niedziela, 24 maja 2020

Zachwyt nad Gorcami.


góry są wszędzie

Zachwyt nad Gorcami.
Turbacz i nie tylko. Oczywiście najwyższy szczyt Gorców jest punktem kulminacyjnym wycieczek po nich samych, a przynajmniej powinien być, lecz planując długie przejście po tym przepięknym paśmie możliwości wpadnięcia w zachwyt jest mnóstwo.

a tu jest Babia Góra

Przygotowując się do całodniowej wycieczki możliwości mieliśmy wiele i kilka razy trasa była modyfikowana. Ostatecznie wybór padł na podejście żółtym szlakiem z Nowego Targu w kierunku pod schronisko pod Turbaczem, dalej sam szczyt oddalony kilka minut od schroniska, następnie czerwonym szlakiem w kierunku na schronisko Stare Wierchy, przechodząc przez Obidowiec, zielonym zejście przez Obidową, Bukowinę Obidowską i zejście do Nowego Targu. W sumie prawie 22 km. Mocno z przytupem. 
Nim do tego doszło zeszliśmy wczesnym rankiem po cudownym wschodzie słońca z Diablaka, w kierunku przełęczy Krowiarki. Czerwonym szlakiem na przełęcz Brona, poprzez schronisko Markowe Szczawiny i dalej nużącym niebieskim szlakiem do samochodu.

kapliczka na żółtym szlaku
Ukontentowani, zachwyceni tym co spotkało nas na szczycie, w wietrze, lekko niewyspani, pogodni, zeszliśmy do samochodu. Podziwialiśmy cudowne widoki. Pustkę na szlaku. Niesamowity poranek.
Na parkingu dłuższa chwila na przepak, kawa, śniadanie. I w drogę. 
Dość szybko docieramy do Nowego Targu. Zakupy spożywcze i w drogę. 
Gorce są takim pasmem, może nie najwyższym ale takim w których na samym początku  na podejściu dostajemy porządnie w kość. I tak też jest u nas. Ja to podejście już znam gdyż kilka lat temu wchodziłem nim z córką Julą i Adamem i jej córką.

takie nudne podejście na początku

Podejście do momentu wyłaniania się Tatr jest nudne. Dużo łąk i połonin. Ale jak się już człowiek wdrapie na odpowiednią wysokość to widać panoramę Tatr a kilkadziesiąt metrów przed schroniskiem pojawia się widok na zalew Czorsztyński. I szczęki opadają jak w disneyowskich filmach. 
Zachwyt zachwytem, ale przed nami jeszcze wiele kilometrów. Przy schronisku zjadamy poleconą nam szarlotkę z borówkami, faktycznie sztos, kawa i piwo turbacz dla ochłody.

gdy pojawiają się widoki

to szczęka opada

W drodze do schroniska mijaliśmy się kilkukrotnie z pewną dziewczyną która na szczyt Turbacza wjeżdżała na rowerze i opowiadała nam trochę o trasach narciarskich Obidowa-Turbacz, i o tym że trzykrotnie przejechała Polskę na rowerze. Pozytywnie zakręcona. I to ona poleciła nam szarlotkę. Przy schronisku zdecydowanie wiele turystów niż przy Markowych Szczawinach. Więcej rowerzystów. Chwila pauzy i lądujemy na szczycie Turbacza. Widok i na Tatry i na Babią Górę na której to jeszcze kilka godzin wcześniej było nam witać kolejny dobrze zapowiadający się dzień.

kompletny szok

i niedowierzanie

Kolejny zachwycający widok. I chwila refleksji. Nasi podróżnicy poznani ubiegłego dnia pod Diablakiem, tak ci którzy realizują swój cel pod nazwą GSB, czyli główny szlak beskidzki, mieli się tu pojawić niebawem, gdyż swój cel realizują maszerując czerwonym szlakiem tym którym i my będziemy się poruszać. Czyżby znowu mielibyśmy się spotkać? 
Wiele godzin w górach to wiele godzin rozmyślań i dyskusji. Wiele planów które mogą się zrodzić. Dyskusje o codzienności. Absolutnie inny wymiar. Inne, świeższe spojrzenie na świat nas otaczający.
Upływające kilometry tak jak i minuty powodowały również coraz większe czucie nóg. Zważywszy na to że już wczesnym rankiem schodziliśmy ze szczytu 9 kilometrowym odcinkiem to nasze nogi miały prawo czuć się zmęczone. Przy schronisku Stare Wierchy, kolejny postój. Obiad. A na obiad soja, jabłko, liofilizat. Herbata. Piękne okoliczności przyrody. I długie, nużące zejście zielonym szlakiem. Kiedy już myślałem że witamy się z gąską przed nami kolejne podejście. Ale już ostatnie dzisiejszego dnia. Chyba. Właśnie.

bohatery

Kolejna polana, kolejna wielka łąka. Kolejny niesamowicie spokojny widok. I kolejny tego dnia zejście zielonym szlakiem na którym zgubię swoje Black Diamondy, kije me trekkingowe i gdzie będziemy gonieni przez pasterskie psy.
A doszło do tego tak. Mniej więcej dwa kilometry przed metą kolega „Ręka” znalazł skrót. Ostre, prawie pionowe podejście w lesie. I wychodzimy na wielką polanę otoczoną lasem. Na polanie wielkiej jak jasna cholera, wielkie stado owiec. I widzimy biegające obok nich szariki. Ja z „Ręką” idę z przodu. W pewnej odległości za nami Miś i Ninja. W pewnej chwili dostrzegamy że szariki biegną w kierunku chłopaków. No to my w nogi. Przed nami płot. Skok i czujemy się prawie bezpieczni. Prawie. Telefon do Miśka. Oni w lesie uciekają dalej przed psami. NIezłe jaja. My z mapą szukamy skrótu. Pojawia się przed nami droga ale za nim wejdziemy na nią, tego się nie spodziewamy, mamy towarzyszy. To szariki. Zwęszyły nas i stoją obok. Dajemy nogę i podejrzewam że wówczas moje kije giną w gęstym lesie, w walce. Na szczęście nie ucierpieliśmy i znajdujemy drogę do samochodu. Chłopaki kontynuują swoją drogą zielonym szlakiem. Pakujemy cztery litery do auta i udajemy się po chłopaków.

takich podbojów

i nie tylko tatrzańskich, w tle zalew czorsztyński

Spotykamy się po kilku minutach. Radość i wymiana emocji związanych z goniącymi nas psami wypełnia nas czas podczas rozmów gdy kierujemy się do Zakopanego. 
Mnóstwo kilometrów w nogach. Wspaniałe widoki. Cudowne panoramy. Piękna pogoda. Świetne towarzystwo. 
Tak w skrócie wyglądają Gorce.

piwo i szarlotka z borówkami

Są niesamowitym, niedocenianym pasmem górskim. 
Czarującym, przerażająco ujmującym. Z nieprawdopodobnymi panoramami. Sztos.
Docieramy do Zakopanego w pobliże Krupówek. Tam mamę miejsce naszego noclegu. Villa Jarosta. Tu spędzimy ostatnią noc.

i schronisko na Turbaczu

Wybraliśmy się jeszcze na wspomniane wcześniej Krupówki celem posilenia się w jednej z knajp. Jedna z najbardziej znanych uliczek w Polsce, zawsze tętniąca życiem, w dobie pandemii opustoszała traci swój blask. Co by nie mówić smutny to widok.

i film ze szczytu

Wieczorne nasze rozmowy przy świecach. 
Planowanie kolejnego dnia uwzględniającego aktualną sytuację górską w Tatrach stanowi główny punkt dyskusji. 
Kolejny dzień gdzie wykonaliśmy, kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. 
Zapraszam do tekstu i do galerii zdjęć. I polecam Gorce.
Buon pomeriggio.

piątek, 22 maja 2020

Nocleg na Diablaku

Hala Kamińskiego

Nocleg na Diablaku.

Trzy dni, twe giorno, three days.
Trzy pasma górskie. 74 km, ponad 4000 tys. przewyższeń. 
Diablak czyli inaczej znany jako Babia Góra 1723 m.n.p.m., najwyższy szczyt masywu Babiej Góry należący do Beskidu Żywieckiego. 
Gorce z najwyższym szczytem Turbacz zwanym 1310 m.n.p.m., i na deser Czerwone Wierchy z fantastycznym podejściem na przełęcz pod Kopą Kondracką, okraszoną wizytą i na Kopie Kondrackiej 2005 m.n.p.m., jaki i na Małołączniaku 2096 m.n.p.m.

Zawoja

Tak w skrócie wyglądały trzy dzień pełni szczęścia i zachwytu, trzy dni czterech chłopców połączonych wspólną chęcią i pasją penetracji wyjątkowych miejsc na polskiej ziemi. 
Pandemia spowodowała że wszystkie nasze wcześniejsze plany musieliśmy przenieść na przyszły rok, jednak korzystając ze sposobności i możliwości wyjazdu w góry długo się nie zastanawialiśmy. Góry są magnesem które przyciągają zawsze, teraz w dobie wirusa opustoszałe kuszą jeszcze mocnej. My również delikatnie wyposzczeni nie mieliśmy żadnych obiekcji co do zorganizowania wyjazdu. Planowanie tego typu wyjazdu zajęło nam dosłownie kilka chwil. Pierwotnie plan zakładał wizytę w samych Tatrach. Burza mózgów, trochę dyskusji i nasza misja zmieniła się w akcję tytułowaną jako: „trzy dni, trzy pasma górskie”. Pytacie pewnie da się? Włosi mówią - certo - czyli oczywiście. Jako że Kuba „Ręka” nigdy nie był, a tym samym nie spał na szczycie Diablaka i nie widział zjawiskowego wschodu i zachodu słońca a również niesamowitej panoramy Tatr, o ile nie ma mgły. Gorce z Turbaczem też stanowiły niesamowicie łakomy kąsek dla większości z nas. Tatry na deser, nieważne w jakiej formie, zachwycają zawsze. 
Skład jednostki desantowej stanowili sprawdzeni kamraci, grande mio amici: wspomniany Kuba „Ręka”, „Miś”, Kuba „Ninja” i moja skromna osoba. 

pierwsza bacówka i pierwszy rzut oka na Diablak

Otwarcie musiało sie odbyć z przytupem. Noc na Diablaku. Zachód i wschód słońca na tej przepięknej górze. Poza „Ręką”, pozostałym dane było przeżyć ten mistyczny stan z gwiazdami nad nami oświetlającymi niebo, z pięknie zachodzącym słońcem, z wiatrem wiejącym na tej górze zawsze, budząc się razem ze słońcem, powoli otwierającym swe oczy, z pojawiającą się panoramą Tatr. Świat z góry zawsze wygląda inaczej. Na samej górze wszystko to zachwyca. Można w samotności uciec na chwilę we własne myśli. Mało jest takich miejsc jak Diablak, gdzie wschód słońca wita tak wiele osób. 
Diablak

Uwierzcie, czy zdecydujemy się na nocleg na górze, czy też na szybkie wejście poranne na górę, warto, dla tego wyjątkowego widoku. Nawet mocno wiejący wiatr w kopule szczytowej nie przeszkadza w pełnej kontemplacji. 
Sam masyw Babiej Góry jest wielki i przy dobrej pogodzie widoczny zarówno z Tatr, z drogi prowadzącej do nich. Pamiętam, jak kilka lat temu w pewien wrześniowy poranek razem z Malikiem w szybkim tempie weszliśmy na Kościelec i jednym z zachwytów był widok właśnie na Diablaka. 

niczym nie skażeni..

przyroda również

zachwycająca 

Ja na szczycie byłem trzeci raz. Raz w towarzystwie córki, z którą to weszliśmy na szczyt od strony Perci Akademików, żółtym szlakiem, drugim razem wraz z Misiem i Ninja i pozostałymi kompanami wrześniowych górskich wędrówek. Tym drugim razem spaliśmy na szczycie lecz niestety nowy dzień powitaliśmy we mgle i z delikatnym opadem. Dupówa. 
Założyliśmy wstępnie że przy sprzyjający warunkach pogodowych pokusimy się o wersję all inclusive i nocleg pod gołą chmurką. We własnych, wypasionych puchowych śpiworach, nabitych gęsim pierzem, testowanych w trudnych himalajskich warunkach. Miś i Ninja poszli o krok naprzód. Testować zapragnęli dwa śpiwory naraz. Nabite syntetykiem, sztucznym naturalnym pierzem. Testowane w ekstremalnie trudnych zielonogórskich warunkach. Jak się bawić to na całego. 

Pod Mędralową

tu również

mnogość wyborów

Ale nim nadeszła noc, do Zawoi, skąd wychodzi większość szlaków na Babią Górę, dotarliśmy przed południem. 
Planując ten dzień zdecydowaliśmy się na manewr taktyczny obejmujący delikatną górską rozgrzewkę wokół masywu Diablaka. 

budzi się dzień

Babiogórski Park narodowy to spora połać oferująca różnorakie szlaki, o zróżnicowanym poziomie trudności. 
Zaproponowana trasa ze startem w Zawoi Wilczna, poprzez Zawoja Mylne Młaki do hali Kamińskiego żółty szlakiem, poprzez zielony szlak i Pod Mędralową i Przełęcz Jałowiecką, Żywieckie i Fickowe Rozstaje, czerwonym szlakiem, poprzez schronisko Markowe Szczawiny, finiszując ponownie na zielonym szlaku w Zawoi Wilczna. 
Ponad 17 kilometrów wędrówki. Niesamowite widoki. Piękna pogoda. Słońce. Pusto na szlaku. Pojedynczo spotykane osoby. Na początku bacówki i wielka polana z widokiem na Diablak już podkręciła nasze oczekiwania. Im dalej tym było tylko lepiej. Hala Kamińskiego. Wielka. Ogromna łąka. Widok na Słowację. Pas graniczny w okolicach Żywieckich Rozstajów pusty. Niebywale pusty. Bez turystów. Zdecydowanie więcej wędrowców spotkaliśmy przy schronisku. Tu też przyszedł czas na kawę z kawiarki, lunch składający się z liofilizatów. Odpoczynek. 

a tu pięknie zachodzi

Ciekawostką jest fakt że przed schroniskiem spotkaliśmy dwójkę wędrowców realizujących plan zakładający przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego czyli 500 km wędrówki po pasmach górskich rozpoczynając w Ustroniu a kończąc w Wołosatym w Bieszczadach. Cały szlak oznakowany na czerwono. Fantastyczna wyrypa mogąca trwać od 15 do 20 dni. Gość wędrujący w klapkach. Dziewczyna śpiąca w samotności w chatach czy szałasach górskich. Szacunek. Zaświeciła się lampka. Może i nam będzie kiedyś dane zrobić taką wyrypę. Zobaczymy.
Zejście zielonym szlakiem. Obiadokolacja przy wiejskim sklepie. Prawdziwa, niczym nie skażona Polska. Dwa czerwone nosy pod sklepem. Uśmiech na twarzy. 

poranni wędrowcy

My dokonujemy przepaku i przenosimy się na przełęcz Krowiarki skąd czerwonym szlakim wejdziemy na szczyt. Nieco ponad 4 kilometry, ponad 650 m w pionie. Od początku wejścia na teren parku podejście sztywne i nie chce odpuścić. W okolicach Sokolicy, gdzie z platformy rozpościera się niebywały widok na masyw Diablaka, aż po samy szczyt, podejście z kategorii, daleko jeszcze? 

jesteśmy

Babia Góra

Na szczycie jesteśmy sami. Absolutnie nie ma nikogo poza nami. Znajdujemy miejsce naszego noclegu za misternie ułożonymi kamieniami które chronią nas przed wiatrem. 
Pojawiają się gwiazdy na niebie. Po stronie słowackiej widoczne latarnie uliczne i światła w wielu zabudowaniach. 
My przygotowani do snu, leżymy w śpiworach, dyskutując przy nalewce z mirabelki. 

słońce wschodzi, budzi się kolejny dzień

O mistycyzmie i wyjątkowości tego miejsca pisałem już na wstępie. Tak jak zachwycił nas zachód słońca, tak też wschód słońca spowodował, że pomimo nieprzespanej nocy, i wiejącego, chłodnego wiatru o poranku, wstawało się całkiem rześko. Na szczcie spotkaliśmy dwójkę wspomnianych wcześniej wędrowców. Był czas na zdjęcia, na rozmowy, ale przyszedł czas na zejście ze szczytu. Przed nami kolejny, zapowiadający się mocno intensywnie dzień.
Dla chętnych, poszukujących dróg zejścia ze szczytu, można z niego zejścia drogą naszego wejścia czyli ponad 4 kilometrowa droga w dół, lub też obrać kierunek na przełęcz Krowiarki schodząc czerwonym szlakiem do przełęczy Brona i stąd odbić na Markowe Szczawiny i dalej już niebieskim w kierunku na przełęcz. Ponad 9 i pół kilometra. My wybraliśmy tą drogę. Na początku mocno wiało, później było kilka odcinków z płatami śniegu na drodze. Najbardziej nużący to niebieski odcinek do parkingu. 

maestro "Ręka" jako górski barista

w okolicach Sokolicy

Tak w sumie wyglądał pierwszy dzień i pierwsza noc. Duża intensywność. Mega widoki. Świetne zdjęcia. Pięknie spędzony czas. A to dopiero wstęp, etiuda do kolejnych górskich wydarzeń o których niebawem w kolejnym wpisie. 
Teraz zapraszam do lektury i przeglądania zdjęć. 

Buona notte.