środa, 13 lipca 2016

KAZBEK Gruzja lipiec 2015 part III

ściana budynku teatru marionetek

Cześć.
Już po Euro. Emocje opadły. Portugalia mistrzem. Beksa Ronaldo mógł triumfować.
Ale trwa Tour de France. Walczy Rafał Majka. Pierwsze etapy górskie te w Pirenejach pokazały że Rafał jest dobrze przygotowany do touru. Zatem idąc śladami panów Jarońskiego i Wyrzykowskiego pchamy Rafały do góry.
Poza tym trwają wakacje. Sezon urlopowy w pełni. Ja korzystając z okazji dwukrotnie bawiłem na ścianach naturalnych wspinaczkowych w Sokolikach. Kultowych Sokolikach. Razem z kolegą Ninja rozwijamy swoje umiejętności wspinaczkowe wchodząc na coraz trudniejsze drogi. Ciągle do przodu. Nasze koleżanki z klubu wysokogórskiego Iza i Sonia wydatnie nam w tym pomagają.
Satysfakcja ogromna. Takie trasy jak "Rodeo" czy "Michał Ledwo Dychał" większości niewiele mówią lecz stali bywalcy ścian sokolickich doceniają skalę trudności wejść. I jak to we wspinaczce. Poza zabawą ważne jest szybkie wejście, bez bloku, itd. Atakujemy.

ajem i ninja w sokolikach

michał ledwo dychał VI+

Niemniej wracamy do wakacji z lipca 2015. Zeszliśmy już na ziemię. Kazbek został w tle. Ajem z wife, Agnieszką, Martą i Waldkiem przeniosłem się do Tbilisi. Dudzia, Bartek, Kaśka i Adam przenieśli się do Batumi.
W Tbilisi pełniliśmy rolę przewodników starając się pokazać naszym znajomym to co najważniejsze.
Czego zabraknąć nie mogło. Zatem: Twierdza Narikala, Sobór Trójcy Świętej, Kartwlis Deda czyli Matka Gruzja, starówka, klasztor Świętego Dawida, dzielnica bohemy gruzińskiej.
Taki był plan. Plan obejmował także wizyty w knajpach gruzińskich celem konsumpcji sławnych pierożków, chinkali, chaczapuri, sałatek na bazie pomidora, ogórka polanych sosem z orzecha, i degustacją najwspanialszego wina na świecie. Wina Gruzińskiego.
No to w drogę.

niedaleko centrum Tbilisi

taka sytuacja

Tbilisi

Pierwszy dzień w Tbilisi zaczęliśmy od Soboru Trójcy Świętej. Ja poruszałem się w sandałach gdyż pięty mych stóp po wizycie na lodowcu były w opłakanym stanie. Niby bardzo dobre, rozchodzone buty jednak obtarły straszliwe.

ulica artystów

w drodze do świątyni

Z racji bliskości naszego noclegu, nie spiesząc się udaliśmy się w kierunku świątyni przechadzając się min. po najbardziej okazałym placu w Tbilisi, mijając po drodze budynek rządowy, trafiliśmy w jej objęcia. Wielka jest ta świątynia. Ja odpuściłem sobie wizytę w środku. Siedząc na ławce pod drzewkiem obserwowałem lokalesów, turystów, i popów. To zadziwiające jakim poważaniem cieszy się pop. Nie dość że jeżdżą doskonałymi samochodami, widać że praca sprawia im przyjemność to jeszcze kobiety całują ich po rękach. Wówczas postanowiłem że zostanę popem. Nie. Ja nim jestem, tylko że w polskim wydaniu. Ale nie doczekałem się się jeszcze całowania po rękach. Bo to że niosę dobro jest wiadome. Uwielbiany też podobno jestem. Dobra, dziewczyny, koleżanki, córki - do dzieła. Buhahaha

abdul gamp

with wife


Następnie nasze kroki skierowaliśmy z powrotem na plac główny i kolejką górską, to nie żart, wagonikiem wjechaliśmy na wzgórze gdzie stoi matka Gruzja i twierdza Narikala. Nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu. Niemniej miejsce urzeka, szczególnie mury twierdzy Narikala. Wspięliśmy się najwyżej jak się da. Widok zachwycający.

matka Gruzja

twierdza Narikala - mury obronne


widok na miasto

mury obronne cd

Schodząc wąską uliczką w kierunku term podziwialiśmy mijane kościoły różnych wyznań. Wieczór zakończyliśmy w jednej ze sprawdzonych knajpek degustując wino i smakując lokalne kulinarne popisy mistrzów kuchni.

uczta kulinarna wersja wegan

uczta kulinarna wersja mięsna

Kolejny dzień obejmował wizytę na ulicy gdzie znajduje się teatr marionetek Gabriadze, plac wolności, plac Republiki, budynek Parlamentu i Pchli Targ przy Suchym Moście. Czego tu nie ma. Od zegarków, obrazów, płyt CD i analogów, poprzez proporczyki, stare żelazka, aparaty fotograficzne i mnóstwo jeszcze innych rzeczy.

selfie na rustaweli street

Ten długi dzień zakończyliśmy w kultowej knajpie o nazwie Radża. Absolutny must have. Bliskość placu Wolności sugerowałaby że ceny jak na batorym, jednak w środku klimat nieziemski, a jedzenie? Miód. Nigdy w życiu nie jadłem tak dobrego mięsa baraniego jak tam. Kulinarny onanizm.

menu Racha 

Dokładna nazwa knajpy to Racha Dukhan. Lermontov Street.

w drodze do monastyrów

Na następny dzień zaplanowaliśmy wizytę na granicy gruzińsko-azerskiej. Dawid Garedża. Kompleks monastyrów na granicy w/w. Wyjazd z placu Wolności. Kierunek Kachetia wschodnia. Teren półpustynny. Gorąco. Upalnie wręcz. Sugerowane buty wysokie. Podróż trwa około 2h. Wychodzimy w kierunku szczytu. Pod górę. Widoki już urzekają. Kaniony. Wąwozy. Główna część trasy przebiega grzbietem granicznym. Co chwilę ukazują się nam pozostałości po komnatach wykutych w skałach. Freski i inne malowidła które doskonale zachowane cieszą oko. Niemniej to co zachwyca to fantastyczna panorama azerskich stepów. Aż po horyzont.

Dawid Garedża

wejście

takie view

cd

Monastyr jest zamieszkany. Podobno 7 duchownych zamieszkuje te pustelnie.
Wracając zatrzymujemy się w hostelu który prowadzą młodzi Polacy. Miejsce niezwykłe. Opuszczona wioska. Były kołchoz. Niewiarygodne.

w drodze na grzbiet

cd, marta, wife, waldek

abgul gamp

azerska panorama

freski

pozostałości po 

monastyr

hostel Oasis Club

Oasis Club spa

Oasis Club restaurant

Wracamy.
Następnego dnia ajem, wife i Marta wracamy do Polski. Bez przeszkód. Znowu wcześnie rano. Lądujemy w Warszawie. Słonecznej. Transfer po auto na parking i powrót do Zielonej Góry.
Waldek i Agnieszka zostają kilka dni dłużej. Odwiedzają jeszcze Batumi.
Dla mnie osobiście to był niezwykły czas. Czas pokory i nowych doświadczeń. Na Kazbek wrócę z pewnością. Marzy mi się jeszcze Uszba i Szchara. Jak wszystko będzie ok to i tam dotrę. Spokojnie. Ciągle się uczę.
Muzycznie jestem zaspokojony. Openerowskie koncerty Florance, Red Hotów, i zdecydowanie najlepszy mym zdaniem Sigur Ros ciągle w głowie rozbrzmiewają. Na deser byli Ironi we Wrocławiu.

opener 2016

Teraz jak już wspominałem trwają wakacje. Plany potwierdzone to wizyta kolejna moja w Tatrach. Z synem i Ninja i jego córką, a może i żoną. Wcześniej coś się wydarzy rodzinnie.

Sigur Rós - Takk/Glósóli Live in Reykjavik

polecam, i do usłyszenia.
Czus.

1 komentarz: