niedziela, 25 grudnia 2022

Sierpniowe zmagania w masywie Monte Rosa

Masyw Monte Rosa


Buona sera

Ciao amici

Jest wena, są święta, nadrabiamy blogowe zaległości. 

Z czerwca przenosimy się do sierpnia, z wcześniej opisywanego Czeskiego Raju do dobrze znanego nam masywu Monte Rosa, znajdującego się na granicy włosko-szwajcarskiej. Plany wyjazdowe jak zawsze były bardzo ambitne z królującą po włoskiej stronie granią Lyskamm. 

Trzon ekipy znany: Kuba „Ręka”, Kuba „Ninja”, Wojtek, który był z nami lata poprzedniego w Szwajcarii i naturalnie ja.


dobry trening

mnóstwo emocji



sierpniowa ekipa


Wybieramy się w długą drogę pełni entuzjazmu i ogromnych nadzieji. 

Kierunek Alagna Valsesia. Włochy.

Na miejsce docieramy przed północą i zgodnie z planem rozbijamy namioty na parkingu przed wjazdem do miasta. To było świetne posunięcie jak się później okaże. Rankiem, na spokojnie jest czas na śniadanie, jest czas na przepak i spokojne dojście do naszego Rifugio czyli schroniska, łapiąc bardzo potrzebną aklimatyzację. Oczywiście podczas spaceru na kolejkę znajdujemy chwilę aby wypić espresso doppio i cornetto con marmolade. Każda kawa w takich okolicznościach przyrody smakuje wybornie. Kupujemy bilety na kolejkę i przemieszczamy się na wysokość 2971 m.n.p.m. i stąd czyli Passo Salati wyruszamy w podróż do Capanna Gnifetti 3647 m.n.p.m. 

Spokojne, łapiąc bardzo potrzebną aklimatyzację podchodzimy z kilkoma przerwami do schroniska. Martwią mnie dwie rzeczy, ból w moim kręgosłupie w odcinku lędźwiowym i bardzo niski poziom ostatniego lodowca zaraz przed schroniskiem. Dotychczas w poprzednich latach do schroniska podchodziliśmy od czołowej strony. W tym roku okazało się że wejście do schroniska znajduje się tylko z tyłu i samo wejście możliwe jest dzięki specjalnym drewnianym platformom zbudowanym przez gospodarzy. Ocieplenie klimatu robi swoje. 


przed lodowcami

z podejścia



Popołudnie i wieczór spędzamy na dyskusjach i planach aklimatyzacyjnych na kolejny dzień. Rano meldujemy się na śniadaniu. Ustalamy porządek wpięcia w linę. Prowadzi Wojtek, w środku Kuby, i zamykający stawkę ja. 

Ten dzień potraktujemy mocno szkoleniowo. Nasze dziabki jak i my sami stajemy na szczytach: Balmenhorn 4167 m.n.p.m., szczyt oddzielony wejściem na niego wielką szczeliną, na górze charakterystyczny schron. (Podczas naszego wejścia spotkaliśmy dwójkę znajomych z Zielonej Góry którzy zdobyli w pięknym stylu Dufforspitze - największy szczyt Szwajcarii), Corno Nerro 4322m.n.p.m., wejście z jednym wyciągiem, fajny mikstowy wspin, dający dużo satysfakcji ale i podnoszący nam ciśnienie. Dalej przenieśliśmy na Ludwigshohe 4344 m.n.p.m., i na deser ze świetnym podejściem wspinaczkowym pod grań Parrotspitze 4443 m.n.p.m.


na lodowcu

większe

szczeliny 


Pierwszy dzień okazał się dniem wymagającym acz dającym nam niezły wycisk. I mnóstwo satysfakcji. Niestety ból w plecach się nasilał co mnie martwiło. Ale tłumaczyłem sobie że wieczorem poleżę i odpocznę. I Rano obudzę się jak nowo narodzony. Jeszcze jedna bardzo smutna refleksja. Zmienił się obraz lodowca w porównaniu do ostatnich latach. Szczelin jest więcej, są większe. Lodowiec niestety się zmienia. 

Kolejnym dniem miał być dzień z Lyskammem 4527 m.n.p.m. Najtrudniejsza grań w tym masywie. Towarzyszy jej obiegowa opinia „pożeracza”. Rano na śniadaniu z plecami nie było za dobrze, ból się wręcz nasilił. Niemniej ustaliliśmy z chłopakami że wyjdziemy i podejmiemy decyzję co dalej już w drodze. Wyzwania nie podjął „Ninja”. Postanowił dla własnego spokoju kontemplować widoki ze schroniskowego tarasu. 


alpinista

skalna aktywność


My wyruszyliśmy i w szybkim tempie zameldowaliśmy się pod Lyskammem. Pierwsze wejście pod ścianę i wejście na grań oddzielały dwie długie, brzeżne szczeliny. Ból podczas podejścia niestety się nasilił i promieniował dość intensywnie moje lędźwie, zważywszy na trudności na nas czekające podjęliśmy decyzję że nie będziemy podejmować ryzyka. Stojąc w promieniach wschodzącego słońca obserwowaliśmy dwójkę wspinaczy którzy solo podeszli pod grań, i trochę nas korciło, a ja nie lubię się poddawać, jednak ból wygrał. Wycofaliśmy się. Rozwiązaliśmy linę, ja zszedłem na dół, a Wojtek z Ręką weszli jeszcze na Piramidę Vincenta. Lyskamm został niepokonany. 


wczorajsze "czterotysięczniki"

jedna zeszczeolin przed Lyskamm


Zeszliśmy na dół. Po drodze spotkałem jeszcze parę Włochów z Jack Russel Terrierem i z nimi wymieniliśmy poglądy dotyczące i samych gór oraz psów naturalnie. A później wróciliśmy na parking, wykąpaliśmy się jeszcze w potoku, świetny pomysł i naturalnie nakarmiliśmy nasze żołądki w dobrzej znanej nam knajpce. Królowała pizza. 

W drodze do Polski wizyta w spożywczaku gdzie uzupełniliśmy zapasy sera, pancetty, prosciutto i wina. Do domu dotarliśmy nad ranem. Czy wyjazd był udany?


przed nami Lyskamm


I tak i nie. Szkoleniowo było dobrze. Mentalnie chyba nie. Lyskamm dalej nie otworzył przed nami swych bram. Drugi rok z rzędu wracam na tarczy. Dufforspitze w ubiegłym roku. Teraz Lyskamm. Mam swoje przemyślenia. Nie wiem czy nie powinniśmy czegoś zmienić. 

Zostawiam Was z lekturą i zdjęciami. 

Ci vediamo. 

piątek, 23 grudnia 2022

Prachowskie Skały i zamek Lemberk, Czeski Raj zachwyca

Ciao amici

Buongiorno

Prachowskie Skały


Ponownie jesteśmy w Czechach. Ostani dzień wizyty w Czeskim Raju. Ostatni, bardzo ciepły, wręcz upalny dzień. Zaplanowaliśmy na ten dzień być może najciekawszą, może najładniejszą atrakcję skalną Czeskiego Raju, znajdująca się niespełna 10 km od Jicina. Nazwa pochodzi od pyłu, kurzu, co w języku czeskim znaczy „Prach”. To miejsce to liczne iglice, mnóstwo wież, strzelistych kamiennych ścian pełnych wspinaczy. Poza tym już po wizycie w tym fantastycznym miejscu dowiedziałem się że w tym miejscu kręcone były sceny do takich filmów jak Hellboy, Van Helsing czy The Last Knights. 


strzeliste wieże

wspinacze


Wyjeżdżamy po śniadaniu i kierujemy się na jeden z parkingów usytuowanych pod główną bramą wejściową do parku. Prachowskie Skały oferują dwie trasy. Zieloną, 3,5 km przewidywany czas 2,5h oraz krótszą, żółtą, 1,5 km z przewidywanym czasem 1h. Naturalnie, ku uciesze naszych dzieci wybieramy dłuższą trasę. Pomimo upału stwierdzamy że niewiadomo kiedy tu ponownie wrócimy i kupujemy wersję dłuższą. Francesca również nam towarzyszy. Zatem wyruszamy w labirynt skalnych postaci. Wysokich, ostrych, strzelistych obelisków. Okazuje się że w wielu miejscach, zacienionych, jest chłodno. 


kolejne skały

chłodne tunele 


Każda wizyta w takich miejscach sprawia że kontemplując tego typu miejsca potwierdzamy w zażartych dyskusjach że natura jest wielka i niesamowita. Absolutnie zjawiskowe miejsce. 

Mym zdaniem najciekawszym punktem na trasie naszej wycieczki to Korytarz Cesarski. Cesarski gdyż z niepotwierdzonych źródeł możemy się dowiedzieć że te rewiry skalne odwiedzał cesarz Franciszek I. 

Bez wątpienia Korytarz Cesarski jest najpiękniejszym fragmentem Prachowskich Skał. Zgodzę się z #hasajacezajace.com, że Prachowskie Skały i Korytarz Cesarski są jednym z najciekawszych miejsc regionu Czeskiego Raju. Spacerując po tych skalnych korytarzach w niedalekiej oddali zauważyliśmy sporej wielkości jeziorko i pojawił się pomysł aby w drodze powrotnej ochłodzić się jeziorku. 


nie ma żadnych granic

ciepło


I tak też zrobiliśmy. Wizyta w ośrodku wypoczynkowym „Oborsky rybnik”, schłodzenie rozgrzanych ciał, prawdziwe lato w czerwcu. Obok zlot BMW. I na koniec wizyta w zamku Lemberk. Zamek Lemberk swe początki datuje na okres średniowieczny. Jedną z najstarszych części zamku to wieża, na którą po zakupie biletu można również wejść. Jako że my mamy wielkie szczęście, i zazwyczaj każdy zamek lub pałac podczas naszych wizyt jest w jakieś części remontowany, w tym przypadku nie było inaczej, wejście i brama wjazdowa otoczona jest rusztowaniami i siatkami remontowymi. 


czeski wojak

zamkowa wieża

zamkowy dziedziniec


Sesji zwiedzania podjęli się prawie wszyscy, poza mną i Francescą oraz Majką. 

Jedni zwiedzają inni odpoczywają.

A po tym wszystkim obieramy kurs na dom. Wracamy ukontentowani. Czeski Raj to fantastyczne miejsce na 2-3 dniową wycieczkę. Położone niedaleko naszej granicy. Idealne miejsce na krótki wyjazd. Szwajcarska Czeska, skalne regiony Teplic i Adrspach i Czeski Raj. Prawdziwe perełki. 

Zostawiam was ze zdjęciami i prawdziwym tekstem. 

Ci vediamo. 👊👌