sobota, 24 lutego 2018

Zimowe Tatry - nowa, zaskakująca odsłona.


Natura jest wielka, ma ogromną moc, zjawiskowa, nieobliczalna. Góry wszechobecne w moim życiu, były, są i już teraz wiem że będą ze mną do końca. Szkoda że tak późno dostrzegłem ich magię. Poza ukojeniem dla duszy powodują one że człowiek wraca z nich oczyszczony i inaczej spogląda na świat. Zimą góry stają się jeszcze bardziej magiczne. I nie mówię tu tylko o choinkach pokrytych płaszczem śniegu. Są one jeszcze bardziej niedostępne. Trudne. Pokory uczą na każdym kroku. Fascynujące jest w nich to że to co latem jest na wyciągnięcie ręki, zimą praktycznie nie do zdobycia. No chyba że mamy warun. No właśnie.


Plan na zimową wyprawę rodził się podczas wrześniowego tripu. A jak zapytacie czy warto w mrozie i chłodzie wszechobecnym chodzić po górach zawsze mam jedną odpowiedź. Zapraszam. Nie musimy od razu jechać w Tatry, majestatyczne i wysokie. Możemy na początek pojechać tam gdzie mamy bliżej. Dla jednych będą to Karkonosze dla innych Bieszczady. Nie myślcie że zimą te góry są łatwiejsze gdyż zimą nie ma łatwych gór. W ogóle nie ma łatwo w górach. Góry są wymagające ale odpłacają tym co mają najlepszym czyli cudownymi wyjątkowymi niepowtarzalnymi zjawiskami.
Te zjawiska w górach potrafią się zmienić szybko i niespodziewanie. Na wszystko trzeba być przygotowanym. Sprzęt, ubrania, mapy. Na wszystko szczególnie zimą musimy być przygotowani.


Zapomniałem wspomnieć o bardzo ważnym aspekcie jakim jest dostosowanie terminu do prognoz pogody. Zimą w górach o wszystkim może decydować zagrożenie lawinowe. Bardzo niebezpieczne zjawisko. Zatem poza rakami, czekanem, kaskiem najważniejszy powinien być detektor lawinowy. 
Wybór terminu w moim przypadku miał duże znaczenie. Zagrożenia lawinowe, ilość śniegu, moje zajęcia na basenie, początek zimy w Jakuszycach, praca w korpo. Jaki tu termin będzie najbardziej odpowiedni.  Szybki trip taki jak lubię. Wybór pada na 2 w nocy. O tej porze wyjeżdżam. W Tatrach na moje szczęście ogłoszona lawinowa 2. Zapowiedzi dużych opadów śniegu. A plan na trip? Kuźnice, Kasprowy Wierch, Beskid, Przełęcz Świnicka, może Świnica, Zawrat i nocleg w 5-tce. To pierwszy dzień. Drugi dzień zapowiada się równie atrakcyjnie. Może Kościelec. Szpiglasowa Przełęcz. Cokolwiek. Aby być i czuć.

Popołudniowe podejście pod Kasprowy

Jak się później okaże plany zostaną szybko zweryfikowane. Lecz to też jest urok takich krótkich wyjazdów. Być przygotowanym na wszystko. 

Kasprowy Wierch - weryfikacja planów

Wybieramy opcję Murowaniec

No to jedziemy. Start o 2 w nocy. Przy dobrych warunkach na drodze w granicach 7.30-8.00 powinnienem zameldować się na parkingu w Kuźnicach. Będąc w okolicach Rabki gdy zaczynają pojawiać się ośnieżone szczyty widok jest obłędny. Góry na wyciągnięcie ręki. Po prawej Diablak wyglądający mocno majestatycznie. Obłędnie. Już nie mogę się doczekać. 

Wysokie Tatry okryte pierzyną chmur

Parking w Kuźnicach pusty. Szybki przepak i wychodzimy. Jako pierwsi tego dnia kupujemy bilet do parku. Jako pierwsi stajemy na początku zielonego szlaku prowadzącego na Kasprowy. 

Z Kasprowego widok na Lilowe

Kierunkowskaz wskazuje 3h. No to idziemy. Ślad wydeptany. Bezwietrznie. Delikatne słońce jest z nami. Początkowo wszystko jest ok. Idzie się dość lekko pomimo plecaka w którym mam 60-cio metrową linę, kask, czekany, raki, i cały szpej. Cała trudność podejścia zaczyna się w okolicach Myślenickich Turni. Tu zaczynają się kosodrzewiny. Teren jest odkryty. I zaczynają się trudności. Szlak jest zasypany. W wielu miejscach zapadamy się po tyłek. Jest naprawdę ciężko. Nie sądziłem że brnięcie w tak kopnym śniegu z tak wielkim plecakiem może być tak wyczerpujące. A idziemy pierwsi. Więc tą najcięższą robotę wykonuję jako pierwszy. Mniej więcej na wysokości Suchej Czuby 1696 m.n.p.m. dochodzimy do niebezpiecznego żlebu. Kije zamieniamy na czekany.

jak czekan to czekan

Żleb wygląda na stabilny. Opada on bezpośrednio do Doliny Goryczkowej. Krok po kroku. Szukamy szlaku. Jest. Śniegu nadal po tyłek. Wychodzimy na przełączkę. Tu śniegu jakby mniej zatem zakładamy raki. I mozolnie pniemy się do góry. Mijają nas inni turyści którzy szli po naszym śladzie. A nawet kadra naszych kajakarzy których kojarzę z obozów w Jakuszycach. Oni na szczyt wbiegają. 

Świnica w tle, zejście do Murowańca


Po prawej wspaniała panorama Tatr Zachodnich. Mount Giewont, Łopata, Kondratowy Wierch, Małołączniak. Wszystko wygląda w szacie zimowej przepięknie. Końcówka podejścia na Kasprowy jest mozolna tak jak całe to dzisiejsze podejście. 1987 m.n.p.m. 4h i 45 minut. Czas podejścia. Zima pokazała swój pazur raz pierwszy. Tego się nie spodziewałem. Już podczas podejścia zweryfikowałem plan na dzień dzisiejszy. Gdyby się udało podejść chociaż na przełęcz Świnicką? Na Kasprowym herbata gorąca i szybka weryfikacja planów. I spora grupa skiturowców. Pierwotny plan padł zatem najbliższym miejscem noclegowym jest Murowaniec. Na Liliowe 1952 m.n.p.m. też nie dojdziemy. Nikt w tamtą stronę nie idzie a i nie widać nikogo kto szedłby od strony Świnicy.

Daria, młoda adeptka zimy w Tatrach

Schodzimy do Murowańca. Tylko czy będzie tam miejsce o tej porze. Ryzyko jest takie że gdyby nie było miejsca trzeba będzie schodzić schodzić do Kuźnic pewnie już z czołówką. Z Kasprowego próbujemy zjeżdżać na tyłkach. Skiturowcy zjeżdżają w kierunku Hali Gąsienicowej. Po prawej piękna panorama. Kościelec, Świnica. Wygląda przecudownie. Wracają wspomnienia z ubiegłego roku. Kurs zimowy w Tatrach. Murowaniec. Ten teren był przez nas dobrze spenetrowany. A gdyby się okazało że Waldek z Kilimanjaro u którego byłem na kursie w poprzednim roku jest w Murowańcu. To byłaby niespodzianka. 

Śniegu po pas

Raport z Murowańca i kolejnych dni w Tatrach Wysokich w zimowej, nowej odsłonie w kolejnym wydaniu mojego mocno spóźnionego wpisu. Tyle rzeczy mam na głowie. Niemniej PASJA by abdulaltarrik w natarciu. Miłej lektury. 

Kościelec po prawej

W tle Hala Gąsienicowa
To co. Do usłyszenia. 
Nowa płyta Lao Che. Polecam.