niedziela, 24 listopada 2019

Pompei, Wezuwiusz, Herkulanum 🇮🇹

Pompei, Bazylika

Pompei
Ciao amici. Di nuovo il scrivo. Czy jakoś tak. 
Kolejny dzień zapowiadał się mocno historycznie. Tak historycznie. Na niebie pięknie zapowiadająca się pogoda. Przed nami Pompei i Herkulanum oraz wizyta na Wezuwiuszu. Plan przynajmniej tak zakładał. W bardzo dobrych nastrojach wstaliśmy w sobotni dzień i udaliśmy się do pobliskiej kawiarni na colazione. Colazione w języku włoskim to przewrotnie śniadanie. Zamówiliśmy espresso i cornetto con „marmoladę”. Kawa w cenie 1 euro, śniadanie dla 4 osób w wersji na bogato w granicach 14-15 euro. Dwa razy espresso plus dwie americany i 6 razy cornetto. Wszystko świeże i smakujące nadzwyczajnie.

w tle Bazylika

Dalej obraliśmy kierunek na Piazza Garibaldi. Tu mieści się dworzec centralny. Stąd odchodzą pociągi w różne kierunki Italii. Tu mają swój początek dwie linie metra 1 i 2. My wyszukaliśmy peron z którego odjeżdża Circumvesuviana train.

główny plac

Pociąg którym możemy dojechać aż do Sorrento, przejeżdża przez Ercolano gdzie znajdują się ruiny Herkulanum no i same Pompeje. Bilet w jedną stronę z Neapolu do Pompei to wydatek rzędu 2.60. My posiadając kartę CampaniaArteCard podróżujemy w pakiecie. Zaraz po opuszczeniu stacji w Neapolu możemy podziwiać górujący nad okolicą wulkan. Wezuwiusz. Towarzyszy on nam do końcowej stacji. Wśród podróżujących wiele osób które przyleciały wczoraj z nami z Polski. Część wysiada w Ercolano. My razem z większością wysiadamy na dworcu w Pompejach. 

eksportowa kadra

Udajemy się do punktu informacji turystycznej. Dowiaduję się tam że posiadając tą naszą specjalną kartę musimy się udać do kas już przy wejściu na teren muzeum. Po 100 metrach jesteśmy przy kasach. Ruch niewielki. Zasięgam języka w kolejnym punkcie informacyjnym. Faktycznie według wskazówek powinnienem ustawić się do kasy nr 2 gdzie podając nasze karty miła pani wydaje nam bilety wejściowe które mamy w pakiecie. Przypomnę. Dzięki specjalnej karcie dwa wejścia są niejako „gratis”. Wychodzi na to że w zależności od pory roku za wejście musielibyśmy zapłacić 18,60 euro, czy też w sezonie niskim 15,20 euro. Karta praktycznie już się zwróciła. Wchodzimy. Wcześniej jeszcze w domu ściągnąłem sobie aplikację o Pompejach, gdzie każde miejsce w muzeum jest oznaczone i opisane. 

jedna z ulic

trakt

Pierwsze zderzenie z historią i jednocześnie zachwyt nad wielkością tego miejsca jak i zaduma nad tym jakie tu kiedyś musiało być piekło. Piekło zgotowane przez górujący nad Pompejami wulkan. 
Trochę historii. A znamy ją z podręczników. Zatem bezpośrednie zetknięcie z kartami historii powodowało przynajmniej u mnie dużą ciekawość. 

freski

trakt w Pompejach

Miasto przestało istnieć w 79 n.e. Wybuch wulkanu może nie dokonał całkowitej destrukcji tego miasta wchodzącego w skład Imperium Rzymskiego lecz 6 metrowa masa skał, kamieni i popiołu oraz zastygłej lawy pokryła całkowicie to miasto, dzięki temu nasze pokolenia mogą zetknąć się z historią i poczuć, zajrzeć do domów, teatru i amfiteatru. Kolejna przewrotność. Ludzkie szczątki wypełnione gliną przypominają o sile materii wulkanu i nieco też przerażają. Wszystkie zachowane postacie zastajemy w naturalnych pozycjach w jakich zastał ich kataklizm. Poza tym mury, łuki, ubikacje, drogi, okna, kolumny. Wszystko zachowane w doskonałym stanie. Na miejscu ciągle i chyba nieprzerwanie trwają prace konserwatorskie. NIemniej wielkość i znakomitość tego miejsca robi wrażenie. Nam było dane zobaczyć prawie wszystko.

arcydzieła 

Pompeje 

Część zostawiamy sobie na kolejną wizytę. Ja Pompejami jestem zachwycony. Ciekawostka. Na scenie amfiteatru który zachował się w idealnym stanie wystąpiła kiedyś grupa Pink Floyd. Dała koncert dla siebie. A można go wysłuchać i zobaczyć. „Pink Floyd: live at Pompeii”

anfiteatro

muzyczna historia Pompei

W kuluarach amfiteatru bardzo ciekawa wystawa zdjęć dotycząca tego wydarzenia. Sporo zdjęć. Sporo multimediów. W tle rozbrzmiewa muzyka. My udajemy się do Palestra Grande. To ciekawe miejsce obok amfiteatru kiedyś pełniło rolę siłowni i miało również basen, teraz w jej wnętrzach wystawiane są ocalałe wielkie ściany, oryginalne, które udało się uratować, przedstawiające ścienne malowidła. 

żegnaj Pompei

My powoli kierujemy się do wyjścia. Niestety omijajmy Teatr Wielki. A szkoda bo na zdjęciach wygląda imponująco. 
Spieszymy się na autobus który dowiezie nas na Wezuwiusza. Wychodząc, zerkamy jeszcze na ruiny Pompei. Kawał historii. Mijamy bramy wejściowe i naszym oczom, obok dworca kolejowego znajdujemy autobus który dowiezie nas wulkan. Okazuje się że dzięki specjalnej karcie podróżujemy w pakiecie. Bilet gdyby ktoś pytał kosztuje 3,20. My wsiadamy i po około 25 minutach podjazdu meldujemy się przy kasach wejściowych na wulkan. Kierowca w języku włoskim wyjaśnia że w tym miejscu musimy zakupić bilet-wejściówkę, dalej powinniśmy udać się na główny parking, i kontynuując wycieczkę przekroczyć bramki. I tak też czynimy. Dzięki specjalnej karcie wchodzimy w pakiecie. O ile pamiętam normalna wejściówka to 10 euro. Kilka słów o samym wulkanie. 

droga do Wezuwiusza

Wezuwiusz jest jednym z trzech aktywnych wulkanów w całej Italii. Mierzący prawie 1300 m.n.p.m., stojący obok ponad 1 milionowej metropolii naprawdę robi wrażenie. No i dodatkowo, najważniejszy smaczek. Wsławił się i zapisał w historii jako ten co trochę zniszczył pewnego razu wybuchając. 

morze i wulkan, woda i ogień

Mijamy bramki wejściowe. Podejście absolutnie nie jest trudne. Żadnych stromych odcinków. Podłoże piaszczysto-piargowe. Dla mniej aktywnych podejście powinno zająć około 30 minut. My wchodzimy bardzo szybko. Dzięki temu możemy nieco dłużej podziwiać i sam krater jak i niesamowity widok na Neapol, jego zatokę i odcinki wybrzeża sięgające aż po Sorrento. Odczuwalny delikatny wiatr. Krater długi na ponad 400 metrów i niemniej szeroki robi wrażenie. W kilku miejscach ze szczelin wydobywa się dym. Natura jest niesamowita. Połączenie morza i wulkanu na wyciągnięcie ręki. 

potężny krater wulkanu

Mega wrażenie. Naszym łupem pada sporo ujęć. Szybszym krokiem wracamy do autobusu. Ten którym wracamy zawozi nas do Ercolano. Dzięki temu jest szansa na zobaczenie jeszcze Herkulanum. Uśpione miasteczko. W sezonie tętni życiem a teraz? Kilka kawiarni otwartych. W jednej z nich my kupujemy kawę, cornetto i kawałki pizzy. 

krater wulkanu

Udajemy się do Herkulanum. Zdecydowanie mniejsze od Pompei. Jesteśmy na tarasach widokowych i z tego punktu widzimy pozostałości i ruiny w całej okazałości. W tym miejscu w czasach świetności bogaci mieszkańcy przenosili się z głośnych Pompejów do cichego, mniejszego Herkulanum. Ruiny miasta zachowane w świetnym stanie. W 79 r.n.e podczas sławetnego wybuchu pobliskiego wulkanu, w przeciwieństwie do tego czym zalane zostały Pompeje, Herkulanum zdławiła poniekąd 16 metrowa fala piroklastyczna. Dzięki temu z jednej strony wszystko to co pozostało jest w świetnym stanie, z drugiej zaś strony dla archeologów to kawał ciężkiej pracy aby przebić się przez wulkaniczną skałę. 


Ercolano

Na teren ruin nie wchodzimy. W listopadzie godziny wejścia są krótsze i dlategoż postanawiamy zobaczyć to wszystko z balkonów. Udajemy się do pamiątkowego. Specjalna edycja kartek pocztowych pada naszym łupem. Powolnym krokiem zmierzamy na stacje kolejową. Po drodze wizyta w sklepie spożywczym. Wino, ser, prosciutto. Włoskie zakupy. 

Herkulanum

Dziewczyny wpadają na pomysł aby odwiedzić jeszcze Sorrento. Wsiadamy do pociągu i jedziemy. Mijamy kilka stacji i w pewnym momencie stwierdzam że nasz pociąg za bardzo ucieka od wybrzeża. Szybkie spojrzenie na mapę. I?
Okazuje się że wsiedliśmy nie do tego pociągu. Pobliska stacja wysiadamy. Wsiadamy do pociągu jadącego w kierunku Neapolu. I czekamy. Powinniśmy przesiąść się na jednej stacji na prawidłowy pociąg jadący do Sorrento. Nam się nie chce. Dziewczyny nie reagują. Sobotni wieczór. Wiele osób jedzie świętować sobotę w Neapolu. Nie wiem czy powinnienem o tym pisać ale postanawiamy uczcić ten bardzo udany dzień otwierając piwo. Saluto Pompeje. Docieramy na Piazza Garibaldi. Przesiadka na metro. Wieczór planujemy spędzić w jednej z polecanych pizzerii. Wybieramy Gino e Toto Sorbillo. Znaczek Michelin. Pod lokal trafiamy przed 19. Kłębiący się tłum przed wejściem nie wróży niczego dobrego. Otwierają się drzwi. Tłum napiera. Nam udaje się zarezerwować stolik na Pierto i quatro personi. No to czekamy. 

Herkulanum

Jedna z głównych ulic na Centro Storico. Przelewający się tłum. Skutery. Samochody. Carabinieri. Mam wrażenie że są tu wszyscy. Po 1h i 20 minutach wchodzimy. Czy warto. Zaraz się okaże. Szybka obsługa. Zasięgam języka obok przy stoliku co warto zamówić. Po chwili pizza jest już na stole. Powiem krótko. Pizza jest obłędna. Uwierzcie. Kolejne miejsce gdzie placek okraszony rukolą, prosciutto, mozarellą i sosem pomidorowym smakuje wyjątkowo. I te ceny. Koszt pizzy w przedziale 4-7 euro. Było warto czekać. Udajemy się do domu. To był bardzo długi, intensywny aktywny dzień. Historia, natura, przygoda. Pompeje, Wezuwiusz, Herkulanum. Jesteście wyjątkowe. 

sorbillo antica pizzeria

Polecam Wam wszystkim. 

Udanego wieczoru. Buonaserata.

czwartek, 21 listopada 2019

Saluto Neapol, Saluto Italia 🇮🇹

Maradona, Neapol

Neapol
Są takie miejsca w których kilka minut po zetknięciu z otaczającą nas rzeczywistością pozwalają stwierdzić że będziemy się tu czuli świetnie i kupujemy to miejsce od razu. 
Włochy były, są i z pewnością będą takim miejscem w którym ja osoboście czuję się wybornie. Kuchnia, klimat, atmosfera, gdziekolwiek jesteśmy  w danym regionie Italii, czujemy się jak u siebie w domu. Dosłownie.

Piaggio Vespa 

Czy to będzie północna część Włoch z Alpami czy Dolomitami, Gardą czy Jeziorem Como, przepiękną Toskanią, Rzymem czy Bolonią, Włochy i mieszkańcy tego kraju nieustannie mnie zachwycają. Może to też kwestia zrozumienia ich języka, melodyjnego, ekspresyjnego, którego zacząłem się uczyć kilka miesięcy temu. Sam nie wiem. Italia jest molto bene. I już dziś wiem a pisząc te słowa, w Neapolu jestem od kilku godzin, to miasto jest wyjątkowe. Miasto zdecydowanie inne od tych dużych, znanych mi włoskich miast. Miasto pizzy. Miasto hałasu i skuterów. Miasto śmieci i kapliczek ze św. Pio. Miasto Maradony. Tak. Maradona jest tu bogiem. Rozsławia Napoli w którym obecnie grają nasi Milik i Zieliński. Miasto klaksonów i braku jakikolwiek przepisów drogowych. No, może poza główną ulicą Corso Umberto gdzie są światła i na czerwonym wszyscy stoją, to im dalej w las te zasady przestają obowiązywać. Ma się takie wrażenie że skutery nadjeżdżają z każdej strony. Szybko trzeba to zaakceptować. Inaczej zginiemy marnie. 

centro storico

Pobyt w tym mieście związany jest z „compleanno” czyli urodzinami mojej „moglie” czy wife. Taki prezent wymyśliłem. 
Namówiłem do wyjazdu naszych sprawdzonych towarzyszy podróży czyli outdorowca z jego żoną, znalazłem bardzo ciekawy apartament na wspomnianej wcześniej Corso Umberto, kupiłem bilety i otóż jesteśmy w stolicy Kampanii, mieście położonym nad Morzem Tyreńskim i sąsiadującym, przepięknie wyglądającym Wezuwiuszem.  
Z racji tego że prezent musiałem przekazać wcześniej, potrzeba wypisania urlopu w pracy, udało się małżonkę zaskoczyć. Chyba pierwszy raz w życiu. Wszyscy dookoła wiedzieli o tym co się święci poza samą zainteresowaną. Ufff.

centrum w śmieciach

Co już na początku warto zapamiętać. Dojazd z lotniska do miasta trwa około 20 minut w zależności od pory dnia, gdyż to ona decyduje czy w centrum będzie molto traffico czy też nie. Alibus. Tego autobusu szukamy. Zaraz po wyjściu z hali przylotów udajemy się prosto mijając mały parking przy lotnisku. Autobusy odjeżdżają z regularnością co 10 minut. 

stacja metra Toledo

Za bilet płacimy u kierowcy. Koszt 5 euro. Zapomniałem dodać że pierwszą czynnością którą dokonaliśmy był zakup specjalnych kart dzięki którym podróżowanie po Neapolu będzie bardzo wygodne. Korzystamy do woli z wszystkich środków komunikacji miejskiej. Mowa o CampanilaArtecard. Dzięki niej również wejdziemy do dwóch pierwszych atrakcji turystycznych „za darmo”. Kolejne możemy wykupić z 50% rabatem. Zatem, jeżeli planujemy zwiedzić to piękne miasto i jego jeszcze bardziej zachwycające okolice zakup karty jest niezbędny. My swoją kupiliśmy na lotnisku. Koszt 3-dniowej karty Neapol plus okolice to 32 euro. Można ją kupić również w wersji online. Dla przykładu. Wejście do muzeum w Pompei to koszt 18 euro. Bilet na pociąg z Neapolu do Pompei to kolejne kilka euro.

stacja metra universita

metro universita

Każda jazda metrem to jednorazowy wydatek 1,10 euro. Jednym słowem. Zakup w/w karty zwraca się natychmiast. Nie ma sensu wynajmować auta. Po pierwsze. Ceny parkingów. Po drugie. Jestem już we Włoszech kolejny raz i dawno nie widziałem tylu obitych samochodów. A to jak parkowanie w tym mieście wygląda jest rzekłbym przerażające. Brak zasad. Trzy linie metra do dyspozycji. Dworzec główny. Autobusy. Jest tego tak dużo że przemieszczanie się po tym dużym mieście nie stanowi problemu. A jeżeli jesteśmy już przy metrze. Jego trzy stacje, Toledo, Dante i Universita to dzieła sztuki, które warto zobaczyć. 

astor vintage

Nocleg. My swój znaleźliśmy na booking.com. Astor Vintage Apartaments zlokalizowany przy Corso Umberto, jednej z głównych ulic Neapolu poza wieloma zaletami, miał jedną wadę. Ruchliwość drogi i okna ustawione od strony właśnie drogi powodują że jest głośno. Bez względu na porę dnia i nocy ruch duży i niekończący się. Wszędobylskie klaksony. Dla nas był on tak naprawdę miejscem odpoczynku nocnego i do hałasu można się było przyzwyczaić. Zaletą wielką. Lokalizacja. Od głównego Piazza Garibaldi około 15 minut spacerkiem. Do stacji metra Universita jakieś 10 minut. Centro Storico kolejne 10 minut. Duży komfort lokalizacyjny. Kolejna zaleta to świetny kontakt z Udo, właścicielem lokalu. Praktycznie od momentu wynajęcia mieszkania duża pomoc we wszystkim. Sam apartament położony przy Corso Umberto, stykający się via R… 5 piętro. Ponad 40 metrowe lokum oferujące wszystko co potrzebne do spędzenia kilku dni. Świetnie działające wifi, w pełni wyposażona kuchnia, sporej wielkości łazienka. Perfetto. 

kapliczki są wszędzie


Jedna niewiadoma. Listopadowa pogoda. Wszem wiadomo że listopad jest najbardziej deszczowym miesiącem w tym regionie. Poza tym średnia temperatur to 16-18 stopni. Obserwując pogodę w tym roku gdziekolwiek mieliśmy do czynienia z tyloma anomaliami że i tu wybierając się, na południe Europy mogliśmy spodziewać pogody różnej. I może wyprzedzę fakty gdyż dokonuję tego wpisu siedząc w samolocie i wracając do Polski, pogoda raczej była dla nas łaskawa. 

Campania ArteCard - zakup obowiązkowy

Wylądowaliśmy zatem w promieniach słońca na neapolitańskim lotnisku. Znaleźliśmy Alibusa. Kupiliśmy CampanilaArtecard. Wysiedliśmy na Piazza Garibaldi. Dzięki mapce od Udo szybko znaleźliśmy się pod apartamentem. Odebraliśmy klucze. Wysłuchaliśmy cennych wskazówek. Szczególnie wskazówki kulinarne najbardziej nas interesowały. Oczywiście przygotowując się do podróży zebraliśmy wiele cennych informacji od naszych znajomych którym dane było się stołować w Neapolu, niemniej coś godne polecenia od lokalesa w cenie jak najbardziej. I tak oto na pierwszy ogień poszła Pizzeria Antica DaMichele. Tłum pod lokalem. Nie powinno nas to dziwić. Zapisy na stolik jak w czasach komuny. 

antica pizzeria daMichele

Wykorzystuję swój włoski i rezerwujemy stolik. Numer 85. Czekamy jakieś 15 minut. Wchodzimy. Siadamy szczęśliwi i zadowoleni. I bardzo głodni. Kelner dość szybko serwuje zimno włoskie piwo. Wystrój knajpy bardzo oszczędny.

robią najlepszą pizzę na świecie


Żadnych fajerwerków. Fajerwerkiem jest pizza. Na naszym stole lądują 4 porcje. Saluto. Powiedzieć że jest pyszna to mało. Jest przepyszna. Jest zajebista. Miód w ustach. Świetne ciasto. Lokal rozsławiła Julia Roberts, która wystąpiła w filmie "jedz, módl się, kochaj". Gdzie kilka scen kręconych było właśnie we wnętrzach. Na ścianach mnóstwo wycinków z gazet, wiele zdjęć ze znakomitościami świata sportu i kultury. Wielka wrażenie poza samą pizzą robi na nas jeden z kucharzy, który przyzwyczajony do turystów świetnie pozuje ze swą łopatą przy piecu w którym wypieka takie cuda. Zaskoczeń na dzień dzisiejszy nie brakuje. Rachunek. Pizza najlepsza jaką jadłem dotychczas w cenie 5 euro. Rewelacja. W tym miejscu nie nalicza się opłaty za stolik i serwis i kelner sam upomina się o napiwek.

nie pytajcie jak smakuje Margherita

Pisząc o pizzy warto dodać że Neapol według wielu źródeł jest jej stolicą. I mieliśmy taki plan aby się o tym przekonać na własnej skórze? Na własnym żołądku.
Wieczór planujemy spędzić wędrując po wąskich uliczkach Centro Storico. Pisałem na wstępie o wszechobecnym brudzie i niestety ilość śmieci praktycznie w każdym zakątku jest przerażająca. Zamiłowanie do kapliczek. 

św. Diego

Wszechobecna. Miłość do calcio i Maradony widoczna na każdym kroku. Zupełnie nieoczekiwanie stajemy przed sklepem firmowym Napoli SC. Nie obyło się bez małego akcentu. Szalik klubowy wędruje w moje ręce. Listopadowy, piątkowy wieczór a turystów nie ubywa. Małe masarnie. To także zjawiskowe miejsca w których można kupić świeże mięso. Prosciutto czy salsiccia. Wszystko wygląda apetycznie. Wizyta w kawiarni. Uwaga cena espresso - 0,80 euro. 

kunszt masmrniczy

Można? Nie pytajcie jak smakuje. San Giuseppe. Mnóstwo sklepów z gitarami i sprzętem muzycznym. Oryginalne Gibsony. Czad. Otwarte, pełne ludzi knajpki serwujące aperol. Sporo też wojska i carabinieri. Powoli wracamy na Corso Umberto. Na deser wizyta na stacji metra Toledo, która jest majstersztykiem sztuki architektonicznej. Wysiadamy na stacji universita. Kilka kroków i jesteśmy prawie w domu. Jeszcze tylko wizyta w sklepiku oferującym wina rosso i bianco. 

metro Dante

Dante również

Formaggio e pane. Czyli chleb i ser. Wieczorna uczta. Saluto Neapol. Saluto Italia. 
Buonaserata.
Niebawem kolejne, ekscytujące spotkanie. Tym razem Pompeje i Wezuwiusz.

Ciao ragazzi.

Homerowska Itaka i Ainos Oros 🇬🇷

Itaka

Ciao.
Bardziej bouna pomeriggio.
Za oknami dzień coraz krótszy. Listopad. Dotychczas całkiem ładny listopad. Czas zakończyć wątek związany z bardzo udanym wyjazdem na październikowe wakacje. 
Poprzedni dzień kończymy wizytą we Fiscardo. Powrót w nocy do hotelu przy akompaniamencie burzowych błyskawic nad Kefalonią. 

Itaka, widok z homerowskiej szkoły

Plan na kolejny dzień zakładał wizytę na wyspie Itaka. Aby się na nią dostać należy pojawić się się w granicach godziny 8 w miejscowości Sami, kupić bilety w kasach przewoźnika i po 45 minutach zjechać z promu już na wyspie. Tak też uczyniliśmy. Niemniej, droga z Katelios do Sami w niektórych momentach, po nocnych nawałnicach, z naniesionymi ogromnymi ilościami błota na drogę nie należała do najłatwiejszych. Praktycznie cały odcinek w kanionie pokonaliśmy z duszą na ramieniu. 

Centrum Stavros

Do portowego Sami wjeżdżamy około 8. Na naszych oczach odpływa prom. Ale jak to? Przecież miał odpłynąć o 8.15. Konsternacja. Jedziemy wzdłuż wybrzeża i przed nami wyrasta kolejny prom. Okazuje się że to nasz. Szybka wizyta w biurze armatora. Kupujemy bilety. Wjeżdżamy na prom i odpływamy. 45 minut rejsu. Spokojny. Zostawiamy Kefalonię na kilka godzin. Zjeżdżamy z promu i udajemy się do Stavros. Miasteczko, poniekąd drugie co do wielkości miasto na wyspie. Pierwsze swe kroki kierujemy do sklepu aby kupić sobie coś na śniadanie. Obok znajdujemy North Bakery. Przepyszna kawa, fantastyczne bułki z budyniem i owocami. Espresso w cenie 1,20 euro. Cudowne okoliczności przyrody. 

Odyseusz

Wszystko smakuje wybornie.
Itaka to wyspa Odyseusza ale i miejsce w którym swą szkołę mial Homer. Tam udajemy się na początek. Ruiny bardzo dobrze zachowane wystają spośród oliwkowych drzew. O Homerze poczytajcie sami. W swej odysei napisał że koniem po wyspie nie pojeździmy. Pobliskie wzgórze Pilikata majaczy dumnie nad tą częścią wyspy. Poniekąd tu stał Pałac Odyseusza. My jedziemy dalej. Frikes. Malowniczo położone miasteczko ze śladami po kulach pamiętającymi jeszcze walki partyzantów podczas II wojny światowej. 

po sezonie

Senne. Bez turystów. 

ścieżka edukacyjna

homerowska szkoła

i tu także

Anogi. Tu wjeżdżamy pięknie wijącą się serpentyną. Widok z góry obłędny. Dookoła majaczą jońskie wyspy. I gdzie nie spojrzysz tam witają nas kozy. Wszechobecne. 

koniec sezonu

Powoli kierujemy się do stolicy wyspy czyli Vathy. Jadąc przepięknie położoną drogą z bajecznymi widokami na morze i wyspy zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w klasztorze Moni Katharon. Zapalamy świeczki. Robi się trochę nostalgicznie. Jula dokonuje wpisu do księgi gości. 

klasztorne witraże

Opuszczamy tą pustelnię i docieramy do bram Vathy.
Stolica tej pięknej wyspy położona nad cudownie położoną zatoką. Kolorowe domki wzdłuż promenady. A w nich mnóstwo restauracji i knajp. Sklepiki z pamiątkami. Naturalna i urokliwa zatoka wzbudza w nas najwięcej zachwytu. Miasto całkowicie zburzone podczas trzęsienia ziemi w 1953 r. Odbudowane od podstaw w stylu weneckim, z czerwonymi dachówkami, tworzą kolorową mozaikę. 

Vathy

widok na Vathy

W dalszej części naszej wycieczki po zasięgnięciu informacji w punkcie informacyjnym, udajemy się naszym Suzuki do Groty Nimf, w której to rzekomo homerowski władca Itaki ukrył skarby otrzymane od króla Feaków. Grota leży nad Zatoką Molos i okazało się że jest zamknięta dla publiczności. Taka niespodzianka. Ja zwabiony znakami prowadzącymi w góry postanawiam znaleźć rozwiązanie i po kilku minutach fajnego stromego podejścia melduję się u podnóża góry z którego mam fantastyczny widok na cała wyspę, zatokę, Vathy i kilka jeszcze innych wysp wchodzących w skład wysp archipelagu jońskiego. 

zatoka w Vathy
Zjeżdżamy na dół i powoli kierujemy się do przystani promowej. W oczekiwaniu na nasz prom siedząc w ciepły słoneczny dzień, nad brzegami morza, upajamy się lenistwem. Szymek tworzy wędkę. Ja z Julka rzucamy tzw. kaczki. Lekko opóźniony prom dociera na Itakę. Powrót na dachu promowca. Podziwiamy piękno otaczającej nas natury. Wieczorem docieramy do Katelios. Kończymy kolejny udany trip w fantastycznych humorach.

widok z Oros Ainos

Na kolejny dzień zaplanowałem wyjazd wczesnym rankiem na Mount Ainos. Najwyższy szczyt Kefalonii. 1628 m.n.p.m.
Plan zakładał pozostawanie samochodu na dole, na parkingu i wbiegnięcie na szczyt. Znalazłem opis dwóch dróg dojazdowych. Jedna jest poprowadzona od strony wybrzeża. Druga prowadzi na górę od strony lądu. Ja wybieram tą drugą opcję. Dojeżdżam do parkingu na wysokość około 900 m.n.p.m. Tu u bram Parku Narodowego zostawiam auto i dalej już rozpoczynam wspinaczkę biegową na sam szczyt. Do pokonania ponad 700 m przewyższenia. Początek drogi to niestety asfalt, którego nie lubię ale po minięciu kilku serpentyn wbiegam już na naturalne podłoże. I to misie lubią najbardziej. Droga się ciągle wspina. Pokonuję kolejne metry. Biegnie się komfortowe. Tempo przyzwoite. Od momentu gdy widzę przed sobą maszty z antenami które stoją obok szczytu wiem że do końca nie zostało już wiele drogi. Krótkie wypłaszczenie i ostatni odcinek. Wybiegam jak się okazuje z lasu w miejscu gdzie kończy się asfalt i droga jednocześnie. 

Oakley za 6 euro

Tak, tak, na szczyt dosłownie można wjechać. Ostatnie 300-400 metrów i jestem na szczycie. Wybiegam jeszcze w drugim kierunku sprawdzając dokąd mogą prowadzić oznaczenia. Teren opada, wnioskuję że to znaki prowadzące na górę z wariantu pierwszego. Ja wracam na szczyt. Mam go tylko dla siebie. Faktycznie widok trafia mi się w dechę. Wyraźnie widać Zakhyntos. Linię brzegową. Świetne rozpoczęcie dnia. Łyk „enervita” i wracam do samochodu. Niestety tą samą drogą. Melduję się na parkingu. Jeszcze po drodze mija mnie całkiem sporo aut które mozolnie będą się wspinały na szczyt. Rozciągnięty, zrelaksowany w drodze powrotnej zagaduję do baranów. Są ich tu dziesiątki. Wracam do hotelu na śniadanie. To nie koniec atrakcji na ten dzień. 

Drogarati Cave

Stalagmity i stalaktyty

Chcemy wykorzystać posiadanie samochodu maksymalnie i zaraz po obiedzie jedziemy w kierunku Sami.
Pierwsza polecana atrakcja to jaskinia Drogarati. Poniekąd odkryto ją zaraz po ostatnim trzęsieniu Ziemi. Jakie to życie bywa przewrotne. Zniszczenie i kataklizm dał wyspie kolejną atrakcję. Ciekawostką jest fakt że w samej jaskini odbywają się koncerty operowe. Stalaktyty i stalagmity wiszą nad nami tworząc niesamowitą mozaikę.

Melissani Lake

Jaskinia bez sufitu

Sama jaskinia dla nas jak się później okaże zrobi większe wrażenie niż polecana przez wszystkie przewodniki druga jaskinia Melissani, do której udaliśmy się następnie. I chyba mieliśmy szczęście gdyż na miejscu pojawiliśmy się na 10 minut przed zamknięciem. Melissani jest jaskinią którą zwiedza się z poziomu łódki. I może w tym tkwi największa jej zaleta. No i może kolor wody. Turkusowo-niebiesko-zielona. I tyle. Dodam że jest to atrakcja dość droga. Czy warta swej ceny? Szkoda nie zobaczyć ale nie urywa. Wiadomo czego. Słońce mocno daje znać o sobie. Przenosimy się do portu.

Siga Siga

Zostawiamy auto i spacerujemy po promenadzie. Siadamy w jednej z knajpek. Widok bezcenny. Przed nami Itaka i morze. I świetna kawa frappuccino, soki z wyciskanych owoców. Pełna kontemplacja. Udajemy się dokonać ostatnich zakupów pamiątek. Moim łupem padają oryginalne okulary przeciwsłoneczne marki Oakley. Za 6 euro. Oliwa, miód kefaloński. Wracamy do hotelu wieczorem. Przed nami ostatnia kolacja. Szymek bawi się z poznanymi kolegami. My dyskutujemy. Podsumowujemy bardzo udany czas na wyspie. 

last spacer po Ketalios
Świetny hotel z rewelacyjną kuchnią. Pięknie położony. Wyspa górzysta. Pod kątem treningowym strzał w dziesiątkę. Mało ludzi. Nie ma tłumów. I bardzo dobra temperatura. 
Kefalonię polecam z czystym sercem, najlepiej po sezonie. Siga Siga. 

Do usłyszenia.