poniedziałek, 6 maja 2019

Tuscany again




Tuscany again
I jesteśmy w Toskanii ponownie.
Ten piękny włoski region otworzył przed nami ponownie swe podwoje. 
Campiglia d’Orcia. Santa Francesca podere. To nasza tegoroczna miejscówka.
Skład wczasowiczów w tym roku się powiększył o dwie 4-osobowe rodziny. Do family outdorowca który w ubiegłym roku towarzyszył nam w toskańskich wojażach dołączyli dobrzy znajomi z czarnogórskich wakacji roku 2018 czyli Pawel z rodziną oraz family Gurzyńskich ze Świebodzina. Bywali z nami już kilkukrotnie na różnych wyjazdach. Ogólnie rzecz ujmując, 4 rodziny, 16 osób. Mała wycieczka. Organizacyjnie udało się to wszystko ogarnąć. Logistyka czyli parkingi, bilety, wynajem samego domu, kwestie planu i tego co warto w tym roku zobaczyć była na mej głowie. Niemniej chcę tu podziękować mojej żonie za znalezienie domu a mej korepetytorce z włoskiego Dominice - grazie mile - za pomoc w znalezieniu parkingu w Rzymie. Rzymie zapytacie? Ano tak. W tym roku postanowiliśmy odwiedzić wieczne miasto. 
A co zakładał wstępny plan?
Wspomniany wcześniej Rzym jako jednodniowa wycieczka, Perugia i Assisi czyli Asyż. Poza tym Volterra, Monteriggioni i ponownie Siena. Montichello, Pienza i Bagno Vignoni. Montalcino oraz Castiglione d’Orcia. Może ponownie San Gimignano. Poza tym relaks. Chwila wytchnienia. Chwila zachwytu. 
Sama miejscówka. Jeden z najpiękniejszych regionów które widziałem. Wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. Val d’Orcia. Potężne połacie winogronowych drzewek. Zielone uprawne pola. Krzaki żółtego żarnowca. Cyprysowe drzewa i sosny piniowe. Poza tym teren mocno pofałdowany co daje efekt niesamowitych pejzaży. 
Pamiętam jak w ubiegłym roku stanąłem na tarasie widokowym w Pienza z którego rozpościerał się widok jak z obrazka. Widok zapierał dech. NIe sądziłem wówczas że w tym roku stanę w tym samym miejscu z nie mniejszym zachwytem. A jednak.



Santa Francesca podere. Dom 330 metrowy składający się z czterech apartamentów wyposażonych doskonale. Basen i jacuzzi. Ale co najważniejsze. Nasz dom jest pięknie położony. Na wzgórzu. Pośród łąk zielonych. Drogę dojazdową stanowi cyprysowa aleja. Toskański klasyk? Mając porównanie z ubiegłego roku wydaje mi się że ten, tegoroczny dom spełnił nasze wymagania. Zresztą nie same mury stanowią o pięknie a bardziej osoby wypełniające je wnętrza. 
Gospodarz obiektu, Franco, prawdziwy, naturalny, uśmiechnięty Włoch. Pomocny i bezproblemowy. 



Droga dojazdowa zajmuje nam z przerwami 15h. Żadnych korków. Żadnych przeszkód. Dobrym rozwiązaniem jest zakup winiety na przejazd przez Austrię oraz przełęcz Brennera już wcześniej na stronie PZM. Unikamy dodatkowych postojów a w przypadku przełęczy możliwych korków. Testowaliśmy już to z kolegą Pawłem podczas ubiegłorocznych wakacji. 
System działa i to najważniejsze. Dla przypomnienia opłata za przejazd autostradami przez Austrię to koszt 9,20 euro za 10 dniową winietę. Jednorazowa opłata za pokonanie przełęczy to również opłata w granicach 10 euro. Opłata za przejazd autostradą we Włoszech między Bressanone a Chiusi to 42 euro. Po drodze mijamy Verona, Bologna, Florencja. Droga z przerwami zajmuje w granicach 15h. 


Gdy docieramy do Campiglia d’Orcia jest już dobrze po 21. Dojazd z drogi głównej jest też niemałym przeżyciem. Tym bardziej że trafiamy na biegaczy ultra którzy jak się okazuje biegną z nami odcinkiem drogi prowadzącym do naszej posesji. Tuscany Trial 160 km. Wooow.
Franco czeka na nas. Przywitanie i obejrzenie posesji. Apartamenty przydzielone. Nam się trafia „Il Capanno”. Umawiamy się z właścicielem że niezbędnych wszelkich administracyjnych procedur dotkniemy jutro. Ekstra. 
Wypak i kolacja. Dzieci szleją wokoło. Bogato wyposażona kuchnia i same mury robią bardzo pozytywne wrażenie. Dostaliśmy wino powitalne, regionalne. Po chwili aromat toskańskiego wina wypełnia nasze pomieszczenia. I lampki. I podniebienia. I w cudownych nastrojach kładziemy się spać. Niedziela zapowiada się ciekawie. 


Ale zanim niedziela nastała noc pierwsza, noc w towarzystwie, nie uwierzycie, korników które w nocy przy ciszy zupełnej robią niezły hałas. Podejrzenia padają pierwotnie na insekty ewentualnie może myszy ale jak się okaże o poranku, to korniki. Naszą wersję potwierdza Franco. W sumie to nie ma się co dziwić. Wielkie grube bele podsufitowe, pamiętające pewnie jeszcze pradziadka Franca to i kornik ma co robić. Formalności administracyjne, dostajemy kilka ciekawych wskazówek co do miejscowości w których warto być, no a my z kolegą outdorowcem to nawet dzielimy się z Franco naszymi wnioskami z wizyty w ubiegłym roku. Sporo humoru. Próby użycia mego włoskiego języka. 
Wiemy na czym stoimy zatem razem z Pawłem wybieramy się na pierwsze rowerowe rozpoznanie terenu.


Dwukilometrowe podejście z rowerem w ręku do głównej drogi i można zacząć zwiedzanie. Wybieramy kierunek Vivo d’Orcia. Sporo krętych dróg i zaczynają się podjazdy. Małe miasteczko wita nas pustymi uliczkami. Pogoda dość średnia. Ale za to widać wszędzie ślady oznakowania trasy Tuscany Trial. Tu rozdzielamy się z mym kolegą. Ja obieram kierunek Monte Amiata. Wygasły, nieczynny wulkan położony nieopodal. Wznosi się dumnie na ponad 1720 mnpm. Droga jest a jakże się wznosi i to całkiem mocno, łydka pali się, nade mną w powietrzu gra chmur. Jak się później okaże w miejscowości Abbadia S. Salvatore gdzie rozpoczyna się podjazd, rozpoczyna się frontalny atak z chmur, począwszy od deszczu, poprzez grad a kończąc na delikatnym opadzie ze śniegu. A ja ubrany tylko w kamizelkę, krótkie spodenki, rękawki na swym demonie „bici” odzianym w nowe koła toczę walkę na wówczas już zjeździe. Woda wylewa się z butów. Zimno. Gołe ręce kostnieją. Jednakże minąwszy drogowskaz jakieś 3 km za Abbadia świeci słońce ku mej radości. Poza tym a jakże rozpoczyna się podjazd. Więc robi się ciepło. Mocno zadowolony docieram do naszej podere. Kąpiel i wyjeżdżamy. Rekonesans. Zaczynamy od Castiglione d’Orcia. 




Najbardziej znanym zabytkiem w tej małej toskańskiej miejscowości jest majestatyczna wieża Rocca di Tentennano. Imponująca budowla wzniesiona jest na szczycie wapiennego wzgórza. Twierdza była kiedyś strategiczną pozycją dla wartowników strzegących doliny Val d’Orcia. Kolejnym ważnym zabytkiem jest twierdza Aldobrandesca. Nie udało nam się wejść ani do pierwszej ani do drugiej twierdzy. Pierwsza była zamknięta a w drugiej obecnie trwają prace renowacyjne.



Drugą, bardzo ciekawą miejscowością do której trafiliśmy w to niedzielne popołudnie to Montalcino. Miasteczko słynie z wina. Przede wszystkim. Jedyne we Włoszech Brunaio czyli apelacja Brunello di Montalcino. Wspaniałe wina powstają z odmiany Sangiovese Grosso. Ale nie samym winem żyje Montalcino. Palazzo dei Priori z XV w., La Rocca powstała w XIV w., obecnie jest cytadelą, Palazzo Communale, Duomo powstałe w miejscu wcześniej istniejącego, antycznego kościoła S. Salvatore, oraz klimatyczne, toskańskie uliczki, poprzecinane licznymi restauracjami i sklepami z winem. Rekonesans zaliczony na 5+. I zupełnie nieświadomie trafiamy na punkt widokowy z którego widać wiele znanych przykładowo z pocztówek miejsc związanych tylko z toskańskim regionem. 



Obiadokolacja w postaci pasty. Lamkpa toskańskiego wina. 
Udane, bardzo udane rozpoczęcie majówki. 
Toskanio - jesteśmy gotowi na smakowanie Ciebie. Czy Ty jesteś gotowa na nas? Nie będę zdradzał jak potoczą się nasze losy w kolejnych dniach ale zgodnie z przyjętą dewizą - na brak zajęcia narzekać nie będziemy.
Ciao.

Jak zawsze miłego czytania i oglądania pierwszych zdjęć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz