Pewnie zapytacie komu jest dedykowany tenże blog. Wszystkim, bez wyjątku. A co takiego ciekawego chciałbym wam przekazać? W całym tym gąszczu różnych przeróżnych blogów interesujących bardziej i mniej trzeba czymś was zainteresować. Przykładowo sobą, swoimi opowieściami komentarzami relacjami, zdjęciami o tematyce przede wszystkim sportowej, ale i muzycznej, outdorowej, adventure czy nawet modowej czyli reasumując wszystko co możemy zmieścić w jednym worku pod nazwą PASJA.
poniedziałek, 29 maja 2023
Udine i Triest, wizytówki Friuli-Wenecji Julijskiej 🇮🇹
Ciao
Buongiorno
Jesteśmy w Udine. Wizyta w tym północnowłoskim mieście związana z rozpoczynającym się rokiem akademickim i inauguracją tegoż wydarzenia przez naszą Julię.
Znajdujemy dość szybko dom w którym Julka będzie mieszkała przez najbliższe kilka miesięcy. Duża kamienica położona bardzo blisko centrum , należy do przesympatycznej włoszki o imieniu Mirella. Wita nas bardzo dobrą kawą. W garażu cabrio. Mirella przypomina mi trochę artystkę, malarkę, wyważoną spokojną mamę. Rozpakowujemy samochód i udajemy się do naszego hotelu.
Umawiamy się z Julką n kolację w centrum miasta. Sobotni wieczór. Włochy. Knajpy wypełnione gośćmi. Zapomnieliśmy o tym i spacerując sobie po starym mieście co chwilę odbijamy się od drzwi. Wszędzie rezerwacje. Upsss. Na szczęście, a głód wzmagał się niewyobrażalnie, znaleźliśmy miejsce w restauracji „Ciò Che C’era”. Ciepły posiłek i wyśmienita kawa zrobiły swoje. Odprowadziliśmy Julkę po kolacji do jej nowego domu a sami udaliśmy się do naszego hotelu. Kolejny dzień zapowiadał się bardzo interesująco gdyż w planach mieliśmy odwiedziny min Triestu i kilku innych atrakcji.
Rankiem, po śniadaniu spotkaliśmy się z Julka i razem wyruszyliśmy w podróż. Kierując się na południe od Udine pierwszą miejscowością do której wstąpiliśmy była Palmanova. Co nas skłoniło do odwiedzenia miasta. Znaki informujące podróżnych że miasto wpisane jest do UNESCO, oraz fakt że plan miasta przypomina sześcioramienną fortecę.
Zostawiamy auto przy Piazza Grande. Niedzielny poranek. Miasto dopiero budzi się do życia. Z ciekawostek, Chiesa del Santissimo Redentore i zachowane w doskonałym stanie budynki tworzące fortecę.
Kolejnym etapem naszej wycieczki był nadmorskie Grado. Część nadmorska połączona z lądem dugim łącznikiem, gdzie po lewej i prawej stronie towarzyszy nam bezmiar wody. Parkujemy przy głównych bulwarach i udajemy się na plażę . Spore fale, niezła pogoda namawia mnie na kąpiel. Jestem, bynajmniej w tej okolicy jedynym śmiałkiem który uskutecznił morską kąpieli. Woda doskonała. Co prawda słona ale jak na koniec września bardzo ciepła. O tej porze nasz Bałtyk bywa chłodniejszym. Za naszymi plecami wielkie apartamentowce. Jeszcze miesiąc temu miasto tętniło życiem a w tej chwili spotykamy nieliczne osoby. Nam się podoba. Kąpiel zrobiona. Zwiedzamy dalej. W drodze do Triestu zatrzymujemy się na chwilę w supermercoato i dokonujemy spożywczych zakupów, tradycyjnie pancetta, prosciutto, ciabatta, trochę warzyw i przy nabrzeżu, z pięknym widokiem na morze zjadamy lunch. Znaki drogowe pokazują że do Słowenii mamy dosłownie kilka kilometrów.
Posileni udajemy się do Zamku Miramare. Castello (zamek) stojący przy nabrzeżu mami turystów swym pięknym położeniem, bogatą historią i bialą elewacją. Wokoło świetnie zachowany park tworzy bardzo interesującą mieszankę krajobrazową.
Sam zamek wzniesiony został na początku XIX wieku przez Karola Maximiliana Habsburga, następcę tronu Austrii.
W samym zamku znajduje się muzeum, księcia Karola i jego żony Charlotte. Zamek jest jednym z najpiękniejszych rezydencji we Włoszech. Legenda głosi, że ten kto mieszka w zamku, zginie przedwczesną tragiczną śmiercią na obcej ziemi.
Naładowani pięknem zamku udajemy się do Triestu.
Na początek parking. Polecany zreszta przez innych blogerów.
Park San Giusto (Via del Teatro Romano, 16, 34121) poziomowy parking w centrum miasta gorąco polecam. My wybraliśmy opcję umożliwiającą rozpoczęcie zwiedzania od jego najwyżej położonych atrakcji. W naszym przypadku oznaczało to start gdzie wychodzimy na samą górę, gdzie rozpościera się świetny widok na miasto jak i zatokę i witamy miasto przy zamku San Giusto. Doskonale zachowany zamek dumnie prezentuje się na szczycie. Obok ruiny, pozostałości rzymskich kolumn a zaraz za nimi Katedra San Giusto. My tym razem odpuszczamy zwiedzanie wnętrz tylko powoli udajemy się w dół miasta, spacerując pięknym parkiem, dochodząc do największych schodów w mieście czyli Scala dei Giganti.
Naszym kolejnym celem są ruiny Teatro Romano. Pozostałości robią wrażenie. Szczególnie bacząc na to że są one w centrum miasta.
Udajemy się w kierunku ścisłego centrum gdzie trafiamy w kolejności na tajemniczą postać przy jednym z mostów a tą tajemniczą postacią jest James Joyce czyli irlandzki pisarz, twórca min. „Ulissesa”, który w Trieście mieszkał przez 12 lat.
Triest to miasto kawy Illy i Hausbrandt. I w jednej takiej kafejce próbujemy oryginalną Illy która smakuje wyśmienicie. I kosztuje 1,30 euro za filiżankę cudownego espresso.
Przed nami Riva Tre Novembre, jedna z głównych ulic Triestu, oddzielająca centrum miasta od wybrzeża, ciągnie się przy nabrzeżu i szczególnie podczas zachodu słońca widoki są fenomenalne.
My spacerujemy w kierunku Molo Audace. Poniekąd to ulubione miejsce spotkań mieszkańców Triestu. Mam wrażenie że faktycznie są tu wszyscy. Mamy z dziećmi, wędkarze, starsi panowie dyskutujący o polityce, młodzież słuchająca muzyki. Poza tym wspomniane molo oferuje świetny widok i na całe miasto jak i na cała zatokę.
Z mola wędrówkę swą kierujemy na Piazza Unitą d’Italia. Najbardziej reprezentatywny plac w Trieście. I pewnie wygląda cały niesamowicie ale jak to z naszym szczęściem do zwiedzania bywa część zabudowań obudowana była rusztowaniami a w innej części widoczne były po niedawnym może koncercie? Niemniej warto swe nogi na nim postawić. Pałace w pełnej swej krasie muszą robić wrażenie.
A co może mieć wspólnego Triest z Wenecją? A no jest taki jeden kanał, 300-stu metrowy, oferujący na swoich brzegach mnóstwo kafejek i restauracji, jest prawdziwą wizytówką tego miasta.
Fajne to miasto a już droga przy nabrzeżu zwana Strada Costiera, droga którą wracaliśmy oferuje niesamowite widoki.
Wracamy do Udine. Kolacja i odpoczywamy.
Ostatni dzień pobytu to wizyta a raczej próba wizyta na stadionie miejscowego klubu Seria A, Udinese Calcio. Niestety nie było szans na zwiedzanie więc obszedłem stadion wokoło i tyle. Wracając już do Polski, przed granicą z Austrią i bardzo blisko granicy ze Słowenią zatrzymujemy się nad jeziorkami położonymi w górach. Laghi di Fusine oferuje ciszę i spokój i fantastyczne połączenie wody i wysokości. Góry otaczające jeziorka dumnie odbijają swe oblicza w toni przejrzystej wody. Nam w spacerze przeszkodził deszcz ale być warto. Piękne zakończenie krótkiej acz intensywnej podróży. Bliskość Słowenii i gór, niedaleko Wenecja i Mediolan, to duże atuty tego regionu. Zawsze traktowaliśmy w/w miejsca jako transfer. Przyszedł czas na wizytę i zdecydowanie polecam wszystkim ten piękny region.
Jak zawsze zapraszam do podziwiania zdjęć. I do usłyszenia.
Ci vediamo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)