środa, 10 października 2018

GrossBrothers - suplement

grossglocknerowskie pejzaże
Powstająca nowa forma ma mieć charakter wspomnienia. Zapiski czynione na tej stronie mają ułatwić wspomnieniowy powrót do tego co za nami. W pewnym sensie to rodzaj pamiętnika. Staram się chronologicznie ująć najważniejsza wydarzenia z mojego, waszego życia. Podkreślę raz jeszcze że ubolewam ciężko nad faktem że nie mam na tyle czasu aby publikować swych treści codziennie. Materiał fotograficzny a jest go bardzo dużo gotowy do wystawienia. 

od lewej: "ręka", autor, "ninja"

Treści pisane pojawiają się spontanicznie. Ale z czasem zawsze jakaś gonitwa. Sporo zajęć na głowie. Niemniej, właśnie ostatnio zwrócono mi uwagę że w swych wpisach nadużywam słowa: kontemplacja, niemniej. Będę czujnym i w miarę możliwości zastąpię te piękne słowa na równie dobrze brzmiące. Zatem na kanwie ostatnich grossglocknerowskich przygód, znakomitego nomen omen wyjazdu, zakończonego pełnym sukcesem, po opublikowaniu wpisu na temat tego wydarzenia, okazuje się że publiczność jest nieco rozczarowana mą skromną publikacją, niedosyt temu wszystkiemu towarzyszy. Postanowiłem wyjść na przeciw tym niedogodnościom i dopisać do mej relacji opinię nie tylko mą jako jednocześnie autora wpisu jaki i uczestnika tej wyrypy, lecz wrażenia mych swych współtowarzyszy. Niech oni w kilku słowach wypowiedzą się jakie są ich odczucia. Jak oceniają stopień trudności samej góry, kolegów, współtowarzyszy, przecież coś mogło im przeszkadzać, jakie emocji im towarzyszyły w czasie samego wejścia. Takie zebrane ich wrażenia postaram się pogrupować i przedstawić Wam, moi drodzy czytelnicy w kilku zwiewnych pięknych słowach. Jestem przekonany że to będzie niezwykłe doświadczenie dla mych kompanów jaki i mego samego. Uzbrojcie się w cierpliwość. Sądzę że może z tego wyjść fajny kawałek materiału. Oczywiście wszystko zostanie okraszone zdjęciami mych towarzyszy o ile wyrażą na to zgodę. Pisanie o własnych odczuciach, emocjach nie jest prostą sprawą szczególnie facetom. Liczę na Was „moi bohaterowie”. 

kolejny widok urywający tyłek
Mym zamiarem przeprowadzenie wywiadu było w normalnej formule lecz poza Kubą „ręką” pozostali dwaj koledzy nadesłali mi kilka zdań lecz nad wyraz ciekawych.
Rozmowy czy też zapiski dokonane przez mych kompanów obracały się wokół takich pytań.
Skąd zainteresowanie górami?, 2. Jak oceniasz siebie w czasie wejścia na Grossa?, 3. Czy temu wydarzeniu towarzyszyły jakieś niepewności?, 4. Coś cię zaskoczyło?, 5. Partnerzy wspinaczkowi - ogólna ocena, 6. Pytanie o najbliższe plany?, 7. Marzenia związane z górami. Każdy z nas je posiada. 

Kuba "ręka" DerErrector

Zacząłem od porannego telefonu do Kuby. Tego Kuby którego znam najmniej. „Ręka” popularnie zwanym w kręgach wtajemniczonych stwierdził że one czyli góry były zawsze. Pamięta pierwsze wypady z rodzicami w niedalekie Karkonosze. Ośnieżone choinki, -20 stopni na Kopie jako 8-mio latek to niezła lekcja hartu ducha. W czasach licealnych przyszedł czas wyjazdów w Tatry. Ktoś powiedział że jest super. Pierwsza wycieczka, maj, Rysy. Śnieg normalnie leżący. Podejście pod bulę nie stanowiło jeszcze problemu ale na zejściu gdyby nie pomoc spotkanych zdecydowanie bardziej doświadczonych turystów wyposażonych w czekany , ta wycieczka mogła się zakończyć niedobrze.  Z tatrzańskich podbojów na rozkładówce „ręka” ma kultowe Orlą Perć czy Czerwoną Ławkę na Słowacji oraz zdecydowaną większość pozostałych tatrzańskich szczytów. Później przyszedł czas na Mount Blanc. Dach Europy na który wybrał się Kuba z komercyjną wyprawą. Mocnym plusem tego wyjazdu była nauka pakowania wysokogórskiego. No i zdobycie samego szczytu. Elbrus. Dla wielu osób to on stanowi najwyższy szczyt Europy. Pogoda potrafi spłatać figla. Pierwsze duże doświadczenia z namiotem. Szczyt zdobyty. Kolejny krok to Kilimandżaro. Dach Afryki. Duże komercyjne rozczarowanie. 

zejście ze ściany
Na plus zwiedzanie pobliskich parków narodowych. Po studiach był trekking w Nepalu i temat tamtych regionów powracał jak boomerang. Rozgadał nam się „ręka”. Przechodząc do odpowiedzi na kolejne pytanie Kuba stwierdził że z racji tego że Grossglockner należy do gór dość trudnych to zważywszy na fakt że warunki pogodowe mieliśmy doskonałe i na szczęście nic się nie stało ale w czasie wejścia popełniliśmy kilka błędów co stanowi znakomity poligon ćwiczebny. Niepewności jakie towarzyszyły wyjazdowi związane były z nieznajomością partnerów a w szczególności mej skromnej osoby. Jak zareagujemy na zmęczenie. I praca nad dyscypliną. To rzuciło się kilka razy na pierwszy plan. Poza tym techniczne niuanse z racji naszego różnego doświadczenia. Właśnie dyscyplina jest dla „ręki” priorytetem. Ja lubię jak wszystko jest zaplanowane. I pilnujemy terminu wyjścia i samej godziny. Co do ewentualnych zmian to praca nad asekuracją i szybsze tempo. Bezpieczeństwo. Może okazać się kluczowe. Niemniej stanowiliśmy fajny monolit. Zabawna atmosfera. Sporo żartów. 

za plecakiem od lewej: Jaca "Kozioł", "ręka", "ninja" i autor

Najbliższe plany. Island Peak, kolejna część kursu zimowego wspinaczkowego w Tatrach, trening w Alpach.  A co do marzeń to przede wszystkim Denali. Najwyższa góra Ameryki.  Ama Dablam. Himalaje. Tyle Kuba.

między ścianami Antonio Margheriti

Sierpień 2013, z Kubą zwanym Ręką wybieram się na rower, tam pada propozycja wypadu w góry, najwyższe w Polsce Tatry w dużym gronie maniaków MTB, podłapuję temat, przecież nie miałem jeszcze okazji napajać wzrok ich pięknem. Wiem że będzie jeszcze Kuba Ninja druh ze szkolnej ławy z czasów Elektronika. Ów górski wypad wrześniowy daje wiele do myślenia, brak przygotowania, kondycji i porady Ninji – zacznij biegać. Poznaję tamże
niejakiego trenera, sportowca, pasjonata Abdula Tarrika.

niejaki treser, trener

Sierpień 2018, wiem, że kocham góry, nie ma takiej siły, która zatrzyma mnie przed ich eksplorowaniem, jestem w trakcie przygotowań do wyjazdu życia – Himalaje ale przecież trzeba się sprawdzić, zaaklimatyzować na większej wysokości. Dotychczas przemierzyłem w gronie rodziny, przyjaciół jedynie, Izery, Karkonosze i uwielbiane Tatry. Los tak chce, zadecydował te kilka lat wcześniej. Ręka, Ninja, Tarrik i ja, jedziemy w Alpy, będziemy zdobywać Grossa, będziemy się aklimatyzować przed wyjazdem do Katmandu! Im bliżej wyjazdu tym więcej myśli przeplata mą głowę, nerwowo sprawdzam prognozy, zastanawiam się czy dam radę, jak zareaguje mój organizm, w końcu nigdy nie był tak
wysoko. Na szczęście słońca i bezchmurnego nieba mamy pod dostatkiem. 

halo tu księżyc
Pierwszy etap do schroniska na 2802 m npm idzie doskonale, zimne piwko łyk Jagermeistra i dajemy się
uścisnąć Morfeuszowi. Wczesnym rankiem ruszamy, jest pięknie, nikt kto tego nie doświadczył nie zrozumie, doznania zostawiamy dla siebie. Pierwszy test 3300m npm czuję się dziwnie jak nigdy dotąd, trwa to dosłownie kilka sekund, dochodzę do siebie. Lecimy na szybki odpoczynek do ostatniego schroniska 3450m npm za chwilę „żarty” się skończą…
Idziemy granią w kierunku małego Grossa, związani liną, szlak dwukierunkowy powoduje, że wkrada się nerwowość, spotykamy turystów z paniką w oczach, niezdecydowanych. Z optymizmem podnosimy wzrok, widzimy nasz cel, tak blisko a jeszcze tak daleko. 

grań szczytowa

Ostatnia „prosta” czyli przełęcz i ściana w górę i jest, mamy to jak mawia klasyk, już nikt nam tego nie odbierze. Staram się delektować obłędnym widokiem ale z tyłu głowy, ten rozważny Jacek Kozioł sugeruje zachowanie spokoju bo zejście na parking jak się później okaże zabierze nam z przerwami 7 godzin.
Jesteśmy w aucie, kocham góry, nie zatrzymam się…..
Chwila o marzeniach  - Ama Dablam i Matterhorn. Poetycka forma Jacka „Kozła” udowadnia że w nim chyba największe pokłady romantyzmu.

od lewej: "kozioł", "ręka", autor i "ninja"

Góry odkryłem zimą na nartach. Pierwsze szusy, noclegi w Strzesze Akademickiej i nocne wędrówki do Samotni przy świetle Księżyca. Następny etap edukacji górskiej to okres letni, głównie podczas maratonów rowerowych MTB. Choć wtedy bardziej byłem skupiony na drodze przed przednim kołem mojego roweru, aniżeli na delektowaniu się pięknem gór. A potem nastąpił przełom. Koledzy zabrali mnie w Tatry. Wysokie Tatry. I poszło. Ja dodam od siebie że na rozkładówce ma nasz Dominick Decocco ma już i Gerlach i Grossglockner, Orla Perć, Rysy, Mięguszowieckie Szczyty. Sporo jak na gościa który kilka lat temu bał się spojrzeć w zamgloną grań. 

grań szczytowa od dołu
Rozgadał się nam nasz kolega strasznie. To ja dodam tylko jeszcze że razem z Kubą stawialiśmy pierwsze kroki na zielonogórskiej ściance wspinaczkowej, to mój pierwszy poważny partner od liny podczas wspólnych wyjazdów w Sokoliki. Edukacja i pierwsze szlify na janowickich ścianach to także nasz wspólne doświadczenie. Pewnie ma swoje ukryte marzenia, jak go znam podchodzi do wszystkiego z pokorą. Tak trzymaj. Tyle Kuba „ninja”. 

znowu Księżyc
Zbliżamy się powoli do końca. Zdjęcia zrobione przez kolegów mają wartość dla nas wszystkich ponadczasową. Przed nami jeszcze wiele wyzwań i dążenia do realizacji swych planów. Wierzę bardzo mocno w to że jeszcze wiele dróg zrobimy razem. Czy to u nas w Tatrach czy też w Alpach, Dolomitach. Gdziekolwiek, w dobrej atmosferze. Jak świeży silnik, potrzebujemy dotarcia się nawzajem. W górach gdzie zapominasz o troskach codziennego życia warto mieć obok siebie kogoś z kim możesz pogadać na każdy temat, nawet najbardziej drażliwy, i czekać razem na wschodzące słońce. Poleciałem romantyzmem. Ci którzy nie doświadczyli jeszcze tej górskiej magii niech czym prędzej nadrabiają zaległości. Oczywiście bez większego pośpiechu, uważajcie na siebie. Pośpiech może być złym doradcą. Jak mawia legendarny Krzysztof Wielicki: góry były, są i będą. NIe da ukryć. Edukacja górska lepiej jak jest zaplanowana i ustabilizowana no chyba że się jest mną. Impulsy, próby podejmowane przeze mnie nie do końca pasują do schematu lecz najważniejsze jest działać bezpiecznie i przynajmniej o tym pamiętać. Lekka woltyżerka w mym przypadku zdecydowanie wskazana. Cieszmy oko widokami utrwalonymi przez dziarskich GrossBrothers. To chłopy nietuzinkowe są. Skromni, powabni, szarmanccy, weseli, szaleni w swych planach, nietuzinkowi. Kolorowi. Nie nijacy. Te twarze warto zapamiętać. Będzie o nas jeszcze głośno. Klub krzewienia kultury fizycznej nadal istnieje. Nie dajmy się oszukać. Wmawianie nam że czegoś się nie da jest w tym przypadku wykluczone. 
Cieszcie oko zdjęciami i lekturę oczywiście proszę odrobić, przeczytać znaczy. Grazie. Ciao.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz