysach i pomagali schodzić grupie ukraińskich turystów nie przygotowanych na taki trip. I stąd ten helikopter. 

ubezpieczone miejsce pod Szpiglasową Przełęczą

Kolejny raz powtórka z historii. Ilu jeszcze nieprzygotowanych turystów spotkamy wysoko w górach. Góry są dla wszystkich ale planując eksplorację pamiętajmy że wysoko w nich warunki zmienić się mogą bardzo szybko a podczas planowania patrzmy chłodnym okiem na własne umiejętności. 

niby takie same ale mocno zachwycające
majowe widoki
W schronisku młodzi kolejny raz nas zaskakują. Zjadają po wielkim placku po węgiersku z gulaszem oczywiście, poprawiają kwaśnicą i dobijają wszystko gofrem. Zasłużyli na taki wypas. W nogach ponad 20 km w wysokogórskich warunkach. My raczymy się zimnym chmielowym i razem z naszymi kompanami z pokoju wymieniamy spostrzeżenia i doświadczenia z górskich wędrówek. Wieczorne spotkania w schroniskach mają swój niepowtarzalny klimat. 
W cudownych nastrojach zasypiamy słuchając szumu potoku. 

Szpiglasowy Wierch razem
Niedzielny poranek wita nas ponownie zroszoną trawą i niespotykaną ciszą na zewnątrz. Chwytamy za kubki i popijamy po chwili kawę wśród świergocących ptaków. Jako że to dzień wyjazdu a zapowiada się owy dzień całkiem fajnie wybieramy w drodze powrotnej opcję z wizytą na Rusinowej Polanie. Pakujemy plecaki i schodzimy do samochodu. 

zachwyt
Przemieszczamy się w kierunku na Wierch Poroniec. Tam stawiamy samochód i już na lekko idziemy na tą pięknie położoną polanę z której rozpościera się zapierający dech w piersiach na Gerlach, Hawrań, Murań, Ganek jak i Rysy. Jako że młody był w tym miejscu kilka lat wcześniej oczywiście nic nie pamięta ale na jednym z pniaków miał zrobione zdjęcie postanawiam powtórzyć zdjęcie wykonując je w tym samym miejscu z tą różnicą że Szymon jest 6 lat starszy.

Morskie Oko i Rysy
Taka sytuacja. Na samej polanie mnóstwo turystów. Młodzi zjadają ostatnią konserwę. W pobliskiej bacówce kupujemy oscypki. Podziwiamy podejście na Gęsią Szyję. Pogoda sprzyja. Obiecujemy także chłopakom że w nagrodę za dzielność i niemarudzenie zbytne zatrzymamy się na „kebsa”. Tak też czynimy.

6 lat później
Opuszczamy Tatry zachwyceni zadowoleni i szczęśliwi. Pasja w natarciu rozwija się i rozkwita. Liczę na to że Szymon chwyci bakcyla i podobnie jak Julka spotkana w sobotę na szlaku która dzięki tacie penetruje tatrzańskie szczyty, tak i młody pójdzie w jej ślady. Patryk okazał się super kompanem dla Szymona. A z Miśkiem byłem już tyle razy na różnych „eventach” że planując jakikolwiek wyjazd eksploracyjny od jego osoby rozpoczynam ustalanie listy uczestników. Doskonały kompan. 

Rusinowa Polana
Tak oto w pierwszym dniu września pojawia się wpis z majowej wizyty w Tatrach. Bardzo udanej zresztą. Chciałbym pisać z wiekszą częstotliwością aby być niejako na bieżąco. A może taka forma jest lepsza. Po kilku miesiącach fajnie wrócić do tych roztoczańskich momentów naszego życia.
Polecam siebie na przyszłość. Oglądajcie zdjęcia i planujcie.
Wyjazdy przede wszystkim. Szczególnie ci którym nie było dane. 

Miłego wieczoru.

Razem