niedziela, 7 lutego 2016

Slowackie Tatry 2015

Dobry Vecer jak mówią Słowacy.

Słuchajcie, będzie HIT na poącztek, ja w czasie słuchania zrywam boki, hymn ubiegłorocznego wyjazdu, niekwestionowany lider topu wszechczasów, Jacuch Kozioł ku..... skąd i gdzie to znalazłeś, zresztą posłuchajcie sami:
https://youtu.be/BkNLIsUAJs0

Pięknie się zaczęło, melodyjnie, z humorem zatem lecimy dalej w tonacji prześmiewczej, i to co zaraz zobaczycie to nie żart, droga w górach potrafi zmęczyć, człowiek tlenowo nieprzygotowany może mieć wielkie problemy z niezaporęczowaną drogą w kierunku schroniska po której przechadzają się mamy z wózkami w zwykły dzień, ciężar plecaka, przyciąganie ziemskie, przy okazji test na wytrzymałość spodni marki MILO a może test asfaltu, może kije za ciężkie a miały być karbonowe, no i sprawdzenie w ostatecznym rozrachunku wilgotności ściółki leśnej, to wszystkie czynniki? Nie zapomniałem o jednym, płyny, zmęczyłem się gdyż chyba się odwodniłem, a może przewodniłem, dobra nie ma co ukrywać, trzymałem się dzielnie jakieś 45 minut, w tym czasie koledzy wlali we mnie tyle sprite i innych izotoników że to z pewnością mi zaszkodziło, jego jegomość abdulaltarrik na kolanach:
Ziarska Dolina


Ziarska Dolina, test wilgotności ściółki leśnej
Dalej będzie już tylko weselej, po takim wstępie nie może być inaczej.

Będzie przede wszystkim także wspominkowo, pewnie podzielę to na kilka wpisów, gdyż jak już kiedyś wspominałem wyjazdy z towarzyszami niedoli górskiej i nie tylko to wydarzenia o których można opowiadać długo i nieskończenie. Historycznie to już ubiegłoroczny wypad w góry na tzw. ZAKOŃCZENIE SEZONU 2015, był ósmą edycją. Zaskakujące jest zawsze to że my ten sezon kończymy co roku ale nigdy go nie rozpoczynamy, Panowie co Wy na to. Rzucam hasło - wyzwanie.
Oto krótki rys historyczny:
Termin: 24-28.09.2015r.
Miejsce schadzki: Ziarska Chata, Słowacja. (zdjęcie poniżej)
Ekipa w składzie: Jaszczomb, Jacuch Kozioł, Miś, Ninja, Pan Parbat, Ricco Roco, Marud no i trener wszystkich trenerów Abdul.

Ziarska Chata, Ziarska Dolina, 1289 m.n.p.m.
Zgodnie z tradycją już na zakończenie każdego wyjazdu sygnalizowane są propozycje na następny rok. Wybór po pewnych przetasowaniach padł na słowacką część zachodnich Tatr.
Pierwotnie start miał się odbyć w dolinie Chochołowskiej i dalej min. przez Grzesia mieliśmy się udać w stronę Rohaczy i zacumować w Ziarskiej Chacie. Finalnie wybraliśmy jako punkt startowy ostatni możliwy parking przed wejściem do Ziarskiej Doliny. Zawsze wychodzimy nocą w kierunku punktu docelowego, tym razem nic się nie zmieniło, no może godzina wyjścia gdyż podróż z Zielonej Góry po pracy każdego z nas plus postoje dało w sumie metę około godziny 1.00.
I tu zaczyna się prawdziwa przygoda, tej pierwszej nocy w roli głównej wystąpiłem ja i chyba kolega Maciej zwany od niedawna Pan Parbat, pierwszy człon czyli Nanga należy do pidzinatora, zdobywcy perły Karakorum, i podobno Jacka "szmaty" Fedura który prawdopodobnie czynnie uczestniczył w mej doli niedoli. A działo się bardzo dużo. Najgorsze jest to że większości drogi do ziarkiej Chaty nie pamiętam. Według mapy ta trasa licząca ok. 6 km jest do przejścia w 2h 10 min w normalnych warunkach. A w anormalnych? I co ma autor na myśli mówiąc anormalne. Zdjęcia powyżej wymagają jakiegoś komentarza?
Podobno około 4 lub 4.30 nad ranem byliśmy pod schroniskiem. Znaleźliśmy zadaszoną sypialnię na zewnątrz i kto mógł i był w stanie w miarę ludzkich warunkach w śpiworach próbował się zdrzemnąć. I poczekać do śniadania.
Pan Parbat bez śpiwora, kto robił zdjęcia?
Romantyzm w czystej postaci

Plany na ten piątkowy dzień były jak zawsze ambitne: Ziarskie sedlo 1917 m.n.p.m., Placlivy Rohac 2125 m.n.p.m., Ostry Rohac 2088 m.n.p.m., kierunek na Wołowiec. I wyszły z planów nici. Od rana ciągle padało, później nawet lało. Więc aby nie tracić czasu część z nas uzupełniała płyny, inni odsypiali, inni rozmawiali, dyskutowali, a zawsze w czasie takich przygód rodzą się nowe wspomnienia.
A propos samego schroniska. Nie dość że pięknie położone, z bardzo dobą kuchnią i jeszcze lepszym piwem tańszym niż w naszych schroniskach a płacimy, przypominam w euro, mamy do dyspozycji część noclegową z łóżkami i część tzw. na glebie, która tylko z nazwy jest na glebie gdyż możemy rozłożyć śpiwory na pryczach z materacami.
Zdjęcia poniżej pokazują nietypowe wejście do górnej sypialnej części schroniska, jest poręcz, strome schody, taka imitacja wspinaczki,



Tego dnia znalazła się jednak  grupa śmiałków która pomimo niepogody wykazała się hartem ducha i wyszła ze schroniska celem aklimatyzacji. Udali się Panowie zielonym szlakiem który wychodzi zaraz za schroniskiem w lewa stronę mijając pod drodze cmentarz ludzi gór, w kierunku na Prislop przez Jalovske sedlo. Tak na przepalenie. Ja w tym czasie lizałem rany. Dosłownie. Najbardziej te psychiczne i moralne.
grupa wspinaczy przy cmentarzu
Pan Parbat, Ninja i Jaczomb na podejściu w kierunku Jalovskiego sedla
Humory dopisywały. Zbliżał się wieczór. Kończył się piątkowy bardzo długi dzień. Wieczorem przy czołówkach planowano już to co wydarzyć się miało w sobotę i niedzielę.
Mała korekta. Z racji tego że ja lizałem swe rany grupa się jednak podzieliła. Tegoż dnia po wizycie na cmentarzu Miś, Ricco, Marud i Fedur udali się w kierunku na Ziarskie sedlo 1917 m.n.p.m., które zresztą w ciągu dwóch następnych dni mieli okazję zobaczyć kilkukrotnie.
Przed nimi Ziarskie sedlo
przed przełęczą
Koniec części pierwszej. Przed nami dwa dni eksploracji. W zupełnie innych warunkach pogodowych. Jak to w górach, zmiennych i nieobliczalnych. Cele niezmienne. Rohacze, Salatin, spora część słowackiej orlej perci. Jak się później okaże. Warto tam wrócić.

Miłej lektury i tym razem do szybkiego usłyszenia.

1 komentarz: