niedziela, 15 maja 2016

Szczytna - debiut na naturalnej ścianie

takie klimaty

Dzień dobry, cześć i czołem.

Szczytna koło Dusznik Zdrój. Szczytnik. Skały z piaskowca zbudowane. Klub Wysokogórski Zielona Góra. Ściany Kruk, Orlik, Widokowa. 14-15 maja 2016 r. Debiut.
Który to już debiut w mym życiu? Nieważne. Ważne są emocje, doświadczenie, znajomości, cała ta otoczka, poznawanie kolejnych kroków w ewolucji wspinania. Czy musiało do tego dojść. Absolutnie tak. Byłem o tym przekonany że to nastąpi prędzej czy później. To taki kolejny krok naprzód w pisaniu swego cv z rozdziałem szeroko pojętym - GÓRY, z którymi niezmiennie związany jest każdy wpis mój. One zawładnęły mym umysłem, ja się im oddałem duchem i ciałem a one dają mi w rewanżu to co mają najlepsze do zaoferowania. Z tym że dotychczas po tych górach chodziłem, penetrowałem ich szczyty a teraz liznąłem już ich od tzw. "spodu".
A wszystko miało miejsce 8 kwietnia tego roku gdy razem z synem i znanym już Wam kolegą Ninja przekroczyliśmy progi ścianki wspinaczkowej należącej do KWZG (klub wysokogórski Zielona Góra) i takiego skrótu będę używał, i się zaczęło.
Taka anegdota z dnia wczorajszego. Wieczorem po bardzo udanym wspinaczkowo dla mnie dniu moja córka pyta: Tato, czy to będzie twoja nowa pasja?. Odpowiedziałem jej po chwilowym namyśle, że nie, gdyż góry w szeroko pojętym znaczeniu obejmują także wspinanie.

ekipa pod ścianą

Wracając do wątku, minął ponad miesiąc od pierwszych zajęć na ściance i już debiut.
Ja się ogromnie cieszę, zbieg różnych wydarzeń spowodował że ten weekend mogłem razem z członkami KWZG spędzić na wspinie. Naprawdę uwierzcie mi nawet teraz siedząc i pisząc dla Was nie wierzę że już po. Chcę więcej. Ale spokojnie z pokorą.
A jak się znalazłem pod ścianą razem z ludźmi z KWZG?. Im bliżej wyjazdu przychodząc na zajęcia docierały do mnie głosy o planowanym wyjeździe, o terminie. O miejscu wypadu. Ale jak tu cokolwiek powiedzieć, zapytać jak brak doświadczenia. Na ściance walka, są postępy zauważalne ale patrząc na doświadczonych to nadal przepaść. Więc nawet nikogo nie pytałem o możliwość wyjazdu. Do czasu gdy okazało się że na tą samą ściankę przychodzi moja koleżanka z branży Ania. Jeden trening, Następny. Pytania do Ani, a Ania już doświadczona, na ściance od prawie roku. Jak sądzi, czy ja mógłbym, chociaż popatrzyć, podpatrzyć, Poznać. I jednoczesne rozmowy w domu. Termin znany. A może pojedziemy. I jest zgoda. Szybka rezerwacja noclegów i już. Jedziemy. W tygodniu poprzedzającym wyjazd nerwowe obserwacje prognoz pogody.
Klamka zapadła, zbieranie sprzętu, pakowanie, wyjazd.
Nocleg w schronisku młodzieżowym Batorów obok Szczytnej. To w ten weekend baza wypadowa KWZG.
Skład KWZG na ten wyjazd: Darek-mentor i chyba najbardziej doświadczony wspinacz, mówi o sobie że wspinaczem jest żadnym, buhahaha, to tak jakby Jordan rzekł że jest koszykarzem nijakim, Justyna, Marzena-główna organizatorka wyjazdu, jej mąż Marcin, żona Darka Basia, ich córka Daria, Piotrek, Kuba, Paweł, Bocian, Łukasz i jego dziewczyna Basia, Artur i Kinga, Sebastian, Kasia, Adamno i debiutanci na naturalnej ścianie Ania, Dorota, mój syn Szymon no i ajem. Skład zróżnicowany, mieszanka doświadczenia, rutyny z młodością, i nas gotowych na każdą akcję.
topo

darek ogląda topo

taka sytuacja

były też śpiewy 

Do schroniska większość z nas dotarła w piątkowy wieczór. Po krótkim rozpakowaniu bagaży przyszedł czas na pierwszą imprezę integracyjną. Były dwie gitary które obsługiwali Marzena, uczy muzyki i to słychać, Marcin który jest muzykiem i też to słychać oraz Darek zafascynowany muzycznie tematami Starego Dobrego Małżeństwa. Były wspólne śpiewy, w przerwach oglądanie map TOPO które przygotował Darek i obserwacja tego co czeka nas jutro. A tam opisy 6+, 5+, 7 czyli oznaczenia trudności dróg wspinaczkowych które znałem tylko z książek. Bomba. Jako debiutant wszelkie uwagi ze strony Darka i innych kolegów chłonąłem jak gąbka.
Prognozy były obiecujące, zatem ustalenie terminu śniadania i wyjazdu i koniec wieczoru.

w lesie znalazłem drogę krzyżową

panorama stołowych

dziewiczy las

Sobotni poranek w towarzystwie Marzeny i Bociana spędziliśmy biegowo na rozpoznaniu okolicznych lasów. Delikatny, 5-kilometrowy rozbieg w ciszy lasu nastroił nas bardzo dobrze.
Śniadanie. Rozdział obowiązków. Kto odpowiada za linę, kto z kim jedzie i w drogę. Moja żona razem z córką udają się na Szczeliniec i Duszniki Zdrój.

sprzęt gotowy

plan na sobotę

panorama ze szczelinka

Pogoda dopisuje od samego poranka. Jest ciepło. Docieramy na parking. Parking przy Szczytniku. Obok platforma widokowa z której rozpościera się niesamowity widok na Góry Stołowe.
Schodzimy do podnóża skał, dzielimy się na zespoły i rozpoczyna się przygoda. Większość dnia z moją ekipą spędziliśmy na Orliku, jednej ze ścian. W skali trudności trzy drogi plus komin czyli 4+, 5 i 5+. Skład stanowią: Justyna, Sebastian, Dorota, Ania, Piotrek, Artur, Kinga, syn Szymon i ajem. Od czasu do czasu kontrolnie wpada do nas Darek. Drogi zakładają najbardziej doświadczeni, pozostali czekają na swój debiut. Obserwacja ułożenia ściany, ukształtowania, nachylenia ściany, założenie uprzęży, kasku i butów i w drogę. Ja na początek mierzę się z 4+. Pierwsze chwile na ścianie dość nerwowe, to zupełnie inne wspinanie niż to sztuczne. Tym bardziej że nie używamy na piaskowcu magnezji, magicznej substancji dzięki której nie ślizgają się nam palce. Skała z piaskowca ma taki charakter że naturalnie ręka trzyma się tak jakby była przyklejona. Duży komfort.

sebastian i justyna

widok z góry

dorota na ścianie

szymon na taśmie asekuracyjnej

Nerwowość wynika bardziej z faktu szukania miejsc do zaparcia. Staram się być przyklejonym do ściany, może trochę za mocno, ale z minuty na minutę coraz pewniej do szczytu. I jest. Pierwsza droga zrobiona, gorzej ze zjazdem, brakuje doświadczenia i trochę za bardzo jestem przyklejony do ściany co powoduje że ręce moje w kilku miejscach dość mocno ranią. HURRA.

jestem na ścianie

kończę 4+

Sebastian na ścianie

Ania przygląda się mej asekuracji

Chwila przerwy i czas na asekurację. To wielka odpowiedzialność. Jakby nie patrząc, los wspinacza w naszych dosłownie umiejętnościach i naszej sile. Ania śmiało posuwa się do góry. Trzy zespoły pracują pełną parą. Obok na stanowisku pracuje Artur z Kingą i Dorotą, Dalej Piotrek i Justyna oraz mój syn. Właśnie jego debiut miał miejsce na drodze 5+. Początek dość nerwowy co szybko zamieniło się w odpadnięcie od ściany i pierwsze szlify na ręce. Płacz, chwile na decyzję i odpoczynek. Darek zajmuje się opatrzeniem dłoni. Będzie żył.

Szymon walczy 

walki cd

szymon i piotr

Wracamy na ściankę. Ania poddaje jednak pierwsze podejście. Jak się później okaże najlepiej pójdzie jej najtrudniejsza droga. Ja podejmuję wyzwanie i przy asekuracji Piotrka wspinam się na 5. Nieco trudniej acz dość żwawo melduję się na szczycie. Schodzenie jest już lepsze. Zamieniamy się rolami i ponownie ja asekuruję, tym razem Kinga, Artur i Dorota oddają w me ręce siebie. Desperaci.:)))
Daria również jest z nami. Ale najczęściej widzę ją z aparatem.

Artur na 4+

Ania startuje na 4+

Piotr w pełnej krasie

jestem na 5

kończę 5

5

zejście z 5

w kominie

Jest wszystko OK. Dorota wchodzi również na szczyt. Brawo. Artur również. Ania się przygląda i ponawia atak. Walczy. Zresztą tą walkę widać na twarzy każdego, pomimo respektu do ściany nikt nie odpuszcza. Brawo. Znowu zamiana roli i atakuję 5+. Tym razem asekuruje mnie Justyna. Najtrudniejsza droga pokonana najpewniej. Szybko i zdecydowanie. Dziękuję za sugestie z dołu i wracam. Czas na komin. Stanowisko zakłada Darek, drogę przeciera Piotr a później dwukrotnie ja. W tym przypadku wykorzystujemy też inne partie ciała tak jak np. plecy. Jest super. Pojawia się pewność i większa kontrola oraz panowanie nad swymi ruchami.

szymon w kominie

szymon asekuruje

Czas na młodego. Szymon postanawia powalczyć z kominem. Atakuje go chyba trzykrotnie. Justyna z Piotrkiem wspierają go dzielnie i dochodzi mniej więcej do środka komina. Sesja zdjęciowa i zjazd. W międzyczasie Ania zalicza swą pierwszą drogę o której pisałem wcześniej i Dorota która tego dnia zalicza chyba wszystko poza kominem. Brawa dla nas wszystkich.
Skoro tutaj jest wszystko za nami to pora przenieść się na trudniejsze drogi zwane Widokowa.
Dech zapiera w piersi. Najwyższa ściana ma 30 m. Po krótkiej obserwacji postanawiam zaliczyć 5. Długą na jakieś 15-18 metrów.

to wyższa liga

długa 5 zaliczona

Asekuruje mnie Kuba. Tu już jest dużo pewniej. Jestem. HURRRRAA.
Schodzenie też już OK. Zamieniamy się zespołami. Kuba i Paweł idą na Orlika. Łukasz i Bocian na Orliku demontują stanowiska. Nawet i ja składam komin. Wracamy pod ścianę i przy mojej asekuracji na szczyt wchodzi Dorota a później Artur który składa stanowisko.

mega szczęśliwi


Na koniec Szymon próbuje wejść chociaż do pierwszego punktu wpięcia i założyć na nim ekspres. Udaje się. Wszyscy wygrali. Zbliża się godzina 18.30. Cały dzień na ścianie.
Pakowanie sprzętu i powrót. Na wieczór poza obiadem planowane jest ognisko.
Refleksje.
Ogromne podziękowania. Za wsparcie i pod ścianą jak i na niej. Dla wszystkich.
Obiad przygotowany przez gospodarzy schroniska wszystkim smakuje wybornie. Co prawda każdy z nas miał ze sobą i gorącą herbatę i kanapki ale cały dzień, intensywny dzień wzmógł apetyt.
Ognisko to czas na pierwsze wrażenia. Pierwsze refleksje. Te opowieści na gorąco są zawsze najciekawsze.
Drzewo na ognisko dość wilgotne niemniej kiełbasa na kijach skwierczy. Trunek chmielowy w ręku. Czego cza więcej.
Żegnamy sobotę późno. Jest już ciemno a zarazem chłodniej. Dużo chłodniej.
Niedzielę tym razem rozpoczynam 12-sto kilometrowym rozbieganiem po okolicznych lasach. Zimno jest odczuwalne. Co zaważy niestety na późniejszych aktywnościach  w ścianie. A dziś kolejny dzień debiutów. Tym razem prowadzenie drogi, czyli wpinanie ekspresów, później liny, pełne zaufanie do siebie i partnera z asekuracji.
Tym razem w mniejszych zespołach stajemy pod Orlikiem. Jestem ja, Kuba, Paweł, Dorota, Daria i Ania. Na Widokowej zostaje Darek z Justyną i Łukasz z Bocianem.
Ja swą próbę rozpoczynam na 5+. Asekuruje mnie Kuba. W drugim zespole Dorota prowadzi, Paweł ją asekuruje.

dzisiejsza 5+

Start. Pierwsze ruchy nie wskazują że ten dzień będzie tak krótki. Zakładam dwa ekspresy, dochodzę do trzeciego stanowiska i chłód zniewala me ręce. Palce tak szybko kostnieją że nie mam w nich czucia. Chwytam skałę, ale jej nie czuję. Chwila na bloku. Próby rozgrzania palców na nic się nie zdają. Decyzja odwrotu. Z bólu wyję. Dosłownie. Czucie w palcach wraca po kilku minutach. Dramat. Rozczarowanie?. Lekcja pokory? Tak. Warunki tak potrafią się zmienić na górze, że w ciągu kilku minut temperatura odczuwalna plus wiatr powodują dosłowny wielki dyskomfort.

prowadzenie

szukanie punktu zaczepienia

Nie czuję się rozczarowany. Absolutnie. Chociaż różnica w wchodzeniu na wędkę a w prowadzeniu drogi jest taka że do czasu wpięcia ekspresu jesteśmy zdani tylko na siebie, to w przypadku prowadzenia. Dochodzi jeszcze brak techniki. Nogi szczególnie muszą inaczej pracować.
Po zejściu na dół, po odtajaniu asekuruję Pawła na 4+ a Kuba zmaga się z moją drogą. I jak się okaże oni także przegrywają z aurą. Kuba stwierdza że kleszczy strasznie. Schodzi.
Myślę że w warunkach sobotnich mielibyśmy za sobą pierwszą z pewnością drogę poprowadzoną samotnie. Ale cóż. Przygoda ze ścianką właśnie na dobre się rozpoczęła.

debiut widoczny na rękach

Żono, kupuję linę. Najwyżej nie kupisz sobie kolejnych butów, w tych co masz równie świetnie wyglądasz:))))).
Każdych.
Zabrałem ze sobą rodzinę myśląc że może moja córka jak zobaczy wspinaczy to może też zechce. Razem ze swoją mamą mówią narazie ścianie nie.
W drodze powrotnej a że zabraliśmy ze sobą Anię trwały dyskusje na temat nowo zdobytych doświadczeń.
Dla mnie ten weekand był wyjątkowy udany. Ci bardziej doświadczeni pewnie stwierdzą że nasze dokonania są niewielkie. Mają do tego prawo. Ja jadąc do Szczytnej jechałem po doświadczenie i je w pewnym stopniu zdobyłem. Niewielkim. Ale zacząłem.
W tym miejscu wszystkim uczestnikom wyjazdu KWZG bardzo dziękuję. Każde wasze wskazówki są bezcenne. Podpowiedzi. Sugestie. Wskazania.
Cieszę się niezmiernie że mogłem być uczestnikiem tego wyjazdu, nie tylko teoretycznym ale i praktycznym. Ale jednocześnie wiem ile i jak długa droga przede mną. I obiecuję że nigdy nie powiem że jestem wspinaczem spełnionym. Ale chcę się rozwijać. Dziś była Szczytna. Kiedyś marzyłem o tym co mnie spotkało w ten weekend. Teraz mogę powiedzieć i do tego będę dążył aby móc kiedyś poprowadzić drogę na jednej z tatrzańskich ścian.
Na naukę nigdy za późno. Fenkju very maczing wszystkim uczestnikom.

A z informacji poza górskich cieszy mnie fakt że w końcu jest nowy singile RED HOT CHILLI PEPPERS i now apłyta RADIOHEAD - a moon shaped pool.
Red Hot Chilli Peppers Dark Necessities


Radiohead a moon shaped pool


1 komentarz:

  1. Hej, fajna relacja, dobrze oddaje ducha wyprawy, a pomija tylko to co trzeba (czyli np. moje dylematy podczas walki ze swoimi słabościami ;) Ale uzupełniam - w komin też się zapuściłam, zresztą - przy Twojej asekuracji :)Dzięki za fajną wyprawę :)

    OdpowiedzUsuń