poniedziałek, 21 grudnia 2020

Nad chmurami Beskidu



Buonasera.

Ciao amici.

Powoli zbliżamy się do końca roku. Roku wyjątkowego z wielu względów. Roku pandemii. Nie chcemy jej już. Większość z nas ma jej powyżej dziurek w nosie. Cieszmy się zatem chwilami zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Ale za nim one, za nami krótka, acz bardzo intensywna podróż w Beskid Śląski. Pomysł na wyjazd narodził się spontanicznie, spowodowany moim nagłym urlopem. A że góry są dla mnie i moich przyjaciół magnesem wiadomo było że udamy się w górskim kierunku. Szybko ustaliliśmy gdzie pojedziemy. 




Nie doszedł do skutku nasz przedwakacyjny wyjazd w Beskid Śląski. Wiadomo było raczej że ten kierunek obierzemy. I tak też się stało. Trzon ekipy niezmiennie tworzyli: Miś, Ninja który na wyjeździe zmienił się w Nindzadze, Ręka oraz moja skromna osoba. Została tylko kwestia noclegu. Planowany oczywiście był w pierwotnej wersji nocleg w schronisku na Skrzyczne, lecz obostrzenia w działalności w/w spowodowały że wybór mógł być tylko jeden. Istebna i noclegi u Renaty w Agroturystyce na Połomiu. Miejsce do którego razem z Misiem wróciliśmy z wielką radością. Mamy do tego regionu, tych ludzi, właśnie do Renaty, jej kuchni, widoków ogromny sentyment.





Przez kilka lat przyjeżdżaliśmy tutaj na wyścigi MTB i stąd w nas do dziś niezapomniane chwile, nie tylko te startowe. Okazało się że wyjazd służbowy może mieć miejsce i nocleg został zaakceptowany. Okazało się jednocześnie że Renata nadal gotuje, produkuje same dobre, zdrowe rzeczy. Zostało nam zaplanowanie tripu na dwa dni. Wróciły wspomnienia z jednego etapu MTB Trophy i wybór na pierwszy dzień mógł być tylko jeden. Podjazd wówczas, tym razem to miało być podejście. Wielka Racza. 1236 m.n.p.m. Najwyższy szczyt grupy Wielkiej Rajczy w Beskidzie Żywieckim. Dalej przygranicznym szlakiem koloru czerwonego w kierunku na Jaworzynę, 1173 m.n.p.m. Kolejne schronisko, tym razem na Przegibku, stąd niebieskim szlakiem, a dalej zielonym w kierunku Roztoki i z powrotem na żółty z którego wyruszyć planowaliśmy. Taki był zaplanowany ponad 20 - kilometrowy trip na niedzielę. Przed wyjazdem zerknęliśmy jeszcze na pogodę. Zapowiedzi? Mocno obiecujące. Co prawda myślałem że może skorzystamy z dobrodziejstwa skiturowych nart i spenetrujemy Beskid z takiej perspektywy ale prognozy śniegowe słabe albo wręcz beznadziejne. Nic to. Taki był plan na pierwszy dzień.




A drugi? W drugim mieliśmy się przenieść do Szczyrku i zerknąć na inne wzgórza z perspektywy najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego czyli Skrzyczne 1257 m.n.p.m. Drugi dzień będzie później. Wracamy do wczesnego niedzielnego poranka. Wyjazd zarządzony na 4 rano. Zbieramy się sprawnie i już po 4.30 mijamy rogatki Zielonej Góry. Ciemno. Niewielki ruch na szczęście. Na wysokości Wrocławia moi kompani zasypiają. Zostaję sam ze swoją kierownicą. I myślami. Wstajemy wszyscy w momencie kiedy docieramy do Wisły. Kawa na „polskiej stacji paliwowej reżimowego rządu #wypierdalac”. Stąd tylko niecała godzina do Rycerki Górnej. Szadź. Docieramy do parkingu i ku naszemu zdziwieniu na nim stoi całkiem sporo samochodów. W sumie nie powinno dziwić. Pięknie zapowiadający się dzień kusi aby spędzić go na łonie natury. Szybki przepak i meldujemy się na żółtym szlaku. Powoli wracają wspomnienia. Za grubo jesteśmy ubrani. Promienie słoneczne szybko penetrują nasze ciała i po kilku minutach robimy postój. W rękach ląduje własnoręcznie wykonana nalewka z wiśni. Smakuje wybornie.



 Dużo zdjęć. Wiele rozmów o życiu. I planach na życie. Powyżej górnych granic lasu pojawiają się pierwsze zachwycające widoki. Przejrzystość niesamowita. Wręcz niespotykana. Pojawia się słowacka Wielka Fatra, ukochane Tatry, Babia Góra. Na szczycie, zaraz za schroniskiem dłuższą chwilę spędzamy na platformie widokowej z której mamy obłędne widoki. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Morze chmur które spowiły cały region. Przez chwilę mamy wrażenie że znajdujemy się w jakimś wielkim orlim gnieździe a pod nami  majaczy tylko wielka puchowa, chmurzasta morska otchłań. 




Łyk herbaty i kierujemy się przygranicznym szlakiem w kierunku na Jaworzynę. Szlak prowadzi na zmianę a to w lesie a to w odkrytym terenie. Piękne beskidzkie łąki przecinają się z granicznymi słupkami. I towarzyszące nam niezmiennie od rana zjawisko inwersji które powoduje że tu na górze jest cieplej niż na dole. Szadź w niższych partiach otulające drzewka i krzewy tworzy niesamowite wizualizacje. 

Natura kolejny raz zachwyca.




Docieramy do kolejnego schroniska. Tu planujemy dłuższy postój. Zamawiamy kwaśnicę, naleśniki, ciasto teściowej. Dodatkowo herbata. Przy schronisku kręci się całkiem sporo turystów. Pięknie świeci słońce. Żyć nie umierać. 




Powoli schodzimy ze schroniska pod Przegibkiem i zmierzamy do naszego samochodu. Świetna pogoda chowa się razem z nami pod płaszczem chmur gdy wchodzimy do lasu. Spada temperatura. Odczuwalna jest trochę większa wilgoć. Nasze liczniki pokazują prawie 20 km pięknej, beskidzkiej wyrypy. 

Wracamy a raczej kierujemy się do Istebnej, do dzielnicy na Połomiu gdzie znajduje się nasze lokum. Po drodze szybkie zakupy i wieczorem docieramy na miejsce. W planach na wieczór ognisko. I kiełbasa z kija. Wszystko okraszone złocistym płynem.

 



Wieczorem rozpoczętym zostawiam was z opowieścią pierwszego dnia naszej beskidzkiej wędrówki. Długi dzień. Mnóstwo świetnych, pozytywnych emocji. I niesamowite widoki. Zachwycające. Zniewalające. 

Z całym szacunkiem dla naszych ukochanych Tatr nie tylko one dają nam ukojenie i górską ekstazę. Beskid Śląski pięknie spełnił nasze oczekiwania.

Do zdjęć rodacy. Czytać, zachwycać się. 

Buonanotte.

1 komentarz: