niedziela, 5 kwietnia 2020

26.10. Piątek. Himalaje. Nepal

w tle Pumori

26.10. Piątek
Wracam do himalajskich wspomnień. Jest na to czas. Zgodnie z zasadą #stayhome, #iorestoacasa i #zostanwdomu (nie do końca jestem posłuszny), zabieram się za wspominki tych niezwykłych chwil w podróży w Himalaje, tego co zastaliśmy na miejscu jak i emocji które towarzyszyły nam w drodze powrotnej. 
Wracamy do jesieni 2018 roku. Dzień po moich 43 urodzinach. 
Przypomnę i proszę o zrozumienie że będę się starał odwzorować i przenieść emocje z tekstu jak i same słowa w oryginale, żadnych poprawek. 


Poranna toaleta. I czas na napisanie kilku słów. Zimno w ręce, chyba zacznę pisać w rękawiczkach. Przynajmniej w pokoju. Dziś idziemy się aklimatyzować na Chhukung Ri. 55546 m.n.p.m.
Śniadanie 7.30. O 8 wyjście. Spokojne, bez szarpania. Przed nami jest trochę podejścia. 
Wróciliśmy. 

to co wyrasta to ściany Lhotse

w oddali niewidoczny BC

Po śniadaniu składającego się z porrige with apple and pancake with honey  z naszym climber guide i porterami weszliśmy na Chhukung Ri. Weszliśmy w bardzo dobry stylu. Szybko, co potwierdził również nasz guide. Fajnie ż każdy z nas osiągnął dobrze szczyt. Tempo było bardzo mocne. Nie wiem czy nie za szybko, zejście jeszcze szybsze. 3h. W sumie ponad 800 m w pionie. Grubo. Widok z góry zrekompensował trud podejścia. Sama góra a szczególnie jej kopuła podszczytowa faktycznie pozbawiona jest śniegu, składa się głównie z piargów i płyt sypkich. Podejście soczyste, bo to już ponad 5500 m.n.p.m. Oddechowo bomba. Fajnie, że po szybkim „zatkaniu” przychodził odrazu moment na spadek tętna i kolejną możliwość podejścia. Naprawdę mocne tempo. Z góry doskonale widać Pumori i Lhotse. W ogóle. Ama Dablam jest jeszcze potężniejsza. Makalu. Nuptse. Dobre przetarcie przed jutrzejszym wydarzeniem. Bez fałszywej skromności mogę stwierdzić że jeżeli nic złego się się nie wydarzy Imja Tse (Island Peak) otworzy przed nami swoje podwoje. To wydarzenie zbliża swe wielkimi krokami. 
Fajnie że i psychicznie jest super. Morale w narodzie nie ginie i nie zginie. 13.13 lunch. Później pewnie karty i inne atrakcje. Jutro do południa szkolenie a po lunchu wychodzimy do BC. Teraz po herbacie i recovery cieszymy swe ciszą i słońcem, które ogrzewa nasze zmęczone ciała. 

Ama Dablam

Wrócili summiterzy. Lekko zmęczeni. Czy my też tak będziemy wyglądali. Pewnie tak. Czeka nas niezła wyrypa. Wiem bardzo mocno że zakończona sukcesem. 

ściana ośmiotysięcznika
Po lunchu zabrano nas na obowiązkową kontrolę sprzętu niezbędnego w akcji górskiej. Sprawdzano buty - tu moje zostały delikatnie zakwestionowane, raki, czekan. Nasi guaidzi na naszych uprzężach wprowadzili korekty taśm, karabinków i jumara. Jutro o 9 po śniadaniu, tak jak wcześniej napisałem, idziemy na szkolenie. A o 10.30 a nie jak pierwotnie planowano po lunchu wychodzimy do BC.
Poza tym mamy zabrać ze sobą tylko niezbędne rzeczy. Reszta zostaje tu na miejscu. Ja to obawiam się aby nie odmrozić paluchów. Na szczyt idzie się około 5 h. Będzie co robić. Powoli zaczynam o tym mocnej myśleć. Aby oszukać myśli przeczytałem już całą książkę. „Burka w Nepalu nazywa się Sari”. Mocna pozycja pokazująca jak jest żyć ciężko kobietom w Nepalu. 

Złota ekipa

Tysiące myśli kłębi się w głowie. Leżę. Patrzę na sprzęt. Analizuję. Myślę o domu. Uciekam wspomnieniami do pierwszych chwil po przyjeździe do Nepalu. Ciepło. Kathmandu. Zimno, tu gdzie jesteśmy. Mnóstwo kilometrów przemierzonych od Lukli. Po drodze, Phakding, Namche Bazar, Dingboche. Aklimatyzacja. Rozmowy, zachwyty, tęsknota. Co u dzieci, co u żony. Co u znajomych. Momenty zadumy nad pięknem które nas otacza. Walka z własnymi słabościami. Wiem że jesteśmy silni i zmotywowani. Ufam, a może bardziej jestem przekonany że dążymy do sukcesu i będziemy mieli ze sobą nie tylko wsparcie bliskich, znajomych, przyjaciół ale też mocy nadprzyrodzonych, które pozwolą nam bezpiecznie wejść i zejść ze szczytu. 
czorten na szczycie

Jesteśmy tak blisko a jednocześnie tyle przed nami. Najtrudniejsza droga. Nasza próba.
Bez względu na efekt finalny uważam że i tak już wykonaliśmy kawał dobrej, niesamowitej, nikomu niepotrzebnej roboty jak zwykł mawiać Tomek Kowalski. A czy takiej niepotrzebnej? No właśnie. Już wcześniej zgodziliśmy się z tym że nasza misja realizacji marzeń zawiera nie tylko te nasze, ale przede wszystkim Wasze. 

himalajskie doliny

Piękny krótki wpis dostałem pod zdjęciem wysłanym do Elizy…..
„Piter są piękne pasje pięknych ludzi. Dzięki że tam jesteś. Dzięki tobie troszkę bliżej jestem ja”.
Chyba o to w tym wszystkim chodzi. 

bez komentarza

Kolacja. Rolls veg. 600 rupii.
Przed tym pograliśmy w karty. Bardzo źle czuje się Ręka. Dostał już antybiotyk, ibuprofen, dałem mu też Diuramid. Jutro rano powtórzy antybiotykiem i zobaczymy co będzie dalej. Trzymam mocno kciuki. Nie ma wifi. Nie ma kontaktu ze światem. Do naszego BC dotarła dziś duża grupa Hiszpanów. 
Hot Chocolette. Bardzo dobre. Martwimy się o Kubę. Siedzimy z Kozłem i analizujemy to co może zdarzyć się jutro. Niczego nie oczekuję. Dam z siebie wszystko i przyjmę z pokorą jak dostaniemy łupnia. 

ręka, ja i kozioł

Attachment.png


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz